Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 01:28
Reklama KD Market

Koszmar w środku nocy

Koszmar w środku nocy
(fot. Adobe Stock)

Ta historia to gotowy scenariusz filmu sensacyjnego – w środku nocy ktoś napada na parę młodych ludzi w ich własnym domu w Kalifornii. Mężczyzna zostaje obezwładniony i oszołomiony lekami, kobieta wywieziona w nieznane miejsce w bagażniku samochodu porywacza. Kiedy mężczyzna w końcu zawiadamia policję, nikt mu nie wierzy, są podejrzenia, że zamordował narzeczoną. Sprawa przybiera nieoczekiwany obrót, kiedy po dwóch dniach porwana wraca cała i zdrowa do domu. Czyżby z zemsty na niewiernym kochanku sfingowała swoje porwanie? Czy może oboje z jakiegoś powodu ukartowali całą sprawę?

Opowieść Aarona

W środku nocy 23 marca 2015 roku Denise Huskins i Aarona Quinna obudził hałas. Ktoś był w ich sypialni, oślepiał ich światłem latarki. Kiedy przerażeni zerwali się z łóżka, intruz grożąc im bronią kazał założyć na oczy okulary pływackie ze szkłami zalepionymi taśmą. Następnie skrępował oboje, nafaszerował lekami i poinformował Aarona, że żąda okupu za Denise w wysokości 15 tysięcy dolarów. Zostawił spętanego mężczyznę a kobietę zabrał ze sobą.

Kiedy następnego dnia Aaron zawiadomił policję o porwaniu, nikt mu nie uwierzył. W domu nie było śladów włamania czy walki. Przydzielony do prowadzenia sprawy detektyw Mathew Mustard z góry założył, że Aaron zamordował narzeczoną a cała historia o porwaniu ma tylko odsunąć od niego podejrzenia. Mężczyzna był przesłuchiwany przez osiemnaście godzin bez przerwy, ale nie zmienił swoich zeznań. Przyznał jedynie, że poprzedniego wieczoru pokłócili się z Denise o jego byłą dziewczynę, z którą ciągle utrzymywał kontakt telefoniczny.

Śledczy założyli, że kłótnia kochanków wymknęła się spod kontroli i Aaron prawdopodobnie udusił dziewczynę, bowiem w domu nie znaleziono żadnych śladów krwi. Skupiono się na szukaniu jej ciała, nikt natomiast nie zajął się poszukiwaniami ewentualnego porywacza. Nie założono podsłuchu na telefonie Aarona, pomimo że napastnik miał skontaktować się z nim telefonicznie w sprawie okupu. Wątek porwania w ogóle nie był brany pod uwagę.

Ku zdumieniu wszystkich dwa dni później Denise się odnalazła. Jej również nikt nie uwierzył.

Gwałt na Denise

Opowieść kobiety pokrywała się ze słowami jej narzeczonego. W środku nocy została porwana ze swojego domu i wywieziona do domku położonego gdzieś w lesie, gdzie porywacz ją zgwałcił. Następnie zapewnił ją, że zostanie wypuszczona, jak tylko on i jego wspólnicy otrzymają okup. Pieniądze miały zostać przekazane po czterech dniach, ale nieoczekiwanie już po dwóch napastnik odwiózł ją do domu jej rodziców.

Policja nie uwierzyła w tę opowieść. Detektyw Mustard uznał, że Denise sfingowała porwanie, żeby rzucić oskarżenie o morderstwo na niewiernego narzeczonego, ale potem spanikowała i dlatego wróciła do domu. Zakładał też, że para z niewyjaśnionego powodu mogła wspólnie ukartować całą sprawę. Detektyw oświadczył na konferencji prasowej: – Pan Quinn i pani Huskins swoimi kłamstwami zmusili policję do podjęcia szeregu niepotrzebnych, kosztownych działań, zaszczepiając jednocześnie w społeczeństwie strach przed nieistniejącym gangiem porywaczy. Dodał, że winni są swojej społeczności przeprosiny a policja przeprowadzi szczegółowe śledztwo w ich sprawie.

Wyznanie porywacza

Jeszcze tego samego dnia wieczorem jeden z dziennikarzy opisujących tę historię dostał e-mail od rzekomego porywacza. Zapewniał on, że Denise… naprawdę została porwana, dzieląc się jednocześnie szczegółami napaści, które znane były tylko ich trójce. Wysłał w sumie ponad dziesięć e-malii, w każdym zapewniając, że sprawa nie została zmyślona, a w Kalifornii od dłuższego czasu działa szajka porywaczy. Podał też więcej informacji na swój temat, między innymi to, że jest byłym wojskowym. Wysłał też zdjęcie pistoletu zabawki, którym groził swoim ofiarom. Śledczym nie udało się wytropić nadawcy listów.

Przez kolejne tygodnie Denise i Aaron byli celem nienawistnych ataków ze strony sąsiadów i zupełnie obcych ludzi, uważających ich za kłamców. Policja jeszcze podgrzewała atmosferę, nie kryjąc się ze swoją opinią. Dopiero dwa miesiące później doszło do nieoczekiwanego przełomu w śledztwie. Na policję w środku nocy zadzwoniła przerażona kobieta. Powiedziała, że ktoś zakradł się do jej domu i chciał porwać jej córkę. Mąż kobiety rzucił się na napastnika, który uciekł, pozostawiając na miejscu telefon.

Aparat należał do Matthew Mullera, prawnika i byłego żołnierza piechoty morskiej. Okazało się, że mężczyzna kilkakrotnie oskarżany był o napaść na tle seksualnym. Co więcej, w jego rodzinnej miejscowości krążyły opowieści o niezidentyfikowanym mężczyźnie, który podglądał kobiety w ich domach. Policji nie udało się go jednak nigdy złapać.

Matthew został aresztowany jeszcze tego samego dnia w swoim domku letniskowym nad jeziorem Tahoe. Na miejscu odnaleziono okulary pływackie zaklejone taśmą, pistolet zabawkę, który wyglądał identycznie jak ten z e-malii porywacza, oraz pokój z oknami zabitymi deskami, w którym najwyraźniej kogoś przetrzymywano.

W toku śledztwa okazało się, że Matthew Muller działał na całym wybrzeżu Kalifornii. Jednak ponieważ napadał na kobiety w miejscowościach często oddalonych od siebie o setki kilometrów, nikt tych napaści nie powiązał. Jego modus operandi zawsze był taki sam: napaść w środku nocy, oszołomienie ofiar lekami nasennymi, molestowanie seksualne. Historie wszystkich ofiar były bardzo podobne i przypominały to, co przydarzyło się Denise i Aaronowi. Co więcej, kosmyk włosów znaleziony w domku letniskowym Matthew należał właśnie do Denise.

Policji i FBI bardzo zależało na jak najszybszym zamknięciu sprawy. Nie podjęto wątku ewentualnych wspólników Mullera, o których wspominała Denise. Nie przeproszono też pary za fałszywe oskarżenia, dopóki nie zmusił do tego policji wyrok sądu. Jednak Denise i Aaron nie zamierzali odpuścić. Złożyli pozew cywilny przeciwko policji za zaniedbania w czasie śledztwa i wygrali sprawę.

Matthew Muller został skazany na czterdzieści lat więzienia.

Maggie Sawicka

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama