Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 06:35
Reklama KD Market

Trump po Iowa coraz mocniejszy

Trump po Iowa coraz mocniejszy
Donald Trump fot. MICHAEL REYNOLDS/EPA-EFE/Shutterstock

Donald Trump odniósł totalny sukces w stanie Iowa. Uzyskał nie tylko wynik zapewniający mu 20 spośród 40 delegatów na Krajową Konwencję Partii Republikańskiej, która nominuje kandydata partii na prezydenta, ale też osłabił swoich rywali, a dla nich kolejne prawybory – te w New Hampshire, mogą być przysłowiową walką o życie w dalszej kampanii.

Kto odpadł

Po prawyborach, które w Iowa odbywały się w formie zebrań i głosowań partyjnych, z wyścigu o nominację Republikanów wypadł Vivek Ramaswamy. Prezentujący mocno radykalne, skrajnie prawicowe poglądy biznesmen swe poparcie przelał na Trumpa, co zresztą nie dziwi, gdyż wydawał się najbliższy w ofercie wyborczej tej głoszonej przez byłego prezydenta. Z wyścigu odpadł także były gubernator Arkansas Asa Hutchison. Pozostali w walce gubernator Florydy Ron DeSantis oraz była ambasador przy ONZ Nikki Haley, choć uzyskali rezultat poniżej oczekiwań, co w ich przypadku oznacza nie tylko utratę delegatów, ale także entuzjazmu potencjalnych darczyńców gotowych przelewać gotówkę na ich kampanie wyborcze.

Trump podczas wiecu wyborczego był w doskonałym humorze. Po raz pierwszy od dłuższego czasu porzucił retorykę, która charakteryzowała się nieustającym atakiem na swoich partyjnych oponentów. Wręcz przeciwnie; chwalił ich, nazywając „zdolnymi, mądrymi ludźmi”. Ale też wysłał im wyraźny sygnał, że nadszedł czas, aby zastanowić się nad pożegnaniem z dalszą rywalizacją. Były prezydent nie był w tym odosobniony. Jeszcze tego samego dnia, kongresmenka Elize Stefanik zasiadająca w ścisłym kierownictwie Partii Republikańskiej w Izbie Reprezentantów powiedziała mocno i wyraźnie – „Nie macie szans. Czas się zjednoczyć, aby pokonać Joe Bidena”.

Wyścig o nominację skurczył się do trzech osób, ale dla Trumpa droga do nominacji stoi szeroko otwarta. Wynik, który uzyskał – ponad 50 procent głosów, i 30 procent przewagi nad kolejnym rywalem – jest najlepszym, jaki udało się uzyskać kandydatowi którejkolwiek partii w pierwszym wyścigu o nominację. Na co więc liczą jego rywale?

Nikki Haley

W ostatnim sondażu przed prawyborami niespodziewanie wskoczyła na drugie miejsce w Iowa, może być rozczarowana. Ostatecznie przegrała z Ronem DeSantisem – i chociaż otrzyma tę samą liczbę delegatów – dziewięciu, to straciła psychologiczny efekt, który mógłby pobudzić zapał do poparcia jej kandydatury przez wciąż niezdecydowany elektorat. Dla Nikki Haley najbliższe tygodnie będą kluczowe. W New Hampshire, w badaniach opinii publicznej traci niewiele do Trumpa – przewaga byłego prezydenta ma tam jednocyfrowe wskaźniki. A po New Hampshire walka przeniesie się do jej rodzinnego stanu – Południowej Karoliny, gdzie była gubernatorem. To jej pola bitewne, gdzie może osiągnąć sukces, ale jeśli tak się nie stanie, to prawdopodobnie z dalszej walki zrezygnuje.

Zresztą Haley jest dość ciekawą kandydatką; z jednej strony pracowała w administracji Trumpa, będąc z jego nominacji ambasador USA przy ONZ, to jednak daleko jej do bazy wyborców byłego prezydenta. Niedawny sondaż „Washington Post” pokazał, że ponad połowa jej wyborców jest zdecydowana w pojedynku Trump-Biden poprzeć… obecnego prezydenta. Prawie 80 procent jej wyborców uważa, że Joe Biden został uczciwie wybrany na najważniejsze stanowisko w państwie. Dlatego też w gronie najbardziej zagorzałych zwolenników Trumpa zawiązał się ruch określany „Never Nikki”. Wyborcy obecnego prezydenta jasno i wyraźnie deklarują, że nie poprą Haley w żadnych okolicznościach. A to właśnie była ambasador przy ONZ ma największe szanse pokonania Bidena, bo w bezpośrednim starciu osiąga największą sondażową przewagę nad gospodarzem Białego Domu.

Ron DeSantis

Zapowiedział, że będzie walczył do samego końca. Ale przed gubernatorem Florydy trudne chwile, bo we wspomnianych wcześniej New Hampshire i Południowej Karolinie przypuszczalnie uplasuje się na trzecim miejscu. W Nevadzie, gdzie prawybory ponownie odbędą się w formie zebrań partyjnych, prognozowane jest wysokie zwycięstwo Trumpa. Mimo to Ron DeSantis liczy na dobry wynik, szczególnie w stanie Haley. Tam baza wyborców jest mocno konserwatywna, a więc zbieżna z prezentowanymi przez niego poglądami na sprawy społeczne.

Obóz DeSantisa liczy, że lepszy niż oczekiwany obecnie wynik może wzbudzić na nowo zaufanie darczyńców, co spowoduje, że fundusze na kampanię będą wystarczające, aby skutecznie wejść w tzw. „super wtorek”. Piątego marca głosować będą wyborcy w szesnastu stanach i oba sztaby, zarówno DeSantisa, jak i Haley, do tego dnia będą walczyć tylko o przetrwanie. Czy możliwe jest odwrócenie trajektorii? Tak, a najlepiej pokazał to Joe Biden, który w 2020 roku jeszcze przed „super wtorkiem” był nakłaniany do opuszczenia wyścigu wyborczego.

Ale rywale Trumpa liczą na coś jeszcze: uważają oni bowiem, że czas działa na ich korzyść. Ten czas to wzmożenie się procesów byłego prezydenta. I być może także pierwsze wyroki w sprawach zarówno cywilnych, jak i stanowych wytoczonych przeciw byłemu prezydentowi. Na zapleczu sztabów mówi się coraz głośniej, że kontrkandydaci Trumpa walczą, bo chcą stanowić alternatywę w przypadku, gdyby doszło do wydarzenia dyskwalifikującego, bądź zmuszającego byłego prezydenta z rezygnacji z ubiegania się o Biały Dom.

Demokraci

Joe Biden traci tymczasem do Donalda Trumpa coraz więcej gruntu, szczególnie w stanach, które mogą znów okazać się kluczowe dla końcowego rezultatu. Mimo to sztab ubiegającego się o reelekcję prezydenta wciąż uważa, że to właśnie Trump jest najsilniejszym czynnikiem motywującym wyborców Demokratów. W noc prawyborów w Iowa kampania Bidena zbierała fundusze, argumentując to groźbą powrotu Trumpa do władzy. Demokraci starają się także wyciągnąć wnioski z wyniku frekwencji. Tegoroczne zebrania partyjne sympatyków i działaczy Partii Republikańskiej w Iowa przyciągnęły zaledwie 120 tysięcy głosujących. To najniższa frekwencja od 2008 roku, gdy entuzjazm w partii wokół kandydatury Johna McCaina był niski. Dla porównania, w 2016 roku, gdy w Partii Republikańskiej toczyła się zażarta walka o nominację 16 kandydatów – do głosowania stanęło ponad 170 tysięcy osób.

Demokraci mogą jednak zapędzać się w ślepą uliczkę, licząc, że ten wynik świadczy o słabnącym entuzjazmie wobec Trumpa. W dniu prawyborów w stanie panowały iście arktyczne warunki, a wielu wyborców, zamiast udać się na często nudne spotkania partyjne, wolało zostać w domach, aby oglądać mecze rozgrywek futbolu amerykańskiego. Co więcej, eksperci zwracają uwagę, że poparcie dla Trumpa wcale nie maleje, a wręcz przeciwnie. Gdy były prezydent ogłaszał walkę o nominację, wielu polityków Partii Republikańskiej jawnie kpiło z jego planów dotyczących powrotu do Białego Domu. Dziś coraz więcej z nich decyduje się ponownie „ucałować pierścień”, widząc, że baza Donalda Trumpa stanowi o sile tego ugrupowania.

Po prawyborach w Iowa nasuwa się więc wniosek, że Donalda Trumpa może zatrzymać już tylko wymiar sprawiedliwości albo on sam. To drugie pozostaje w sferze wyobraźni, bo rzeczywistość pokazuje, że były prezydent wciąż czuje się dobrze i radzi sobie dobrze na polu walki politycznej.

Daniel Bociąga
[email protected]
[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama