U szczytu sławy Jim Morrison był bożyszczem milionów, a jego grupa The Doors do dziś uważana jest za jedną z najciekawszych i najbardziej wpływowych formacji w historii rocka. Morrison zmarł w 1971 roku, w wieku zaledwie 27 lat. Za przyczynę śmierci uznano atak serca, co jednak od samego początku wydawało się dziwne. Okoliczności śmierci rockowego idola wciąż pozostają niejasne, by nie powiedzieć tajemnicze...
Zamknięta trumna
Oficjalna wersja wydarzeń z 3 lipca 1971 roku oparta była prawie całkowicie na zeznaniach dziewczyny Morrisona, Pameli Courson. Twierdziła ona, że w nocy Jim postanowił wziąć kąpiel w ich paryskim mieszkaniu. Podczas gdy on udał się do łazienki, Pamela poszła spać. Gdy się rankiem obudziła, znalazła ciało Morrisona w wannie.
Jednak Pamela zachowywała się dziwnie. Początkowo twierdziła, że Morrison wcale nie zmarł, lecz został przewieziony do szpitala, gdzie jest „leczony”. Było to zdumiewające, ponieważ w tym samym czasie francuski lekarz podpisał już akt zgonu, a trumna ze zwłokami artysty została zapieczętowana, zanim o śmierci powiadomiono amerykański konsulat oraz najbliższą rodzinę piosenkarza. Nigdy nie dokonano autopsji zwłok. Morrison został pośpiesznie pochowany na słynnym paryskim cmentarzu Père-Lachaise, w sąsiedztwie grobów tak znanych ludzi jak Balzac, Chopin i Moliere.
Dopiero po 6 dniach menedżer Morrisona, Bill Siddons, zwołał konferencję prasową, by poinformować, że Jim zmarł w wyniku ataku serca, spowodowanego przez „skrzep oraz infekcję płuc”. Już wtedy dziennik „Los Angeles Times” zapytywał na pierwszej stronie, dlaczego tak długo zwlekano z wyjawieniem śmierci Morrisona. Mnożyły się przeróżne spekulacje, a oliwy do ognia dodawały dziwne, trudne do wytłumaczenia fakty.
Po pierwsze, nikt nie wiedział, dlaczego Morrisona pochowano na prestiżowym cmentarzu w Paryżu. Jego ciało widziała tylko Pamela w towarzystwie dwóch niezidentyfikowanych urzędników francuskich. Po drugie, przez wiele miesięcy nagrobek słynnego muzyka nie zawierał żadnych informacji o pochowanym w tym miejscu człowieku. Wreszcie po trzecie, gdy grób Morrisona odwiedził perkusista The Doors, John Densmore, oświadczył potem zdumionym dziennikarzom, iż mogiła wydaje mu się „stanowczo za krótka”, jakby sugerował, że w grobie nie ma Morrisona.
Teorie spiskowe
W tych warunkach nie trzeba było długo czekać na pojawienie się kilku teorii o spisku, w wyniku którego Morrison stracił rzekomo życie. Jedna z tych teorii głosiła, że Jim został zgładzony przez FBI, podobnie zresztą jak Janis Joplin i Jimi Hendrix. Miała to być szersza akcja J. Edgara Hoovera na rzecz „eliminacji” tzw. Nowej Lewicy oraz ruchu hippisów. Teza o zamachu FBI wydaje się dziś nieprawdopodobna, zwłaszcza że Morrison nigdy nie mieszał się do polityki, jednak wtedy było nieco inaczej. Znane były próby zniesławienia przez FBI Martina Luthera Kinga, którego J. Edgar Hoover podobno nienawidził. Ponadto w swoim czasie Morrison został aresztowany w Miami za „obrazę moralności publicznej”, a agenci FBI zaczęli „uważnie studiować” jego przeszłość, rzekomo upatrując w osobie słynnego wokalisty jakieś zagrożenie.
Inni spekulowali, że Morrison zginął w wyniku jakiegoś okultystycznego obrządku. Faktem było to, że zdradzał on czasami dziwne przywiązanie do czarnej magii i uważał, że w jego ciele „mieszka” duch hinduskiego mnicha. Wziął też udział w pogańskim obrządku „małżeństwa”, zorganizowanym na modłę dawnych uroczystości celtyckich. Nie ma jednak podstaw, by sądzić, że jego dziwactwa stały się przyczyną przedwczesnej śmierci.
Byli wreszcie i tacy, którzy twierdzili, iż Morrison wcale nie umarł, a wieści o jego zgonie zostały z jakichś powodów sfingowane. Liczni ludzie twierdzili od czasu do czasu, że go gdzieś widzieli, ale – podobnie jak w przypadku Elvisa Presleya – były to raczej pobożne życzenia, a nie rzetelne informacje. Faktem jest jednak, że sam Morrison mówił czasami, że chciałby upozorować własną śmierć i zaszyć się gdzieś „w sercu Afryki”. Ponadto zdradzał fascynację przeróżnymi, często niezwykle kontrowersyjnymi teoriami o spiskach i tajemniczych zniknięciach.
W swoim czasie grupa fanów Morrisona zabiegała o ekshumację jego zwłok, by w ten sposób rozwiać wszelkie wątpliwości. Dodatkowe zainteresowanie rzekomo pozorną śmiercią Morrisona wywołał w latach 80. członek nieistniejącej już grupy The Doors, który wyraaził pogląd, że jeśli ktokolwiek mógłby skutecznie sfingować własną śmierć, był to z pewnością Morrison. Nie zaoferował jednak żadnych dowodów na to, że tak właśnie było.
Pasmo skandali
Od wielu lat przyjmuje się jednak z dużą dozą pewności, że Jim Morrison zmarł w wyniku pogłębiającego się nałogu. Jego całe, krótkie życie zdawało się zmierzać do wydarzeń, jakie miały podobno miejsce w paryskim nocnym klubie.
Jim urodził się na Florydzie, w rodzinie pochodzenia irlandzko-angielskiego, jako syn George’a Stephena Morrisona i Clary Clark Morrison. Wraz z rodziną przenosił się wielokrotnie, zamieszkując w różnych rejonach USA. Ostatecznie osiadł w Kalifornii. Ojciec Jima, admirał, jeden z dowódców floty amerykańskiej na Pacyfiku podczas II wojny światowej, był dla niego źródłem nieustannej frustracji. Dochodziło do przeróżnych konfliktów syna z ojcem, tym bardziej że młody Jim upatrywał w postaci admirała symbol „starych czasów” i militarnego establishmentu. Jim szybko wyrzekł się swojej rodziny, a na podaniu o przyjęcie na studia napisał, że jego matka i ojciec nie żyją.
W czasie studiów Jim interesował się poezją Williama Blake’a oraz filozofią Fryderyka Nietzschego. Wtedy też rozpoczął eksperymenty z LSD i haszyszem. Poznał przypadkowo pianistę Raya Manzarka, co stało się zaczątkiem grupy The Doors. Sława, jaką ta grupa szybko zdobyła, była dla niego ogromnym zaskoczeniem. Jim nie był na to pod żadnym względem przygotowany.
Jego krótka kariera rockmana to pasmo skandali obyczajowych, awantur, orgii, uzależnienia od alkoholu oraz stałego balansowania na granicy obłędu. Pod koniec życia Morrison w zasadzie nie był w stanie pracować i występować na scenie, ponieważ był nieustannie pod wpływem alkoholu i narkotyków. Jego dziewczyna, Pamela, również była narkomanką, uzależnioną od heroiny. Jej nałóg mógł pośrednio doprowadzić do wydarzeń, które zakończyły się śmiercią Jima.
Śmiertelna pomyłka?
Przed kilkunastoma laty Sam Bennett, który w roku 1971 był szefem paryskiego klubu nocnego o nazwie Rock’n’Roll Circus, spowodował sensację, kiedy ogłosił, że wokalista The Doors zmarł właśnie w jego placówce. Bennett dodał, że prawda o śmierci Morrisona została utajniona, by uniknąć policyjnej kontroli w klubie, w którym aktywnie działali handlarze narkotyków. „Klub był pełen dilerów. Jim zniknął w toalecie około godziny drugiej w nocy. Jakieś półtorej godziny później sprzątający przyszedł do mnie z informacją, że ktoś się zamknął w toalecie i nie wyszedł. Z wykidajłą wyważyliśmy drzwi”.
Bennett twierdzi, że znaleźli tam Morrisona, który miał pianę i krew na ustach. Nikt nie wiedział, czy Morrison żyje, czy też zmarł. Postanowiono jednak, na wyraźne polecenie właściciela klubu, przetransportować Jima do jego mieszkania. Tam umieszczono go rzekomo w wannie z zimną wodą, co było powszechnie znaną metodą ratowania osób, które przedawkowały narkotyki. Zabiegi te okazały się nieskuteczne.
Dziewczyna Morrisona natychmiast postanowiła, że zatai prawdziwe okoliczności jego śmierci. Nie chciała, by świat dowiedział się o tym, że Jim zmarł w wyniku przedawkowania narkotyków. Ponadto ona sama miała rzekomo wysłać Morrisona do klubu, gdzie miał jej kupić heroinę. Istnieją nawet przypuszczenia, że Jim zmarł dlatego, iż w klubie pomylił kokainę z heroiną i zażył śmiertelną dawkę tego ostatniego narkotyku.
Courson prawdopodobnie przekupiła francuskiego lekarza, który oficjalnie uznał atak serca za przyczynę zgonu. Następnie z pomocą wpływowych przyjaciół zorganizowała pośpieszny pogrzeb, zanim jeszcze świat dowiedział się, że Morrison nie żyje. Problem jednak w tym, że Pamela nie była osobą zbyt wiarygodną. Zanim zmarła w 1974 roku, głosiła kilka różnych teorii na temat śmierci kochanka. Wspominała nawet o jego samobójstwie, co wydaje się nieprawdopodobne, gdyż Jim wypowiadał się negatywnie na ten temat. Również jego znajomi byli w pełni przekonani, że Jim nie mógł popełnić samobójstwa.
Fakt, iż jego ciało widziało tylko kilka osób, a informacja o jego śmierci została podana do wiadomości ogólnej dopiero po ośmiu dniach od zgonu, pozostaje podejrzany. Opóźnienie to nie jest zrozumiałe w kontekście tego, co ujawnił Sam Bennett. Równie niezrozumiały jest potajemny pogrzeb. Jeśli Pamela chciała uniknąć podejrzeń i sensacji, najprościej byłoby natychmiast ogłosić śmierć idola „na atak serca” i zorganizować normalną ceremonię pogrzebową.
Jej kuriozalne zabiegi i sprzeczne wypowiedzi doprowadziły do dziwnej sytuacji, w której oficjalna wersja zgonu Morrisona była jeszcze mniej prawdopodobna niż nawet najbardziej egzotyczne teorie spiskowe. Być może Jim rzeczywiście zmarł w paryskim klubie nocnym. Prawdopodobnie nie dowiemy się już nigdy, dlaczego.
Andrzej Malak