Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 21 listopada 2024 22:20
Reklama KD Market

Między izolacjonizmem a pragmatyzmem

Między izolacjonizmem a pragmatyzmem

Autor: Adobe Stock

Po wyborach w USA reszta świata pogrążyła się w rozważaniach, co druga kadencja Donalda Trumpa może oznaczać w polityce zagranicznej. W obliczu rywalizacji amerykańsko-chińskiej, konfliktów w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie jest się czego obawiać. Powody do niepokoju mają także Polacy otwarcie wspierający Kijów stawiający czoła moskiewskiej agresji.

Charles Kupchan, profesor politologii na Georgetown University zauważa na łamach „Foreign Affairs”, że przedstawianie podejścia Trumpa „najpierw Ameryka” jako mrocznego odchylenia od amerykańskich doświadczeń oznacza niezrozumienie głębokich korzeni historycznych i ideologicznych izolacjonizmu. Osoby odsądzające agendę „America First” od czci i wiary powinny zdobyć się na refleksję i odpowiedzieć na pytanie o źródło jej atrakcyjności.

W świetnym eseju w „Foreign Affairs” prof. Kupchan przypomina, że w przeszłości izolacjonizm był atrakcyjny dla wielu grup politycznych i ideologicznych. Dla realistów wzmacniał izolację geograficzną oraz strategiczną separację od reszty świata. Dla idealistów i progresistów  izolacjonizm oznaczał ucieczkę od realpolitik i umożliwienie inwestowania w dobrobyt gospodarczy kraju, a nie w narzędzia wojny. Konserwatywni nacjonaliści odwoływali się do izolacjonizmu w celu obrony suwerenności i wzmocnienia pozycji USA. Libertarianie postrzegali tę strategię jako sposób na zabezpieczenie małego rządu i wolności wewnętrznej. Dla grup antyimigranckich izolacjonizm oznaczał zachowanie jednorodności społecznej poprzez trzymanie na dystans świata „niebiałego”. Przemysłowcy postrzegali izolacjonizm jako przedłużenie protekcjonizmu – powstrzymując import, a nie imigrantów – uważa Kupchan. U Trumpa mamy wszystkiego po trochu.

Pisałem w tym miejscu kilkakrotnie, że izolacjonizm nie jest w USA niczym nowym i ma swoją długą tradycję. Choć sam nie jestem zwolennikiem okopywania się przed resztą świata, trudno mi zignorować fakt, że praktycznie od 1789 do 1941 roku Stany Zjednoczone realizowały strategię izolacjonistyczną, a obecne hasła Trumpa brzmią bardzo podobnie. Wyjątkiem w tamtym okresie było jedynie zaangażowanie USA podczas wojny hiszpańsko-amerykańskiej i I wojny światowej.

Formą izolacjonizmu była także ogłoszona w 1823 roku przez prezydenta Jamesa Monroe doktryna mówiąca, że  półkula zachodnia nie może być obiektem kolonizacji i ma prawo do niepodległości. Doktryna Monroe zakładała, że każde ingerowanie państw europejskich w sprawy wewnętrzne państw obu Ameryk, będzie postrzegane przez rząd USA jako zagrożenie dla bezpieczeństwa regionu. Od tego momentu administracja Stanów Zjednoczonych rościła sobie prawo do protektoratu nad półkulą zachodnią, występując jednocześnie jako gwarant niepodległości państw obu Ameryk. Gdzie tu było miejsce na izolacjonizm? Prezydent Monroe zapewniał, że USA nie będą się mieszać w żadne spory na kontynencie europejskim. Tym samym zapoczątkował on trwającą do pierwszej wojny światowej politykę niemieszania się w konflikty na Starym Kontynencie.

Przystąpienie Stanów Zjednoczonych do II wojny światowej stanowiło historyczny punkt zwrotny, otwierając drogę do otwarcia się polityki zagranicznej na cały świat.  „Początek zimnej wojny zwiększył apetyt kraju na globalne zaangażowanie. Na początku lat 50. polityką USA zawładnął liberalny internacjonalizm, a nie izolacjonizm,. Projekcja amerykańskiej potęgi oraz utworzenie i obrona otwartego, wielostronnego porządku wśród podobnie myślących demokracji przyniosły korzyści całemu spektrum politycznemu” – przypomina Kupchan. Rezultatem był dwupartyjny konsensus w sprawie roli Stanów Zjednoczonych. Porozumienie to przez długi czas stanowiło polityczną podstawę Pax Americana.

Teraz ten konsensus dotyczący zaangażowania się USA w sprawy świata przestał istnieć. Deindustrializacja i pauperyzacja klasy średniej, dziesięciolecia rozciągnięcia strategicznego (USA pełni rolę policjanta dla całego świata angażując się w wielu konfliktach),  hiperglobalizacja, a także napływ imigrantów i szybkie zmiany w strukturze demograficznej kraju napędzają różne ideologiczne odmiany izolacjonizmu. Zapowiedź Trumpa, z przemówienia inauguracyjnego z 2017 roku dla wielu jest atrakcyjna: „Od tej chwili na pierwszym miejscu będzie Ameryka. Każda decyzja dotycząca handlu, podatków, imigracji i spraw zagranicznych zostanie podjęta z korzyścią dla amerykańskich pracowników i amerykańskich rodzin”. I tu wypada zadać pytanie o przyszłość amerykańskiej pomocy dla Ukrainy, a tym samym i bezpieczeństwo Polski. „Amerykańskie społeczeństwo zasługuje na trzeźwą i realistyczną debatę na temat charakteru i znaczenia amerykańskich interesów wchodzących w grę na Ukrainie. Elektoratowi także należy powiedzieć prawdę: jest bardzo mało prawdopodobne, że Ukrainie uda się wypędzić siły rosyjskie ze swojego terytorium, nawet przy dalszym silnym wsparciu Zachodu. Gotowość Trumpa do poszukiwania wynegocjowanego porozumienia nie jest kapitulacją: to pragmatyzm” – twierdzi Kupchan, który zarzuca odchodzącej administracji Joe Bidena, że nie posiadała realnej wizji zwycięstwa Ukrainy nad Rosją.

Być może ugoda w sprawie Ukrainy będzie wymagała wynegocjowania zawieszenia broni i skupienia się na zapewnieniu bezpieczeństwa, dobrobytu i stabilności 80 procent kraju pozostającego obecnie pod kontrolą Kijowa. Biorąc pod uwagę, że Ukraina mierzy się z brutalną agresją ze strony znacznie większego sąsiada, wynik ten pod każdym rozsądnym względem można uznać za sukces. Na Bliskim Wschodzie Waszyngton powinien dążyć do położenia kresu przemocy w Gazie, a następnie wytyczyć drogę do samostanowienia Palestyny ​​i normalizacji stosunków Izraela z sąsiadami. Stany Zjednoczone powinny przeciwstawić się chińskim ambicjom, ale jednocześnie unikać niepotrzebnych prowokacji, które mogłyby doprowadzić do nieodwracalnego zerwania geopolitycznego. 

Stany Zjednoczone nie mogą sobie pozwolić na ucieczkę od świata, jak to miało miejsce podczas długiej ery izolacjonizmu. Współzależność gospodarcza, powiązania cyberprzestrzeni czy zmiany klimatyczne sprawiają, że pełna izolacja i działanie na własna rękę nie są w dzisiejszym świecie możliwe. Tego pragmatyzmu trzeba domagać się od prezydenta elekta i jego doradców, aby za cztery lata USA nadal były największym mocarstwem na świecie.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama