Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 06:17
Reklama KD Market

Szturm na Kapitol coraz bardziej dzieli Amerykanów 

Szturm na Kapitol coraz bardziej dzieli Amerykanów 
Zwolennicy Donalda Trumpa stoją przy drzwiach do sal Senatu, po wtargnięciu do budynku Kapitolu, 6 stycznia 2021 r. fot. JIM LO SCALZO/EPA-EFE/Shutterstock

Wydarzenia z 6 stycznia 2021 roku na trwałe zapisały się w amerykańskiej historii. Zapisały się niechlubnie, bo trudno sobie wyobrazić utratę kontroli nad jednym z najważniejszych amerykańskich gmachów w obliczu naporu zwolenników jednej z opcji politycznych. Szturm na Kapitol stał się też symbolem walki Donalda Trumpa o utrzymanie władzy za wszelką cenę. Nawet jeśli tą ceną było podważenie prawomocności amerykańskich instytucji.

W piątek, w przededniu trzeciej rocznicy szturmu na Kapitol zwolenników byłego prezydenta, ten obecny – Joe Biden – zaplanował przemówienie, w którym miał przedstawić Donalda Trumpa jako największe zagrożenie dla demokracji. Plan ten wpisuje się w strategię kampanii politycznej, jaką na dobre rozpoczyna się w USA przed listopadowymi prawyborami. A to, że dojdzie w nich do powtórki wyścigu sprzed czterech lat, raczej nie budzi wątpliwości. Sztab Bidena wie, że musi ruszyć z kontrofensywą. Sondaże pokazują, że zaufanie do Demokraty jest rekordowo niskie, a co gorsza w bezpośrednim pojedynku z Republikaninem już teraz traci w stosunku do niego kilka punktów procentowych. To sytuacja bardzo niebezpieczna dla Partii Demokratycznej. Ostatnie dwa cykle wyborcze pokazały bowiem wyraźnie, że aby wygrać Biały Dom w kolegium elektorskim, Demokraci w skali całego kraju potrzebują większej przewagi. Kolegium wyrównuje szanse mniejszym, rolniczym stanom, które historycznie popierają Republikanów. Kalifornia, Nowy Jork czy Illinois ze swoją gigantyczną pulą elektorów nie wystarczą. Trzeba bić się o Wisconsin, Minnesotę, Pensylwanię, Michigan, Arizonę czy Georgię. A tam, niespodziewanie od pewnego czasu, pozycja Trumpa względem Bidena się umacnia.

„Trump systematycznie będzie używał władzy, by podważyć, a następnie zrujnować naszą demokrację” – powiedział, ogłaszając piątkowe przemówienie Bidena, szef komunikacji jego sztabu wyborczego Michael Tyler. 

Ale czy to wystarczy?

Republikanie wydają się być coraz mocniej skonsolidowani wokół Donalda Trumpa. Najnowszy sondaż przeprowadzony dla „Washington Post” pokazuje wyraźnie, że trzy lata po szturmie wyborcy określający się jako republikańscy mocniej sympatyzują z aresztowanymi i osądzonymi uczestnikami ataku niż chroniącą budynku policją. To zdumiewający rezultat zważywszy, że to właśnie Republikanów utożsamia się z hasłami takimi jak „prawo i porządek” oraz „back the blue” – czyli wsparciem dla służb mundurowych. Coraz silniejsze są kolportowane w mediach społecznościowych teorie spiskowe, zgodnie z którymi atak był inspirowany przez służby specjalne. 

Sonda przynosi też niepokojące wieści dla Bidena, gdyż wynika z niej, że aż jedna trzecia Amerykanów uważa jego wybór za bezprawny. Są też i kłopotliwe wnioski dla Republikanów i Trumpa. Okazuje się bowiem, że o ile Demokraci są skonsolidowani i jednoznacznie negatywnie oceniają rolę byłego prezydenta w obliczu wydarzeń z 6 stycznia 2021 roku, to Republikanie już wskazują większe wahania. Bowiem przykładowo część z nich uważa, że Trump nie jest winien szturmowi na Kapitol, a już inni sądzą, że ponosi „jakąś część odpowiedzialności”. 

Zdaniem analityków, przy sprawnym przeprowadzeniu kampanii informacyjnej sztab Bidena może zasiać większe wątpliwości w rozumowaniu tej grupy wyborców, a to może wpłynąć negatywnie na ich mobilizację w listopadzie. To, w jaki sposób Ameryka jest dziś podzielona w ocenie tamtych wydarzeń, daje wynik odpowiedzi na proste pytanie: 

Czym był 6 stycznia? 

Większość, bo 55 procent odpowiedziała, że „atakiem na demokrację, który nigdy nie może zostać zapomniany”, podczas gdy 43 procent wyraziło opinię, że wszystko zostało „zbyt rozdmuchane”.

Trump obiecuje też akty łaski dla osób skazanych przez sądy w USA za rolę w wydarzeniach sprzed trzech lat. Namawiają go silnie do tego skrajnie prawicowi politycy Partii Republikańskiej jak kongresmenka z Georgii Marjorie Taylor Greene, ale to nie do końca jest produktywne ze strategicznego punktu widzenia. Wiadomo, że o wyniku wyborów często obok determinacji i mobilizacji obu zwaśnionych stron konfliktu politycznego decydują tak zwani wyborcy „niezależni”, którzy nie przywiązują się do żadnej partii, a o ich decyzji często decydują ostatnie momenty kampanii. Ale najważniejsze jest to, że odrzucają oni wszelkie skrajności. Jeśli ludziom Trumpa uda się przekonać „niezależnych”, że ataku na Kapitol dokonali przebrani za członków ruchu MAGA aktywiści spod znaku Antify, to trudno będzie Republikanom przeciągnąć na swą stronę niezdecydowany elektorat. Zresztą takie próby już były – a znajdywanie dla nich uzasadnienia kłóci się z logiką. No bo jak to? – Trump miałby po objęciu prezydentury ułaskawić „antifowców”?

Naruszona 14 poprawka do konstytucji?

Wydarzenia z 6 stycznia nabierają też jeszcze innego znaczenia. W dwóch stanach, Kolorado i Maine już toczy się dyskusja, czy Trump nie złamał 14 poprawki do konstytucji. Ta zabrania kandydowania na najwyższy urząd w państwie osobom „uczestniczącym lub podżegającym” do szturmu na instytucje państwowe. W Kolorado o usunięciu byłego prezydenta z karty wyborczej zdecydował stanowy Sąd Najwyższy. Ale cała sprawa trafi do Sądu Najwyższego USA. To orzeczenie będzie miało też wpływ na ostateczną decyzją stanu Maine, gdzie decyzję o wykreśleniu Trumpa podjęła lokalna sekretarz stanu. Politolodzy w tej sprawie uważają, że to zamieszanie – gdy stanowe jednostki starają się wpłynąć na decyzje o umieszczeniu bądź wykreśleniu kandydata – mogą wzbudzić sympatię wobec byłego prezydenta. Bo wielu wyborców uzna takie rozwiązanie za niesprawiedliwe. Ale o wszystkim i tak zdecyduje dziewięciu sędziów zasiadających w najwyższej amerykańskiej instancji sądowniczej. Trzech z nich na to stanowisko mianował… Donald Trump.

Wkrótce czeka nas polityczny spektakl. Biden będzie przemawiał w przededniu rocznicy ataku na Kapitol w Pensylwanii. Na 6 stycznia dwa wydarzenia związane z prowadzeniem kampanii ma zaplanowane Donald Trump. To będzie walka na słowa i retorykę. Czy ktoś kogoś przekona do zmiany stanowiska? Wątpliwe – ale obu politykom zależy już chyba mocniej na mobilizacji swoich szeregów.

Daniel Bociąga
[email protected]
[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama