Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 11:59
Reklama KD Market

Nietykalni

Nietykalni
fot. pixabay.com

W przedziale pociągu siedzi kilka osób. Milczą. Są sobie obcy. Każdy, wchodząc, wybiera wykupioną przez siebie miejscówkę. Pociąg rusza. Momentalnie w rękach każdego pojawia się „życiowy towarzysz”, czyli smartfon. I tak szybują ludzie w wirtualny świat znajomości, przyjaźni, miłości. Raz po raz odrywają wzrok, żeby popatrzeć zdawkowo na współtowarzyszy podróży. Bez uśmiechu, bez wyrazu, trochę jak przed stojącymi na wystawie sklepu manekinami ubranymi w ciuchy z najnowszej kolekcji. Ciekawe jest jednak to, że zanim się jeszcze usadowili, wyciągają z toreb: jedni jakąś książkę, inni laptop, inni jeszcze słuchawki. Każdy głęboko zatopiony w swoim świecie i swoich przeżyciach. To taka obserwacja z polskiego pociągu ekspresowego. Chwile spędzone w świecie ludzi, których nazwałem: Nietykalni.

Jest coś na rzeczy. Prywatny świat nietykalnych wciąż się powiększa i wzmacnia. Obecny nie tylko w pociągach i innych środkach komunikacji, ale także w rodzinnych domach, mieszkaniach, klasztorach. Nawet w biurach, każdy wciśnięty w swoim „boksie”, mając przed sobą monitor komputera, tworzy i działa, wykonując polecenia pracodawców. Kończy się czas pracy, człowiek wstaje, zabiera swój kubek na wodę, wychodzi. W Europie to poczucie nietykalności i odrębności wzmacnia jeszcze „święte” prawo ochrony danych, zwane powszechnie: „RODO”. Świat nietykalnych, obcych sobie ludzi wciąż się powiększa. Najsmutniejsze jednak jest to, że staje się czymś normalnym, jakby tak właśnie miało być. Jest to jednak świat pozbawiony relacji, obcy i szczelnie zamknięty. Równocześnie jednak ludzie szukają i tęsknią za bliskością, potrzebują się poprzytulać, opowiedzieć o tym, co czują, czego potrzebują, jak przeżywają życie w tym świecie. Czemu zatem ulegają pokusie nietykalności? Czemu boją się do siebie zagadnąć, uśmiechnąć się, wyciągnąć do siebie rękę? Te pytania kłębią się we mnie, gdyż męczy mnie ten obco nastawiony do siebie świat ludzi.

Przyjeżdżając do domu rodzinnego, stwierdzam, że w mojej okolicy zamarło już prawie życie sąsiedzkie. Ludzie nie odwiedzają się jak kiedyś „na kawę” i pogaduszki. Starzy drżą, że jeśli się coś wydarzy niedobrego, nie wiedzą, gdzie wołać o pomoc. Każdy zajęty i obwarowany w swojej twierdzy, swoim mieszkaniu, które kryje bardzo wiele problemów i osamotnienia. I tylko nierozłączny towarzysz życia, czyli smartfon z wirtualnym światem, w którym nie ma obcych, bo przecież każdy jest tutaj pod ścisłą kontrolą.

Jeśli gdzieś zatem odbywają się jeszcze wspólne „kawy” bez zobowiązań i bez odnoszenia się do biznesów, to oby trwały jak najdłużej i trzeba je promować i zachowywać. Bo to nie jest i nie może być jakiś przeżytek, ale sposób na czas, w którym muszą, powinni być obecni drudzy, zwłaszcza ci z najbliższego kręgu: rodziny, wspólnoty, sąsiedztwa, koleżeństwa. Potrzeba przełamywania barier obcości, wyburzania, a nie budowania murów granicznych, gdzie każdy nowy człowiek jest intruzem. Obcość powoduje niestety, że ludzie postrzegają drugiego jako zagrożenie, jako potencjalnego oszusta, złodzieja, zabójcę. Kogoś, kogo trzeba się bać. Coraz trudniej jest ludziom uwierzyć, że prawdziwa i bezinteresowna przyjaźń jest jeszcze dzisiaj możliwa oraz że można żyć inaczej. Wystarczy tylko pozwolić, żeby ten drugi zbliżył się do mnie, odezwał, poopowiadał. I ze wzajemnością. Zrobić wszystko, co tylko jest możliwe, żeby nie zdziczeć i nie wyobcować się nie na dobre. Nietykalność nie zawsze jest dobrym płaszczem ochronnym. Zwłaszcza kiedy jest pozbawiona jakichkolwiek relacji. Potrzebujemy jednak siebie nawzajem. Trzeba odważyć się, żeby wyjść realnie w stronę drugiej osoby, uruchomić w sobie współczucie, zapomnieć na chwilę o sobie, żeby potowarzyszyć komuś w jego przeżyciach i emocjach. Odważyć się na bliskość.

Pan Bóg stworzył nas do bliskości. „Nikt nie jest samotną wyspą”, pisał Thomas Merton. Żeby to jednak każdy zrozumiał, potrzebuje życia duchowego, gdyż bez niego „cała nasza egzystencja staje się iluzoryczna i zawieszona w próżni”. Życie duchowe wprowadza nas w możliwie najpełniejszy związek z rzeczywistością. Także w otwarcie się na relacje z innymi, na wspólnotę, bez której naprawdę bardzo trudno jest żyć. Potrzeba relacji z innymi, potrzeba przyjaźni, żeby żyć. Także w małżeństwie i rodzinie, bo przecież i te miejsca pozbawione są coraz częściej głębszych relacji. Pięknie jest budować relacje, zaczynając od relacji z Bogiem. Modlitwa, zwłaszcza ta głębsza i osobista, otwiera i zbliża. Jeśli na przykład adoracja Najświętszego Sakramentu jest stałym punktem modlitwy osobistej, można być spokojnym o relacje z innymi. To tylko kwestia czasu. Dlatego cieszą mnie i stają mi się bliscy ludzie adorujący i modlący się, tworzący wspólnoty i grupy przy parafiach, pozbawieni anonimowości. Ludzie, którzy pracują nad swoją wrażliwością, żeby nie była ona chorobliwie „nadwrażliwa” i ubrana w szczelny płaszcz nietykalności.

Życie nie może być smutne, w ciągłym poczuciu zagrożenia. Jeśli takim jest, rodzi przemoc wraz z całym pasmem różnych problemów i dewiacji. Trzeba odkrywać każdego dnia, że życie jest naprawdę piękne i radosne, jeśli nie jest się samemu i ma się osobowość otwartą na drugiego. Dlatego spotykając „nietykalnego”, uśmiechnij się do niego, powiedz: „Dzień dobry” lub „Dobrego dnia”, zagadaj. Może tym pierwszym nietykalnym jesteś ty sam/sama?

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama