Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 17 marca 2025 00:27
Reklama KD Market

MŚ w short tracku - dwa polskie medale w niedzielę, sukcesy Maliszewskiej

Reprezentacja Polski w short tracku zdobyła trzy medale w zakończonych w niedzielę mistrzostwach świata w Pekinie. Trzy razy na podium stanęła Natalia Maliszewska: była druga w sztafecie kobiet w sobotę, a dzień później trzecia na 500 m i w sztafecie mieszanej. Padły dwa rekordy Polski.
Reklama
  • Źródło: PAP
MŚ w short tracku - dwa polskie medale w niedzielę, sukcesy Maliszewskiej
Natalia Maliszewska przywozi z Pekinu trzy medale mistrzostw świata fot. Facebook/PZŁS

Niedziela zaczęła się od sukcesu w sztafecie mieszanej, w której obok Maliszewskiej Polskę reprezentowali: Kamila Stormowska, Michał Niewiński i Diane Sellier. W finałowym wyścigu biało-czerwoni długo jechali na czwartej pozycji, ale w końcówce sytuacja szybko się zmieniała.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

W wyniku udanego ataku Maliszewskiej oraz upadku jednego z reprezentantów Holandii Polacy przesunęli się na drugą pozycję, przed Włochów. Od startu do mety pewnie prowadzili Kanadyjczycy.

Na ostatniej zmianie dwa błędy popełnił Niewiński, który najpierw zostawił zbyt wiele miejsca na wirażu i dał się wyprzedzić reprezentantowi Italii, a na kolejnym stracił równowagę, upadł i uderzył w bandę. Zdążył jednak pozbierać się i dojechać do mety, zanim stratę odrobił Holender.

Brąz odebrał też Łukasz Kuczyński, który reprezentował Polskę w tej konkurencji w ćwierćfinale. To właśnie z nim zamiast Selliera w składzie biało-czerwoni uzyskali czas 2.36,410, który był o ponad dwie sekundy lepszy od dotychczasowego rekordu kraju - 2.38,879. Taki wynik mieli Nikola Mazur, Stormowska, Niewiński i Sellier w październiku ubiegłego roku w Montrealu.

"To był nasz dobry występ, zadowalający, bo mamy medal i trzeba się z tego cieszyć. Mogliśmy powalczyć o więcej, ale tutaj wychodzi kwestia lodu. Oczywiście dla każdego jest on taki sam, ale było widać niemal u każdego zawodnika, że na jednym zakręcie płozy odjeżdżały. Ja jestem najcięższy ze stawki, co czasami jest atutem, a czasami przeszkodą, ale przez to niestety upadłem. Najważniejsze, że mamy medal, na który w pełni zasłużyliśmy. Poziom, jaki pokazaliśmy w ćwierćfinale i półfinale, nie daje powodów do dyskusji o jakimś szczęściu czy innych aspektach. Po prostu jeździliśmy bardzo dobrze i mamy krążek mistrzostw świata" - ocenił Niewiński, cytowany w komunikacie PZŁS.

Kilkadziesiąt minut po odebraniu brązowego medalu Maliszewska i Stormowska, a także Mazur, przystąpiły do indywidualnej rywalizacji w ćwierćfinałach na 500 m. Do następnej rundy zdołała awansować tylko pierwsza z nich. Uzyskując czas 42,049, pobiła rekord Polski, który od 11 lutego ubiegłego roku należał do Stormowskiej i wynosił 42,311.

W półfinale Maliszewska walczyła o drugie miejsce w swoim wyścigu z Florence Brunelle, a po kontakcie z Kanadyjką zachwiała się i spadła na ostatnie miejsce. Sędziowie dopatrzyli się przewinienia jej rywalki i dopuścili Polkę do rywalizacji finałowej.

Tę szansę 29-letnia zawodniczka Juvenii Białystok wykorzystała, bo choć startowała z najbardziej zewnętrznego toru, zdołała wyprzedzić dwie rywalki i stanąć na podium. Uzyskała 42,561 i była wolniejsza tylko od Holenderki Xandry Velzeboer - 42,132 oraz Kanadyjki Rikki Doak - 42,286.

"Wiedziałam, że oddam całą siebie w starty drużynowe i może dziwnie to zabrzmi, ale te indywidualne odstawiłam jakby na drugi plan. Nad nimi cały czas pracuję i tutaj rywalizacja była zupełnie inna. Ale w Pekinie naprawdę czułam się dobrze, a łyżwy kleiły mi się do lodu. Czułam, że mogę zrobić wszystko, ale zastanawiałam się na ile pozwolą mi nogi oraz przeciwniczki. Nie miałam nic do stracenia i tak podeszłam do tego startu na 500 metrów. W finale było już pięć najlepszych zawodniczek na świecie i… znowu mi siadło! Sam przejazd dał wielką radość, a gdy zobaczyłam wynik, to… nie wiedziałam, że można cieszyć się jeszcze bardziej! Jestem wdzięczna, że był tam mój cały team, któremu wiele zawdzięczam i mogliśmy sobie przybić piątki" – powiedziała Maliszewska.

W sobotę Maliszewska została także wicemistrzynią świata w sztafecie kobiet, w której startowała wraz ze Stormowską, Mazur i Gabrielą Topolską. Polki musiały uznać wyższość tylko Kanadyjek, a brąz wywalczyły Holenderki.

Mająca w dorobku również srebro MŚ na 500 m z Montrealu z 2018 roku Maliszewska "przeprosiła się" z olimpijskim torem w Pekinie, skąd miała bolesne wspomnienia z igrzysk z 2022 roku. Wówczas z powodu zawirowań wokół niespójnych wyników badań na COVID-19 nie mogła wystartować na swoim koronnym dystansie i spędziła kilka dni w izolacji, bez możliwości trenowania na lodzie.

W niedzielę kobiety rywalizowały także na 1500 m. W półfinale Stormowska doprowadziła do upadku jednej z rywalek, otrzymała karę i ostatecznie została sklasyfikowana na 19. pozycji. Z kolei na ćwierćfinale na 1000 m zatrzymali się Niewiński (11. miejsce) i Sellier (15.).

Rywalizację w Chinach zakończyła męska sztafeta 5000 m, w której zwyciężyli Kanadyjczycy, a na podium stanęły też reprezentacje gospodarzy i Korei Południowej. Polacy w składzie: Kuczyński, Niewiński, Sellier i Neithan Thomas odpadli w ćwierćfinale.

Były to najlepsze w historii mistrzostwa świata biało-czerwonych.

"Jesteśmy przeszczęśliwi, bo wyrobiliśmy trzysta procent normy. Myśleliśmy tak naprawdę o jednym medalu, a mamy aż trzy. To tylko potwierdza, że potencjał naszych zawodników jest niesamowity. Jesteśmy dumni ze sztafet oraz Natalii, która znów jest tą Natalią sprzed kilku lat. Mądrze jeździła, świetnie atakowała. Oglądało się to cudownie, a jeszcze wyścig został okraszony medalem. Na pewno Natalia dostanie wiatru w skrzydła, a w kolejnym sezonie mamy igrzyska olimpijskie. Odblokowała się też psychicznie po tych wszystkich perturbacjach, które ją spotkały w ostatnich latach. Podsumowując, mamy kolejny historyczny rok, a to zasługa całego naszego teamu. Zawodnicy mają wsparcie, logistykę, świetnych trenerów, zabezpieczenie medyczne. Owocem tej ciężkiej, blisko siedmioletniej pracy są właśnie te sukcesy. Cały czas rośniemy" - podsumował w komunikacie prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego Rafał Tataruch.

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama