Kiedy go wybrali i ogłaszali światu, wchodziłem do restauracji na południu Chicago. Słuchałem w telefonie: „Bergoglio – będzie miał na imię Francesco”. Nie rozumiałem kompletnie nic: kto to jest, skąd się wziął, czemu takie imię? Po ośmiu latach życia w Rzymie, w cieniu bazyliki św. Piotra, kiedy przeżywałem z bliska ostatnie lata i śmierć św. Jana Pawła II oraz wybór i kolejnych pięć lat papieża Benedykta XVI, myślałem, że mam jakieś lepsze rozeznanie w Kościele. Okazało się, że nie miałem go zbyt wiele. Podobnie jak dla wielu, wiadomość o rezygnacji i przejściu na emeryturę papieża Ratzingera, którego bardzo ceniłem i szanowałem, była dla mnie szokiem. A tu nagle jakiś kardynał-jezuita z Argentyny?! Myślę, że reakcje wielu były bardzo podobne.
Mszę inauguracji pontyfikatu, 19 marca 2013 roku oglądałem w czasie rekolekcji na Jakubowie w Chicago. Specjalnie wstałem po 3 rano. Bardzo chciałem uczestniczyć w tej uroczystości poprzez transmisję telewizyjną. Kolejny szok: nowy papież ubrany w skromne szaty liturgiczne, zupełnie innego stylu niż jego poprzednik. Zagląda na zegarek, jakby ważne było dla niego, w jakim czasie ma się zmieścić liturgia. Nie śpiewa, recytuje. Czekam na programowe kazanie. Jest niezwykle krótkie. Poświęcone osobie patrona dnia i zarazem patrona Kościoła, św. Józefowi, u którego nowy papież podkreśla jego opiekuńczość. Pyta: „Jak Józef sprawuje tę opiekę? Z dyskrecją, z pokorą, w milczeniu, ale poprzez nieustanną obecność i całkowitą wierność, także wówczas, gdy nie rozumie”. Tłumaczy następnie, w czym ma się przejawiać ta opiekuńczość: „powołanie do opieki nie dotyczy wyłącznie nas, chrześcijan, ma wymiar uprzedni, ogólnoludzki, dotyczący wszystkich. Jest to opieka nad całą rzeczywistością stworzoną pięknem stworzenia, jak nam mówi Księga Rodzaju i jak nam pokazał św. Franciszek z Asyżu: to poszanowanie każdego Bożego stworzenia oraz środowiska, w którym żyjemy. Jest to opieka nad ludźmi, troszczenie się z miłością o wszystkich, każdą osobę, zwłaszcza o dzieci i osoby starsze, o tych, którzy są istotami najbardziej kruchymi i często znajdują się na obrzeżach naszych serc. To troska jedni o drugich w rodzinie: małżonkowie wzajemnie opiekują się sobą, następnie jako rodzice troszczą się o dzieci, a z biegiem czasu dzieci stają się opiekunami rodziców. To szczere przeżywanie przyjaźni, będących wzajemną opieką nad sobą w zaufaniu, w szacunku i w dobru. W istocie wszystko jest powierzone opiece człowieka i jest to odpowiedzialność, która dotyczy nas wszystkich. Bądźcie opiekunami Bożych darów! A kiedy człowiekowi brakuje tej odpowiedzialności za opiekę, kiedy nie troszczymy się o stworzenie i o braci, wówczas przychodzi zniszczenie, a serce staje się nieczułe. Niestety, w każdej epoce dziejów są „Herodowie”, którzy snują plany śmierci, niszczą, oszpecają oblicze mężczyzny i kobiety.”
Czyżby w tych słowach był ukryty program nowego pontyfikatu? Nie tylko program, ale kierunek dla Kościoła, który wskazuje papież z Ameryki Południowej. Dodaje jeszcze jeden ważny aspekt: czułość. Wręcz o nią apeluje: „Dodam tu jeszcze jedną uwagę: troszczenie się, opieka wymagają, by były przeżywane z czułością. W Ewangeliach św. Józef jawi się jako człowiek silny, odważny, pracowity, ale jest w nim wielka czułość, która nie jest cechą człowieka słabego – wręcz przeciwnie – oznacza siłę ducha i zdolność do zwracania uwagi na bliźniego, współczucia, prawdziwej otwartości na niego, zdolność do miłości. Nie powinniśmy bać się dobroci, czułości!”
Sporo czasu upłynęło, zanim zacząłem to rozumieć. Tak, miałem problem z nowym papieżem i jego stylem oraz wizją Kościoła i świata. Po cichu krytykowałem go, wtórując konserwatywnym trendom. Przyszedł jednak moment, nawet nie pamiętam kiedy, że wszystko się we mnie zmieniło. Zrozumiałem, że Kościół, mój Kościół, który jest katolicki, czyli powszechny, potrzebuje na nowo tej czułej otwartości na każdego. Potrzebuje radykalnego oczyszczenia ze zgnilizny grzechów, zwłaszcza dotyczących kwestii wykorzystywania seksualnego nieletnich, ale także nadużywania władzy, bogactwa i chorej koncentracji na sobie. Potrzebuje odkrywania i dzielenia się „radością Ewangelii”, czemu poświęcił swój pierwszy dokument papież Franciszek. Potrzebuje pójścia drogą ubóstwa, poprzez dotarcie i życie z najuboższymi. Ta kwestia okazała się bardzo kluczowa. Osobiście zrozumiałem, że bronią na Złego we współczesnym świecie jest właśnie ubóstwo. I podobnie jak św. Franciszek z Asyżu usłyszał, że ma odbudować Kościół i zrobił to ubóstwem, tak obecny papież wziął w rękę tę broń. Tak, trudną do przyjęcia przez wielu, jednak skuteczną. Kościół ma być ubogi.
Papież Franciszek nie tylko kierował się i czyni to nadal w stronę ubogich, emigrantów, uchodźców. Spotyka się to z wielkim niezrozumieniem, a nawet oburzeniem wielu „sprawiedliwych”. Patrzy także w kierunku stworzenia, ziemi, przyrody, tak bardzo dzisiaj dewastowanej. Poświęcił temu tematowi dokumenty najwyższej rangi. Mam wrażenie, że te, podobnie zresztą jak wiele innych, zostały zignorowane i przechodzą bez echa.
Jest jeszcze jeden ważny temat tego pontyfikatu. To synodalność. Zaraz na początku papież Franciszek powołał radę kilku kardynałów jako swoich doradców. Podejmując decyzje chce najpierw wysłuchać ich zdania. Bardzo to mądre. A teraz trwający jeszcze w Kościele Synod o synodalności, czyli o wzajemnym słuchaniu, rozeznawaniu i kształtowaniu rzeczywistości tak, by dotrzeć do każdego człowieka z Dobrą Nowiną Ewangelii.
Wielu nie rozumie papieża Franciszka, bo nie chce go zrozumieć. Dla mnie ten papież jest prorokiem, a tych nie tylko nie rozumiano, nie chciano słuchać, ale jeszcze zabijano. Zacytuję na koniec dobre spojrzenie o. Grzegorza Kramera, jezuity: „A może Franciszek próbuje nam pokazać, że mamy wracać do myślenia ewangelicznego, ale nie takiego, które sobie ubierzemy w nasze nauczanie społeczne czy o wojnie sprawiedliwej. A może Franciszek każe nam zmusić się do radykalizmu, który nie nadaje się do systemowego zastosowania, bo zawsze, ostatecznie jest moją osobistą decyzją? Najłatwiej powiedzieć (mi), on nie zna się na polityce, na wojnach, jest już stary i chyba nie do końca jarzy, co się dzieje wokoło. No ale czy chciałbym papieża, który nawołuje do zbrojeń, do krwawych odwetów? Wiem jedno, że nie chcę dołączać do chóru tych, co się oburzają, wolę się oburzać na siebie, że ciągle nie żyję Ewangelią na serio.”
Ja także. Dlatego dziękuję Bogu za tego papieża, za Franciszka. I modlitwą oraz szacunkiem wraz z posłuszeństwem chcę mu nadal towarzyszyć.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.