Polka została przełamana już w gemie otwarcia i jak się okazało, tyle Krejcikovej wystarczyło, aby wygrać pierwszego seta. Czeszka co prawda musiała później bronić trzech break pointów, ale wyszła z opresji.
Po przegranej partii Świątek tradycyjnie udała się na przerwę toaletową, jednak początkowo nie przyniosło to poprawy. Drugiego seta Krejcikova zaczęła jeszcze lepiej, dwukrotnie uzyskała przełamanie i prowadziła 3:0.
Jak się później okazało, był to moment przełomowy, bo cztery kolejne gemy padły łupem Świątek. Polka przejęła inicjatywę, w 12. gemie ponownie przełamała rywalkę, co pozwoliło jej wyrównać stan meczu.
Set trzeci to już całkowita dominacja pięciokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej. Świątek po kilkunastu minutach prowadziła w nim 5:0. Zryw Krejcikovej i odrobienie jednego przełamania na niewiele się zdało.
"Początkowo byłam trochę zardzewiała, ale w końcu złapałam właściwy rytm. To nie jest tak, że coś konkretnego w grze zmieniłam. Musiałam być cierpliwa, bo na treningach takich problemów nie miałam i wiedziałam, że to jest coś, co tkwi we mnie. Cieszę się, że znalazłam sposób, aby wygrać" - powiedziała Świątek w krótkiej rozmowie na korcie.
WTA Finals to turniej dla ośmiu najlepszych zawodniczek sezonu. Krejcikova w rankingu WTA Race była dopiero 12., ale prawo startu dał jej triumf w wielkoszlemowym Wimbledonie.
To był pierwszy mecz Świątek od dwóch miesięcy. Poprzedni miał miejsce 4 września, gdy w 1/4 finału US Open przegrała z Amerykanką Jessicą Pegulą. Polka zmęczona sezonem, bardziej wymagającym niż zwykle z powodu igrzysk olimpijskich, nie tylko zrobiła sobie przerwę, ale również zakończyła współpracę z Tomaszem Wiktorowskim, który był jej trenerem od 2022 roku. Nowym został Wim Fissette, który w niedzielę oficjalnie w tej roli zadebiutował.
Rywalizacja na pierwszym etapie WTA Finals odbywa się w dwóch grupach. W nich zawodniczki walczą systemem "każda z każdą". Do półfinałów awansują po dwie najlepsze z każdej grupy i wówczas stoczą pojedynki o udział w zaplanowanym na 9 listopada finale.
W tej samej grupie co Polka i Czeszka są jeszcze Amerykanki Coco Gauff (3.) i Jessica Pegula (6.), które zmierzą się ze sobą jeszcze w niedzielę.
Pierwsze mecze "Grupy Fioletowej" rozegrano w sobotę. Liderka światowego rankingu Białorusinka Aryna Sabalenka wygrała z mistrzynią olimpijską Chinką Qinwen Zheng (7.) 6:3, 6:4, a mająca polskie korzenie Włoszka Jasmine Paolini (4.) pokonała reprezentującą Kazachstan Jelenę Rybakinę (5.) 7:6 (7-5), 6:4.
Świątek w Rijadzie nie tylko broni tytułu wywalczonego rok temu w Cancun, ale również walczy o powrót na pierwsze miejsce światowego rankingu. Do tego potrzebuje jednak nie tylko wygrania turnieju, ale również słabszej dyspozycji Sabalenki. Białorusinka pewna pozostania na szczycie będzie m.in. jeśli wygra trzy grupowe mecze.
Turniej WTA Finals, znany wcześniej pod nazwą WTA Championships, rozgrywany jest od 1972 roku. Siedmiu tenisistkom udało się wygrać co najmniej dwa razy z rzędu. Ostatnią, która obroniła tytuł, była Amerykanka Serena Williams; najlepsza w latach 2012-14. Najwięcej razy - osiem - w imprezie zwyciężyła reprezentująca USA Martina Navratilova. W 2015 roku w WTA Finals triumfowała Agnieszka Radwańska.