Niedawno rzucił mi się w oczy artykuł z bardzo starej gazety informujący czytelników, że zgodnie ze ścisłymi matematycznymi obliczeniami już w 2139 roku na świecie będą żyć sami wariaci… Zanim jednak to nastąpi, zachęcam do przyjrzenia się, czym nas „obdarowali” rodzice, dziadkowie, bo być może właśnie to okaże się być w jakiś sposób uzdrawiające, a przynajmniej uspokajające i wyznaczające dobry kurs dla nas samych jako rodziców.
Ciężki bagaż przeszłości
Bardzo często spotykam się z sytuacją, kiedy młodzi ludzie orientując się, że coś w życiu nie do końca idzie tak, jak by tego chcieli, zaczynają kopać w przeszłości. Przy tej okazji mogą dojść do wniosku, że winni są … rodzice. To przecież oni są odpowiedzialni za rozwój dziecka w pierwszych latach jego życia, czyli tych najważniejszych, kształtujących podwaliny pod wszystko, co będzie pojawiać się później.
Niejednokrotnie wcale nie trzeba czekać aż coś rzeczywiście nie będzie się układać, bo młody człowiek bardzo szybko dostrzega, że jego dom nie przypomina domu kolegów, czy koleżanek, a własna rodzina nie daje tyle miłości, zainteresowania, uwagi, ile potrzeba. Zamiast poczucia bezpieczeństwa pojawia się niepewność, smutek, a niekiedy nawet strach.
Takie doświadczenia kształtują młodego człowieka, który nie jest pewien siebie w otaczającym go świecie, który próbuje wymusić uwagę innych lub też całkiem odwrotnie – stać się niewidzialnym. Za to wszystko winą obarczani są rodzice, którzy nie byli tacy, jak potrzebowało dziecko, którzy nie potrafili zapewnić mu bezpieczeństwa, miłości i stałości. Tak rzeczywiście było, ale… Tym rodzicom prawdopodobnie nikt nie powiedział, jak mają radzić sobie z problemami życia codziennego, z niedostatkami finansowymi, mieszkaniowymi, problemami w pracy, zapewniając jednocześnie jak najwięcej miłości i uwagi swemu małemu dziecku.
Po takich doświadczeniach, młody człowiek może wejść w życie z pretensjami do siebie, do świata, do rodziców, postrzegając wszystko właśnie przez pryzmat rodzicielskich potknięć, porażek.
Jak światło w ciemności
Kiedy cały świat zaczyna jawić się w czarnych barwach, kiedy zaczynamy myśleć, że od rodziców dostaliśmy wyłącznie ciążący nam na barkach wielki ciężar, z którym nie wiadomo co zrobić, bardzo często zapominamy o tym, że w każdej ciemności ukrywa się również światło. Nigdy bowiem nie jest tak, że wchodzimy w życie wyłącznie z obciążeniami, bo gdyby tak było, prawdopodobnie nie bylibyśmy w stanie iść na przód.
Warto pamiętać, że z każdej rodziny, nawet najtrudniejszej, wynosimy również pozytywne wspomnienia, czy też „ekwipunek” do wykorzystania w późniejszym życiu. Co ciekawe, niekiedy bywa tak, że trudne doświadczenia generują więcej możliwości niż wielość tych dobrych. Dzieje się tak przede wszystkim z tego powodu, że musieliśmy odnaleźć sposoby na poradzenie sobie z trudnościami i to właśnie nam się udało. W trudnej rodzinie nikt raczej nie roztacza nad dzieckiem parasola ochronnego, samemu walcząc o przetrwanie, co niejako wymusza na maluchu rozwój kreatywności.
Pamiętam historię mojego znajomego, którego ojciec był niezwykle zasadniczym człowiekiem, który nie tolerował żadnych wpadek, pomyłek, błędów. Pewnego dnia w trakcie przyjęcia, mojemu znajomemu (będącemu wtedy dzieckiem) spadły na podłogę ziemniaki i chcąc ratować sytuację, obrócił całą sytuację w żart, który rozbawił wszystkich obecnych. Ojciec, dostrzegając reakcję gości, nie zareagował i od tamtej pory dowcip stał się dla chłopca, a później mężczyzny, lekarstwem i ucieczką w trudnych chwilach.
Razem, czy osobno
Niejednokrotnie wydaje się, że jedynym sposobem na rozwiązanie tej trudnej sytuacji, w którą zostaliśmy wplątani nie ze swojej winy, może być zerwanie kontaktów z naszymi rodzicami i rozpoczęcie życia na własny rachunek. Nie jest to jednak możliwe dopóki nie załagodzimy sytuacji, nie opatrzymy naszych ran. Jest to długotrwały proces, w którym odkrywamy, gdzie są nasze zranienia, wybaczamy sobie, a później próbując zrozumieć dlaczego nasi rodzice postępowali tak, a nie inaczej, mamy szansę dojść do wybaczenia również im.
Choć naturalnie mamy skłonność do dostrzegania przede wszystkim błędów, samo skupienie się na nich, nie spowoduje, że będzie nam się żyło lepiej, czy tego, że sami ich unikniemy. Nie wystarczy przecież działać odwrotnie do naszych rodziców, aby zapewnić sobie sukces – to gotowy przepis na niewypał. Jedną z najważniejszych rzeczy jakie możemy zrobić, jest natomiast uświadomienie sobie, co było dobre, co nam się przysłużyło. Nasze dzieci przecież też kiedyś będą miały nam coś do zarzucenia i myślę sobie, że dobrze by było, gdyby również umiały dostrzec i docenić nasze starania. Mylić się bowiem jest rzeczą ludzką, ale za tymi pomyłkami najczęściej stoją dobre intencje.
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!