Album „Piosenki miłosne wczesnej postkomuny i późnego kapitalizmu” Roberta Świstelnickiego to sprzeciw wobec upadku człowieczeństwa wyrażony muzyką i poezją. Zaprezentowane kompozycje cechowały się różnorodnością gatunkową. Muzyczno-poetycki projekt pozwolił odbiorcy na refleksję historyczno-filozoficzną dotykającą spraw bliskich człowiekowi każdej epoki.
20 kwietnia wieczorem kawiarnia Teatru Chopina w Chicago wypełniła się publicznością na koncercie zatytułowanym „Piosenki miłosne wczesnej postkomuny i późnego kapitalizmu”, będącego promocją kolejnego albumu Roberta Świstelnickiego, poety, kompozytora i filozofa. Autor projektu dzieli swoje życie pomiędzy Szczecinem i Wietrznym Miastem, gdzie kontynuuje studia doktoranckie z dziedziny filozofii na University of Chicago. Może właśnie dlatego poetyckie utwory Świstelnickiego sięgają najgłębszych tajemnic ludzkiej egzystencji wpisanej w przemiany ustrojowe powojennej Polski.
Melorecytacji autora towarzyszył na zmianę głos znakomitej wokalistki jazzowej Grażyny Auguścik przy akompaniamencie zespołu muzyków w składzie: Lenard Simpson, saksofon; Ethan Philion, kontrabas; Isaiah Keith, wibrafon; Kenny Reichert, gitara; Robert Świstelnicki, fortepian.
„Piosenki miłosne… głęboko osadzone w tradycji organicznego, bogatego brzmieniowo i przestronnego jazzu północnoeuropejskiego, intensywnie eksplorują typową dla muzyki słowiańskiej nostalgię, nie stroniąc jednak ani od bluesowo-bopowego brudu, ani od piosenkowej bezpośredniości. Teksty Świstelnickiego nacechowane symbolicznie i filozoficznie odznaczają się neoromantyczną wrażliwością oraz tragikomiczną bezpośredniością. Śpiewane przez mistrzynię wokalistyki jazzowej, Grażynę Auguścik, utwory snują swój unikalny jazzowo- poetycki sen w kontekście duchowych, kulturowych i politycznych przemian ostatnich dekad w Polsce i na świecie” – czytamy w materiale informacyjnym o koncercie.
Kompozycje, jakie usłyszeliśmy tego wieczoru, cechowały się różnorodnością gatunkową od swingu, bluesa, po inspiracje z muzyki klasycznej.
Mnie osobiście wzruszył los zagubionego po przemianach gospodarczych bohatera utworu „Zawiercie blues” jadącego nocnym pociągiem PKP z książką Mickiewicza w ręce, przedstawiciela pokolenia przywiązanego do polskiej tradycji romantycznej, które zderza się z rzeczywistością PRL-u, gdyż Z tyłu głowy Cyrankiewicza (ma. Przyp. EK), który rękę tę chciałby mu odciąć. W dalszej części poematu odczuwamy nawiązanie do niesprawiedliwych układów geopolitycznych Rozkładają się imperia, Po złych stronach Pacyfiku, Polerują swoje berła, Źli królowie przeciwników. Marzenia pierwszych Solidarnościowców zostały pogrzebane: Zbiegł ten pociąg duchom lat osiemdziesiątych. Kolektywizacja w PRL-u wyrwała serce polskim polom. Gospodarce rynkowej grozi upadek, idealizm stracił sens, a ludzie dają się złapać w wieczną czasopętlę. I na koniec, bohater utworu pozostaje w swoim zapętleniu Kaszlnął, chrząknął, jęknął, i sprzeczności jego serce się pozbyło.
Poemat „Walczyk o Wiesławie” obnaża podłe czasy Bieruta i Gomułki, użalając się nad losem niezależnych twórców, którzy mogli jedynie przechowywać w marzeniach to, co być nie mogło – gdyż – ład miecza ład prawdy brutalnie rozłupie. Czy jednak tylko wówczas ludzie o poglądach odmiennych od głównego nurtu byli skazani na twórczy niebyt? Czy poprawność polityczna obecnych czasów nie zamyka drogi tym, którzy ją omijają lub lekceważą? Nie nagradza serwilistów? Półświatek poezji bije brawo twej sprawie, 42 tomy sprzedane w dwa lata, 2 recenzje świetne dał inny poeta.
I wreszcie fenomenalna wręcz interpretacja muzyczna wykonana techniką scat jednego z poematów „Wycieczka w góry” przez królową jazzu Grażynę Auguścik. Czegóż tam nie dało się słyszeć? Był więc smutek, rozpacz, trwoga, zagubienie, gdy Absolut nam groźbę tu burzą tą powie.
Słowa uznania należą się nie tylko autorowi tego muzyczno- poetyckiego projektu, który pozwolił odbiorcy na refleksję historyczno-filozoficzną dotykającą spraw bliskich człowiekowi każdej epoki – ale zespołowi fantastycznych, młodych muzyków, o których wypowiedział się Jan Zieńko, kompozytor, gitarzysta, muzyk jazzowy: „Byłem bardzo ciekaw, jak ci młodzi muzycy poradzą sobie z tak nietypowym projektem. Recytacja, czasami melorecytacja, plus wspaniały wokal Grażyny Auguścik. Spodziewałem się kompletnych kompozycji lekko ujazzowionych z elementami improwizacji. Pierwsze dźwięki zespołu wyprowadziły mnie z błędu. Większość utworów miała charakter bardzo delikatnej konstrukcji opartej na dość nieskomplikowanej harmonii. Kontrabasista, Ethan Philion, trzymał wszystkich muzyków w ryzach, nadając swoim ciepłym, czasami ostinatowym brzmieniem rytm i pięknie wypełniał czas. Jest niezwykle utalentowanym muzykiem, a jego gra smyczkiem momentami przypominała klasyczne frazy orkiestrowe. Na tej solidnej bazie pojawiła się gitara. Kenny Reichert grał niezwykle czujnie. Ciepłe jazzowane akordy, od czasu do czasu delikatne solówki, a momentami żywiołowe, grane na lekkim przesterze porywające sola. Talent, o którym będzie kiedyś bardzo głośno w chicagowskim jazzowym światku. Gitarę wspomagał od strony harmonicznej wibrafon. Isaiah Keith, perełka na jazzowej perkusyjnej scenie. Jego jedyne solo na perkusji zapamiętam na długo. Dawno nie słyszałem tak pięknej melodycznie budowanej solówki. Pomyślałem wtedy, że byłby idealnym perkusistą, z którym chciałbym kiedyś zagrać. Technicznie nienaganny, wręcz wirtuozerski. No i saksofonista altowy Lenard Simpson. Ten chłopak to żywioł. Piękny, czysty ton, momentami kosmiczne kaskady dźwięków, nierzadko długie liryczne łkające nuty. Wpasowany idealnie w całość sekcji rytmicznej. O Grażynie Auguścik można mówić bez końca. W mojej opinii jest to światowej klasy wokalistka jazzowa. To, co pokazała na koncercie, to poezja. Grażyna prowadziła zespół w nieznane obszary muzyki. Jej głos brzmiał czasami jak syntezator, szum spadającej wody albo burza z piorunami. Brawo Robert! Wielkie uznanie za tak wspaniały dobór muzyków”.
Tekst i zdjęcia: Ewa Krasoń[email protected]