Jeżdżąc pociągami lubię dyskretnie przyglądać się ludziom. Czym się zajmują, jak reagują, w jaki sposób prowadzą rozmowy, także przez telefon. Taka obserwacja daje mi sporo przemyśleń, także, a może nawet przede wszystkim w stosunku do samego siebie. Zdaję sobie wtedy sprawę, że jestem mężczyzną w średnim wieku, katolickim księdzem i zakonnikiem. I czuję, że mimo wielu trudności jest mi ze sobą dobrze. Takie poczucie integracji wewnętrznej dobre jest dla każdego, jak i w ogóle to, żeby swojego życia nie przeżywać bezrefleksyjnie. Grozi wtedy życie na mieliźnie, puste, w którym odbiera się tylko jakieś bodźce. A przecież życie trzeba przeżywać świadomie, smakując je i zdobywając kolejne cele, pośrednie, na drodze do celu ostatecznego. Może to trochę filozoficzne, o czym tu piszę. Nie, to nie filozofia, ale opis rzeczywistości i zachęta do tego, żeby widzieć i czuć to, co dzieje się we mnie każdego dnia. I jak to pisze w Ewangelii, trzeba „wypływać na głębię”, codziennie na nowo wiedząc, że tam można odnieść po ludzku wielki sukces, łowiąc niezliczoną ilość ryb, czyli zdobywając nagrodę za trud podejmowanej pracy.
Patrząc na różne prace i zadania, które mam do wykonania, często mam wrażenie, że przypominają one wysoką i nierzadko stromą górę do zdobycia. Mam doświadczenie, czym jest zdobywanie górskich szczytów, gdzie nagrodą są niezapomniane i jedyne w swoim rodzaju widoki, piękno, a także świetne samopoczucie jako owoc zmęczenia ciała. Wiem też, że samo wyjście na szlak, podjęcie tej wyprawy nie jest może trudne. Jednak po jakimś czasie zaczyna się dłużyć, męczyć, wymagać wysiłku. Wtedy przychodzi pokusa zniechęcenia, zawrócenia. Choć zniechęcenie może przyjść już przed wyjściem, jednak warto na nie uważać i nie poddawać się. Skutkiem takiego poddanie się jest gorycz, poczucie przegranej, a także złość na samego siebie i swój los. Takie uczucia trzeba gdzieś znieczulić, bywa, że w bardzo niedobry sposób. Jest też czasem tak, że skoro zadanie jest trudne i wymaga poświęcenia czasu, chciałoby się zrobić to „raz dwa”, szybko. To niecierpliwość, za którą często idzie brak dokładności. Niestety w dzisiejszych czasach wydaje się, że niecierpliwość bierze górę, coraz więcej rzeczy musi być zrobionych „na wczoraj”, a ostatnio usłyszałem, że najlepiej „na przedwczoraj”. Widziałem dzisiaj serię fotek mojego niespełna trzyletniego bratanka. W żłobku dzieci przygotowywały walentynkowe kartki, wyrabiając masę z jakiegoś ciasta, wykrawając z niej serce i malując je. Urzekło mnie wielkie zaangażowanie i koncentracja dzieci. Nieprawdopodobne, z jaką uwagą tworzą te rzeczy. Może dlatego, że nie czują jeszcze ciężaru konkurencji, wiedzą natomiast, że robią to dla kogoś, kogo kochają?
A moja praca, zajęcia, obowiązki, jaki punkt odniesienia mają? Czy tylko zarobek, czy też chęć spełniania się, realizacji swoich zdolności, miłość do samego siebie i innych? A jeśli jeszcze jest odniesienie do Boga i miłość do Niego, to dopiero może być motywacja! Czy jednak nie jest tak, że celem jest zarobek, zamknięcie tak zwanego „projektu”, bo taka nazwa jest dziś modna. I koniec. Beznamiętne przejście do kolejnego zadania? Zupełnie inaczej jest, kiedy mogę szczerze powiedzieć, że kocham to, co robię, moją pracę, towarzyszy na tej drodze, a także samego siebie! Kiedy moja praca jest ważną częścią mojego życia, zdobywaniem celów z poczuciem przyjemności i radości. Także, gdy idzie trudniej, a na drodze są także chwile zawahań i porażki. Nawet, jeśli wyjdę na szczyt ostatni.
Do zdobywania wyznaczonych celów trzeba się przygotować. Przeczytać instrukcję, określić, którym szlakiem chcę iść. To się zaczyna już od lat szkolnych i powinno być obecne także później. Kupiłem ostatnio w Polsce butelkę na wodę. W sklepie portalu „Pogłębiarka”. Wypisane zostały na niej hasła – przypomnienia: „Sen. Ruch. Relacje. Modlitwa. Dieta. Praca. I duuuuuuuuużo wody”. Jakie to jest ważne, żeby codziennie iść i zdobywać cele. Wszak codziennie należy napełniać tę butelkę wodą, żeby zdała swoje zadanie. Czasami dobrze jest nawet uzupełniać ją wodą kilka razy na dzień. Sama „Pogłębiarka”, która istnieje już od 2015 roku, wyznaczyła sobie takie zadanie: „Pomagamy zrobić krok w głąb każdemu, niezależnie od miejsca, w którym jest. Jesteśmy społecznością ludzi, którzy poprzez szukanie głębi w sobie i w relacjach z innymi, zbliżają się do Boga. Medytujemy, spotykamy się i poszukujemy Prawdy.” Idealna pomoc w codziennej drodze na szczyty!
Cóż zatem? Odwagi! Krok za krokiem, nawet jeśli co jakiś czas trzeba zrobić mały przystanek. Byle do przodu! Raz będzie łatwiej, raz trudniej. Po płaskim, w dół i znów pod górę, byle do celu! Wzmacniać od rana motywację, by wieczorem, po wszystkim, na przykład na modlitwie zrobić małe podsumowanie, rachunek sumienia, z bilansem tego, co się udało i co nie wyszło, z wdzięcznością bardziej niż z żalem. Pamiętając o głębi, do której wzywa Stwórca, Bóg Ojciec, dając wszystko, co do tego potrzebne!
ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.