Namaścił go sam Guy Ritchie, obsadzając najpierw w kultowym „The Snatch”. Mimo łysiny, złamanego nosa, szorstkiego głosu i obycia Jason Statham cieszy się wielkim powodzeniem wśród pań oraz fanów kina akcji. Reputację tę aktor zawdzięcza takim tytułom jak: „Bank Job”, „Death Race”, „The Expendables” czy „The Beekeeper”. Brytyjczyk ostatnio zdradził, że chętnie zostałby kolejnym Jamesem Bondem. Zważywszy, że trenował pływanie, skoki do wody, boks, capoeirę i wschodnie sztuki walki, wydaje się doskonale predystynowany do roli Agenta 007...
Kaskader i szachista
Podczas ubiegłorocznego Red Sea Film Festival zapytano Stathama o zdanie na temat nowej kategorii oscarowej: za najlepsze wyczyny kaskaderskie. Aktor odpowiedział: „Od dziecka jestem fanem Jamesa Bonda. Ta seria to niezwykły spektakl, jeśli chodzi o pościgi samochodowe, wielkie sceny akcji, zjazdy na nartach czy skoki na spadochronie. To fizyczne wyczyny kaskaderskie, których nauka wymaga lat ćwiczeń, a kaskaderzy ryzykują życiem. Fakt, że się ich nie docenia, jest ogromnym przeoczeniem (…) Pracują równie ciężko jak każdy inny członek ekipy filmowej. Uważam więc, że powinni mieć swój moment w Kodak Theatre”.
Skąd ten szacunek dla kolegów z planu? Otóż The Stath (jak o nim się zazwyczaj mówi w branży) sam wykonuje większość niebezpiecznych scen. Twierdzi, że czułby się oszustem, gdyby wszystko zrzucał na kaskaderów. W filmie „Crank” z 2006 roku w finałowej sekwencji bohater grany przez Jasona toczy pojedynek, wisząc na lecącym niemal kilometr nad ziemią helikopterze. Aktor nie chciał robić tego na green screenie, uważając, że scena będzie wtedy wyglądać sztucznie. Wisiał więc na lecącej maszynie zaczepiony jedynie na linie.
W trakcie kręcenia pierwszej części „The Expendables” Statham pojawił się w jednej ze scen przywiązany do dziobu lecącego samolotu. Zrobiło się gorąco, kiedy okazało się, że w silniku jest dziura, a maszyna jest tak stara, że może się rozpaść w każdej chwili. W trakcie realizacji trzeciej części tej samej serii ciężarówka, którą prowadził, miała zepsute hamulce i aktor wpadł z nią do morza. Na szczęście nic mu się nie stało.
Statham niejednokrotnie dał się poznać jako aktor, który dla roli jest w stanie zrobić wszystko, nie tylko jako kaskader. W trakcie przygotowań do filmu „Death Race” wyciskał z siebie siódme poty, by obniżyć poziom tkanki tłuszczowej w ciele do 6 procent, co jest naprawdę imponujące. Ale Jason to nie tylko silne mięśnie, ale też sprawna głowa. Aktor jest zapalonym szachistą. Szczególnie lubi potyczki z Guyem Ritchiem. Żeby ich nikt nie posądził o nadmierny intelektualizm – panowie grają na pieniądze.
Sportowiec i romantyk
Mimo światowej popularności The Stath w wielu kwestiach pozostaje tajemniczy. Na przykład do dziś nie jest jasne, w którym roku się urodził. Według jednych źródeł Brytyjczyk przyszedł na świat w 1972 roku, część mediów podaje, że pięć lat wcześniej. Nie zmienia się tylko dzień – 26 lipca. Tak czy inaczej można spokojnie przyjąć, że aktor jest po pięćdziesiątce.
Jason jest synem Eileen i Barry’ego Stathamów, duetu wokalno-tanecznego, występującego w wielu klubach i pubach. Choć sam nie poszedł w ślady rodziców, zawsze mógł liczyć na ich wsparcie. Od zawsze pociągał go sport. Już jako dzieciak zainteresował się pływaniem i skokami do wody. Okazał się w tym tak dobry, że został nawet członkiem brytyjskiej drużyny olimpijskiej. Ale myliłby się ten, kto uważa, że interesowała go tylko sława sportowca. Przede wszystkim interesowały go kobiety, a podróżowanie z narodową drużyną po całym świecie otwierało przed nim nieograniczone wręcz możliwości w tym zakresie.
A gdzie jeszcze można spotkać piękne kobiety? Oczywiście w świecie mody. Przystojny, wysportowany, dość wysoki (niemal 180 cm) Brytyjczyk szybko zrobił karierę w modelingu. Zabiegały o niego największe marki: Adidas, Lacoste, Tommy Hilfiger i Levis. Podczas sesji zdjęciowych The Stath wypracował słynny do dziś grymas twardziela, który go zdecydowanie wyróżniał od kolegów po fachu. Jak się okazało, mimika nie wynikała z chęci wyróżnienia się, a raczej z ukrycia własnego uśmiechu, którego, jak przyznał aktor, po prostu nie cierpi.
Naciągacz i gwiazdor
W drugiej połowie lat 90. Statham został modelem marki French Connection należącej do firmy, która była głównym udziałowcem w produkcji komedii kryminalnej Guya Ritchiego „Lock, Stock and Two Smoking Barrels”. Reżyser poszukiwał do swojego filmu jak najwięcej autentycznych postaci. Kiedy dowiedział się, że model pracujący dla tej marki jako nastolatek dorabiał sprzedając biżuterię i podrabiane perfumy (tak, tak, Jason zajmował się też tym), zaprosił go na casting.
Próba przebiegała w ten sposób, że Ritchie najzwyczajniej poprosił Stathama, by ten „opchnął” mu trochę biżuterii. Dla Jasona była to bułka z masłem – zagrał siebie i dostał tę rolę. To był epizod, ale w swoim kolejnym filmie „The Snatch” Ritchie dał mu rolę Turkisha, ulicznego naciągacza (znowu trochę po warunkach!), amatora nielegalnych walk bokserskich. Zagranie u boku takich gwiazd jak Brad Pitt czy Benicio del Toro to już było wyzwanie. The Stath poradził sobie z nim znakomicie. Od tego momentu był na topie. Udział w „The Transporter” tylko umocnił jego wizerunek twardziela.
Skoro już jesteśmy przy samochodach, warto zdradzić, że aktor przez dłuższy czas miał problem ze zdaniem egzaminu na prawo jazdy. Trudno w to uwierzyć, patrząc jak w filmach świetnie sobie radzi w roli kierowcy. W wywiadzie z Jayem Leno aktor powiedział, że jako nastolatek często pomagał ojcu za kierownicą na długich trasach i po prostu przejął od niego złe nawyki, których długo nie mógł wyplenić. Nie przejmował się jednak instruktorami. „Jechałem na egzamin, potem go oblewałem, a następnie wracałem samochodem do domu” – wyznał z rozbrajającym uśmiechem.
Zagrać Bonda…
The Stath nie jest skandalistą, ale ma wybujałą fantazję i czasem dostarcza brukowcom tematy na pierwsze strony. Kiedyś aktor wraz ze swoją ówczesną dziewczyną wracali z festiwalu muzycznego Coachella i zostali zatrzymani przez policję Palm Springs. Okazało się, że byli tak zmęczeni po koncertach, że pożyczyli sobie wózek z pobliskiego pola golfowego i jechali nim ulicami miasta. Aktora wyrzucono też kiedyś z imprezy u Hugh Hefnera. Podobno nie chciał sobie zrobić obowiązkowych zdjęć z króliczkami „Playboya”. Wyprowadzało go aż pięciu ochroniarzy!
Jego partnerkami zazwyczaj były kobiety z show-businessu. Pierwszą znaną wybranką była modelka i aktorka Kelly Brook. Potem spotykał się z australijską aktorką i wokalistką girlsbandu „Bardot” Sophie Monk i kolejno z Alex Zosman. Ustatkował się dopiero w 2010 roku u boku Rosie Huntington Whitely, brytyjskiej modelki i byłego aniołka Victoria’s Secret. Słyszeli o sobie dużo wcześniej, ale poznali się dopiero na festiwalu muzycznym Coachella. Może to właśnie Rosie była dziewczyną od wózka golfowego?
Zaskoczyło od razu, choć dłuższy czas nie afiszowali się swoim związkiem. Po pół roku zamieszkali razem i od tego czasu są nierozłączni. W 2016 roku Jason i Rosie zaręczyli się a rok później urodził się im syn, Jack Oscar. Mimo 20 lat różnicy wieku wyglądają na zgraną parę. Modelka najbardziej ceni w Jasonie jego poczucie humoru i fakt, że czuje się przy nim bezpiecznie. Kto by się nie czuł?
Podczas jednej z konferencji prasowych Statham oznajmił, że bardzo chciałby zagrać Bonda. Przyznał jednak, iż potrzeba cudu, by marzenie się ziściło. „Regularnie wysyłam wiadomość na WhatsAppie producentce serii, Barbarze Broccoli, ale ona nie odpowiada” – zdradził Statham. Fanom na pocieszenie pozostaje czekanie na nowy akcyjniak z udziałem Brytyjczyka: „Levon’s Trade”. Scenariusz do niego napisał sam Sylvester Stallone. Premiera filmu już w przyszłym roku.
Małgorzata Matuszewska