Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 21 listopada 2024 03:54
Reklama KD Market

Wybór Ameryki

Wybór Ameryki

Autor: Adobe Stock

Czy Stany Zjednoczone powinny otwierać się na świat, czy zamykać? Tendencje do izolowania się, ograniczenia kontaktów ze światem zewnętrznym są tak stare jak Ameryka. Podobnie jak postawy przeciwne, wspierające integrację z resztą świata. To napięcie między izolacjonizmem a interwencjonizmem, zamykaniem się a otwieraniem jest po prostu wbudowane w logikę amerykańskiej demokracji.

Na pierwszy rzut oka podział wydaje się prosty: reprezentujący prawą stronę sceny politycznej izolacjonizm jest kojarzony z obozem Republikanów, interwencjonizm z Demokratami. Podobnie jest z innymi opozycjami: prawica-lewica, konserwatyzm (libertarianizm)-postępowość, indywidualizm-kolektywizm etc.
Przeciwieństwa te oparte są na przeciwstawnych filozofiach czy wizjach obywatelstwa i roli jednostki w społeczeństwie. Obóz izolacjonistyczny opowiada się za poglądem, że osoby są od siebie niezależne i posiadają zdolność samostanowienia. Obóz interwencjonistyczny postrzega osoby jako istoty zasadniczo społeczne, które choć są zdolne do samostanowienia, muszą polegać na silnym rządzie federalnym w zakresie redystrybucji środków – od żywności i mieszkań po technologie informacyjne czy opiekę zdrowotną.

Funkcjonujemy też w permanentnym sporze między dwoma modelami kapitalizmu. Konserwatywny faworyzuje wolne rynki, skromne formy regulacji i minimalne formy redystrybucji bogactwa i dochodów. Z drugiej strony mamy wersje gospodarki mieszanej i socjaldemokracji, które opierają się na głównych formach interwencji rządu w sektor prywatny, czyli modelem, który przyjęła w swojej większości Europa.

Ta opozycja nie jest jednak tak prosta jak się wydaje: chociaż konserwatyści generalnie opowiadają się za mniejszą ingerencją w gospodarkę, to jeśli chodzi o zapewnienie wszystkim równych szans, są raczej interwencjonistyczni, zwłaszcza jeśli chodzi o różne kwestie społeczne, uważając np., że rząd powinien interweniować w prawa reprodukcyjne kobiet. Część konserwatystów popiera także wolny handel z jak najmniejszymi ingerencjami celnymi, co raczej trudno pogodzić z klasycznym izolacjonizmem.

Dwie wizje nie są niczym nowym, towarzyszą Ameryce od 250 lat. Choć historycznie wyrażały się w różny sposób, stały się fundamentem fundamentalnego sporu. Dziś dziwić mogą jedynie emocje mu towarzyszące i stopień zwulgaryzowania argumentów. Od chwili swego powstania Stany Zjednoczone mierzą się z pragnieniem izolacji od reszty świata. Od najwcześniejszych lat budowania demokracji wydawało się to atrakcyjną opcją: kraj był odizolowany od reszty świata ze względu na położenie geograficzne. Do Ameryki można było uciec z Europy pokonując w ryzykowny sposób Atlantyk.

Dążenie do izolacjonizmu uwypukliły obie wojny światowe. Społeczeństwo w większości nie chciało angażować się w konflikty europejskie. Do I wojny światowej Stany Zjednoczone przystąpiły w 1917 r., a do II wojny światowej pod koniec 1941 r. tylko dlatego, że zostały zaatakowane przez Japończyków na Hawajach . W obu przypadkach prezydenci, Woodrow Wilson i Franklin Roosevelt, musieli latami przygotowywać Kongres i obywateli do zaangażowania się Ameryki w wojny zamorskie. Izolacjoniści do dziś lansują tezę, że FDR wiedział o planowanym uderzeniu Japończyków na Pearl Harbor i pozostał bezczynny, aby Amerykanów „bardziej zabolało”. Od tego czasu Stany Zjednoczone często interweniowały na rzecz uczynienia świata bezpiecznym, w sposób leżący w interesie amerykańskiej demokracji. Dziś spór dotyczy tego, co Ameryka powinna zrobić w sprawie Rosji i Ukrainy, Izraela i Palestyńczyków, Iranu, Chin, Korei Północnej czy NATO.

Wybacz Czytelniku ten nieco łopatologiczny i upraszczający wykład. Przypominam o historii Wielkiego Sporu w przededniu wyborów, ponieważ podejmując decyzję dotyczącą przyszłości Ameryki (a tym samym i obecnego światowego porządku) warto wyjść poza proste sympatie i polityczne emocje. Przywilejem każdego obywatela jest możliwość zagłosowania zgodnie z własnym światopoglądem i interesem politycznym czy ekonomicznym. Zawsze jak warto jednak powalczyć o to, aby toczące się debaty toczyły się na bardziej merytorycznym poziomie, a nasz własny wybór miał głębsze uzasadnienie. Wybierajmy kierując się bardziej rozumem niż sercem.

Warto tu też przypomnieć, że w opisanym powyżej fundamentalnym sporze jeden element nie podlegał dyskusji: była to wiara w praworządność i przeświadczenie, że o ostatecznym wyborze drogi, jaką ma obrać Ameryka mają decydować wolne i uczciwe wybory. To święte tabu demokracji, którego nie powinno się łamać.

Dobrego wyboru Ameryko!

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama