W wydanej dwa dni po wniesieniu skargi decyzji, Sąd Najwyższy oznajmił, że wysłucha argumentów obu stron na posiedzeniu 10 stycznia i że rozprawa ma dotyczyć rozstrzygnięcia, czy ustawa o potencjalnym zakazie TikToka jest zgodna z wolnością słowa. Sąd zapowiedział, że dopiero po tej rozprawie zdecyduje, czy zgodzić się na wniosek TikToka i wstrzymać obowiązywanie ustawy.
Jak podaje "Washington Post", decyzja sądu zapadła nadzwyczaj szybko, zanim strona rządowa zdążyła się jeszcze ustosunkować do sprawy.
Sprawa dotyczy ustawy, która zmusza chińskiego właściciela aplikacji, firmę ByteDance, do sprzedaży TikToka innemu właścicielowi, niezwiązanemu z władzami Chin. W przeciwnym razie aplikacja ma zniknąć ze sklepów z aplikacjami mobilnymi w USA od 19 stycznia.
Na początku grudnia sąd apelacyjny w Waszyngtonie jednogłośnie uznał, że ustawa jest zgodna z konstytucją, stwierdzając, że obawy Kongresu dotyczące chińskiej kontroli nad popularną platformą internetową są uzasadnione. Sąd podkreślił, że to nie sama ustawa stanowi zagrożenie dla wolności słowa, lecz potencjalny wpływ Chin.
Sąd uznał, że zagrożenie jest realne ze względu na obowiązujące w Chinach prawo zacierające granicę między władzami i prywatnymi firmami, a także wykorzystywanie przez Pekin kampanii cybernetycznych do realizacji swoich interesów i podważania demokracji w innych krajach.
Przeciwko ustawie opowiadał się prezydent elekt Donald Trump, który w poniedziałek stwierdził, że "przyjrzy się" sprawie i że TikTok ma "ciepłe miejsce w jego sercu", ze względu na wpływ jaki aplikacja miała na zwiększenie jego poparcia wśród najmłodszych wyborców.
W trakcie pierwszej kadencji Trump bezskutecznie starał się zmusić ByteDance do sprzedaży aplikacji, jednak w trakcie swojej kampanii wyborczej opowiedział się przeciwko ustawie. Stało się to po tym, jak Trump uzyskał wsparcie jednego z właścicieli mniejszościowych TikToka, miliardera Jeffa Yassa. W poniedziałek Shou Zi Chew, szef TikToka, rozmawiał z Donaldem Trumpem.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)