Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 04:13
Reklama KD Market

Kiedy się modlicie…

Kiedy się modlicie…

Każdego roku, w Popielec, czytany jest w kościołach fragment Ewangelii według św. Mateusza, w którym Pan Jezus mówi do słuchających Go o trzech praktykach: jałmużnie, modlitwie i poście. Jest to niczym plan działania, jak dobrze przeżyć czas Wielkiego Postu i by stał się on duchowym postępem i zarazem wprowadzeniem w mękę, śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa. Jeśli modlitwa i post kierują człowieka ku jego wnętrzu, budując go i przygotowując na spotkanie z Bogiem, to jałmużna jest ich wynikiem, dobrem, które dzięki nim nagromadziło się w człowieku. Są zatem ze sobą ściśle powiązane i jeżeli tylko właściwie są podjęte, to ich owoc będzie rzeczywiście piękny. W słowach Jezusa ważne jest jeszcze to, żeby strzec się, aby tych uczynków nie wykonywali na pokaz, przed ludźmi po to, aby widzieli i podziwiali. „Inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie”. Nie chodzi zatem o to, żeby się chwalić, „trąbić” o tym, co się zrobiło i robi, ale raczej „wejść do swej izdebki”, do samego wnętrza siebie i tam działać ze świadomością, że Bóg doskonale to widzi. Jałmużna zaś, jako miłość w praktyce, może być także wykonywana w ukryciu, ciszy, bez rozgłosu i nie na estradach.

Zatrzymajmy się na modlitwie. Generalnie jesteśmy przyzwyczajeni do odmawiania tak zwanych pacierzy. Uczono nas, żeby pomodlić się rano i wieczorem. To tak jakby powiedzieć Panu Bogu, który jest adresatem modlitwy: poranne „dzień dobry” i wieczorne „dobranoc”. Według Słownika Języka Polskiego, „wyraz pacierz jest spolszczoną przed wiekami formą łacińskiego wyrazu pater – rozpoczynającego Modlitwę Pańską: Pater noster…, czyli: Ojcze nasz…”. Jest on zbiorem podstawowych modlitw chrześcijańskich. Pomimo tego, że wydaje się prostą formą modlitwy, wypowiedzeniem kilku formułek, nierzadko mamy z tym problem. Brakuje czasu na pacierz lub po prostu zapomina się o nim. A jeśli już, to czy jest on prawdziwą modlitwą? Złośliwi twierdzą, że pacierz jest tylko „klepaniem modlitw”, często zupełnie bezmyślnym. Wbrew temu przeczytałem kiedyś ładne zdanie, że jest on „jak stara, dobra, stabilna, sprawdzona poręcz, której można się złapać.” Idąc po schodach, używając poręczy, nie myśli się o tym, jest to działanie mechaniczne, a jednak w wielu sytuacjach poręcz ta jest wręcz nieodzowna do właściwego funkcjonowania. Tak samo jest z pacierzem. Jest ważny.

Dobrze jest przy okazji zapytać się o jakość odmawianego pacierza. Czy jest on wypowiadany godnie, z wyłączeniem kilku minut na pomodlenie się? Wielką pomocą były i oby wciąż temu służyły książeczki do nabożeństwa. Każdy przed I Komunią Świętą taką otrzymał. Później była okazja, aby posiadać wersję dla dorosłych, a nawet dla starszych i słabo widzących. Wszystko po to, by zachować poprawność pacierza i traktować go z nabożeństwem, a przy różnych okazjach poszerzać go o inne modlitwy. I tak w Wielkim Poście są nabożeństwa Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żali, mające swoją głębię i zapraszającą do współczującej refleksji nad męką i śmiercią Zbawiciela. Inną formą modlitw są pieśni, których w książeczkach nie brakuje. Ich słowa wyśpiewywane czasami od dziesiątek, a nawet setek lat, są piękną modlitwą, która nie traci aktualności.

Rozbudowaną formą pacierza jest także brewiarz, czyli Liturgia Godzin. Odmawiany głównie przez księży i osoby zakonne, jest jednak modlitwą całego ludu Bożego. Każdy może go odmawiać i są takie wspólnoty w Kościele, gdzie ludzie modlą się brewiarzem. A jest to modlitwa biblijnych psalmów i fragmentów z Pisma św. Odmawiana każdego dnia jest regularnie powtarzana co kilka tygodni. Bez względu na nastrój i samopoczucie, jej wierne czytanie z czasem włącza i angażuje całego człowieka z tym, co aktualnie przeżywa i czym żyje.

Przyznam, że mam bardzo osobisty stosunek do pacierza. Z biegiem lat rozszerzam mój „osobisty rytuał” odmawianych modlitw, które mi towarzyszą i pomagają każdego dnia, gdyż są moim osobistym mówieniem, a czasem wołaniem do Boga. Czy jednak ma to być relacja w jedną stronę?

To Bóg jest pierwszym, który chce mówić i mówi do człowieka. Trzeba zatem nauczyć się Go słuchać tak, aby modlitwa stawała się dialogiem serc. Do tego potrzebny jest jednak czas „bez poręczy”, może jedynie nad otwartą Biblią, w której zawarte jest słowo Boże. Ono jest żywe, gdyż nie jest tylko słowem, ale Osobą, która to słowo wypowiada do konkretnego człowieka, czyli tego, kto czyta. Wielu ludzi czyta regularnie Pismo święte i karmi się jego słowami. Lubię widzieć egzemplarze Biblii bardzo osobiste, z licznymi podkreśleniami, czasami kolorowymi i znakami. Z dopiskami na marginesach. To jest świadectwo dialogu ze słowem, bardzo intymnego. Jest to także świadectwo głębszej modlitwy. Jeśli się jej jeszcze nie doświadczyło, to nie ma na co czekać, trzeba wziąć, otwierać i czytać z zapytaniem, co mi to słowo (czytaj: ten Ktoś, Bóg) chce dzisiaj powiedzieć, pokazać, czego dotyka we mnie i moim życiu. Tak rodzi się też potrzeba zapisywania lub prowadzenia duchowego dziennika.

A idąc jeszcze dalej, nie sposób nie powiedzieć o praktyce nawiedzenia Najświętszego Sakramentu w kościołach i kaplicach oraz adoracji. To bardzo głęboka modlitwa. I choć towarzyszy jej często jakiś słowny pacierz, odmawiany różaniec, koronka, czy też jakaś litania, to przychodzi czas na ciszę i chęć pozostania w niej. Taka modlitwa patrzenia na Pana Jezusa ukrytego w białej hostii. Czuć też, jak On patrzy na tego, który przed Nim klęczy. W jednym z tekstów o adoracji przeczytałem o postawach, które na takiej modlitwie mogą się rodzić: jak Mędrcy (trzej królowie), którzy pokornie padli przed Panem Jezusem na twarz; jak Maria Magdalena opłakująca swoje grzechy; jak święci niewiasty i uczniowie, którzy sercem słuchają; jak apostoł Jan, który szukał wytchnienia, kładąc swoją głowę na piersi Mistrza; jak apostoł Tomasz, który chciał dotknąć ran Chrystusa. Niestety, często „traktujemy Go [Chrystusa] jak posąg: myślimy, że On jest tu po to, aby wybaczać nam i wysłuchiwać naszych modlitw. To błąd. Nasz Pan żyje i działa: patrzcie na Niego, uczcie się od Niego, naśladujcie Go”, mówił św. Pierre-Julien Eymard.

Wielki Post jest najpierw zaproszeniem do modlitwy. Jednak „gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni to lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6, 5-6).

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.


Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama