Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 07:29
Reklama KD Market

Bestia z siekierą

Bestia z siekierą
fot. Pixabay.com

Był jednym z najbardziej brutalnych polskich przestępców. W 1979 roku, w ciągu niecałych dwóch miesięcy, Józef Pluta zabił sześć osób. Kilka lat wcześniej zabił sąsiadkę. Był postrachem Wielkopolski. Wampir z Marianowa, jak go nazywano, stał się niemal mityczną postacią lokalnego folkloru. Po jego śmierci jeszcze długo na podwórkach można było słyszeć ponurą rymowankę o Plucie, którą nawzajem straszyły się dzieci…

Zabójstwo Anieli

Ale zaczęło się od owiec. Józef Pluta mieszkał w Marianowie koło Sierakowa (woj. wielkopolskie). Miał kilkoro dzieci. Pracował w betoniarni. Był dobrze zbudowany, miał orli nos. Mógł się podobać kobietom i uchodzić za miłego. Nikt by nie podejrzewał, że siedzi w nim bestia. Jednak miejscowe kobiety omijały go z daleka, gdyż ciągnęła się za nim opinia nadpobudliwego.

Od pewnego czasu wdał się w praktyki zoofilskie. Jego żona przyłapała go na tym i natychmiast sprzedała owce. Można się domyślać, że nigdy więcej nie dopuściła go do łoża. Więc Pluta szukał nowych obiektów w oborze sąsiadów, Anieli i Stefana B. Ukradkiem zachodził tam wieczorami, kiedy sąsiedzi byli w domu.

Listopadowego wieczora 1976 roku Aniela B. wyszła z domu. Zaniepokoiły ją dziwne odgłosy dobiegające z obory. Weszła do niej i nakryła sąsiada na gorącym uczynku. Osłupiała zagroziła mu, że wszystkim o tym powie. Pluta, przerażony tą perspektywą, rzucił się na Anielę. Obezwładnił ją uderzeniami drąga i udusił.

Tymczasem Stefan B., zaniepokojony długą nieobecnością żony, wyszedł z domu, aby sprawdzić, czy nic złego jej się nie stało. Koło obory zauważył na świeżym śniegu ślady, jakby ktoś tam się turlał, a potem ciągnął po ziemi coś ciężkiego. Ślad wiódł w stronę pobliskiej rzeki Warty. Stefan jeszcze nie wiedział, że zimne wody Warty były ostatnim miejscem spoczynku Anieli. A Pluta, żeby wytłumaczyć przed swoją żoną, dlaczego ma zakrwawione ubranie, zabił kilka królików. Następnego dnia, jak gdyby nigdy nic, poszedł do pracy.

Milicjanci, powiadomieni o zaginięciu Anieli B., przybyli na miejsce i zaczęli badać ślady. Od początku założyli, że to był atak na tle seksualnym. I dość szybko ich uwagę przyciągnął 46-letni sąsiad Anieli – Józef Pluta. Najwidoczniej od mieszkańców Marianowa usłyszeli, że to gość zachowujący się dziwnie. Przeszukali dom Pluty. Na strychu znaleźli zakrwawione ubrania i mokre buty. Pluta przyznał się do winy. Za tę zbrodnię został skazany na 12 lat.

Szlak zbrodni

Pobyt w więzieniu był dla Pluty prawdziwym piekłem. Współwięźniowie prześladowali go i poniżali za skłonności zoofilskie. Trudno nawet wyobrazić sobie, czego tam doświadczył.

Udawał umysłowo chorego. Robił to tak dobrze, że po dwóch latach odsiadki skierowano go do zakładu psychiatrycznego. Przeniósł się z piekła do nieba. Znał się na pracach remontowo-budowlanych. Zaczął być zatrudniany do różnych robót przez administrację szpitala. Dzięki temu mógł co jakiś czas przebywać poza szpitalem, niemal jak na wolności. Stał się ulubieńcem pań pracujących w zakładzie. Taki czaruś z psychiatryka. Dlatego, kiedy w 1979 roku dowiedział się, że zostanie przeniesiony z powrotem do więzienia, postanowił uciec.

Jako pierwszą, po ucieczce, odwiedził Teresę S., która mieszkała we wsi Pąchy koło Nowego Tomyśla. Poznał ją w szpitalu psychiatrycznym, gdzie pracowała. Nic nie wiedziała o jego ucieczce. Teresa ugościła go kolacją w towarzystwie męża i trzynastoletniej córki. Po kolacji Pluta zabił siekierą rodzinę, roztrzaskując na kawałki ich głowy. Przed śmiercią zgwałcił trzynastolatkę. W stodole obok domu zabił także 80-letniego Wojciecha W., który mieszkał przy rodzinie. Wydarzenie to miało miejsce w nocy z 9 na 10 listopada 1979 roku. Tak Pluta zaczął swój szlak zbrodni.

W Suchym Lesie mieszkał lekarz z zakładu psychiatrycznego, którego dom Pluta niedawno remontował. Niecały miesiąc po zamordowaniu rodziny S., Pluta znalazł się w Suchym Lesie. Prawdopodobnie wybierał się do lekarza. Ale coś, może otwarte drzwi, sprawiło, że wszedł do domu sąsiadów lekarza. Dwie osoby zabił siekierą, dwie ciężko poranił. To była masakra.

To, co następnego dnia sąsiedzi i milicjanci zobaczyli w domu zabitych, wstrząsnęło wszystkimi. Milicja już znała nazwisko sprawcy. Pluta został okrzyknięty wampirem z Marianowa. W całej okolicy zapanowała psychoza strachu. Ludzie bali się wychodzić z domów. Spali z narzędziami do obrony przy łóżku.

Pościg za wampirem

Rozpoczął się pościg za bestią. W poszukiwania zaangażowano ogromne siły milicyjne. Celem było znalezienie Pluty – żywego lub martwego. Zebrało się pospolite ruszenie. Miejscowi chłopi, uzbrojeni w widły i siekiery, pospieszyli z pomocą milicjantom. Nawet specjalnie koszono kukurydzę, żeby zabójca nie miał gdzie się schować. Ale Pluta wymykał się obławom.

Jednak systematyczne przeczesywanie okolicy okazało się w końcu skuteczne. Zauważono Plutę koło Kaławy. Były tam poniemieckie bunkry, w których zbrodniarz się ukrywał. W końcu Pluta znalazł się w sytuacji, że nie mógł uciec. Wówczas postanowił popełnić samobójstwo.

Już na oczach policjantów, używając paska do spodni, powiesił się na gałęzi drzewa. Jednak gałąź nie wytrzymała ciężaru człowieka. Pluta, spadając, uderzył głową o kamień i zginął na miejscu. Tak to wyglądało według oficjalnego raportu śledczych. Lecz inna, nieformalna wersja mówiła co innego. Pluta został złapany i zastrzelony przez milicjantów, a jego samobójstwo upozorowano. Ludzie nawet tak woleli.

Została po nim rymowanka, którą straszyły się dzieci:

„Kto ty jesteś? Pluta mały.

Jaki znak twój? Topór biały.

Gdzie ty mieszkasz? W Suchym Lesie.

Co ty niesiesz? Trupa niesę.

Co z nim zrobisz? Sam już nie wiem.

Gdzie uciekasz? Zabić siebie.

Tam jest drzewo, wejdę na nie.

Nie dostaną mnie ci dranie.

A co potem? Jak duch wrócę,

no i klątwę na was rzucę”.

Ryszard Sadaj

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama