Entuzjazm Wenezuelczyków w Chicago, w tym dziesiątek tysięcy migrantów, zamienił się w rozczarowanie po ogłoszeniu w poniedziałek, że w niedzielnych wyborach prezydenckich w ich kraju zwyciężył dotychczasowy szef państwa Nicolas Maduro. Wenezuela od dekady zmaga się z jednym z najcięższych kryzysów gospodarczych na świecie.
Przedstawiciele społeczności wenezuelskiej w Chicago, w tym tysiące migrantów, które opuściły swój kraj uciekając przed głodem, wyzyskiem i przemocą, bacznie obserwowały niedzielne wybory prezydenckie w ich kraju z nadzieją na zmianę sytuacji politycznej i gospodarczej, a nawet powrót do swojej ojczyzny.
W niedzielę, 28 lipca, w dniu wyborów prezydenckich w Wenezueli, w wielu miejscach w Chicago powiewały wenezuelskie flagi. Uczestnicy wieców, m.in. na Magnificent Mile oraz w dzielnicy Humboldt Park, wyrażali poparcie dla kandydata opozycji demokratycznej Edmunda Gonzaleza, który w sondażach przedwyborczych prowadził z ponad 20-procentową przewagą.
Nadzieja szybko zamieniła się jednak w rozczarowanie po ogłoszeniu w poniedziałek przez państwową komisję wyborczą, że w niedzielnych wyborach prezydenckich zwyciężył dotychczasowy szef państwa Nicolas Maduro, który nieprzerwanie sprawuje tam władzę od 2013 r. Według komisji wyborczej, w niedzielnych wyborach Maduro miał zdobyć 51 proc. głosów, co ma mu zapewnić trzecią 6-letnią kadencję prezydenta Wenezueli.
Oświadczenie komisji wyborczej spotkało się z licznymi protestami mieszkańców Wenezueli. Większość państw Ameryki Łacińskiej, jak i Stany Zjednoczone również podważają wyniki niedzielnego głosowania.
Od 2014 r. Wenezuela doświadcza jednego z najcięższych kryzysów gospodarczych na świecie. Kraj opuściło już ponad 8 mln osób. Ponad 40 tys. osiedliło się w rejonie Chicago, odkąd gubernator Teksasu Greg Abbott zaczął wysyłać do demokratycznych miast autobusy z migrantami, którym udało się przekroczyć granicę z USA.(jm)