Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 06:08
Reklama KD Market

Miniony rok w polityce USA… I co dalej?

Miniony rok w polityce USA… I co dalej?
fot. Al Drago,Will Oliver, Juan Manuel Blanco, Michael Reynolds, Esteban Bina, Shawn Thew, Justin Lane/POOL/EPA-EFE/REX/Shutterstock

Gdy zastanowimy się nad tym, kto miał największy wpływ na amerykańską politykę w mijającym właśnie roku, to trudno nie oprzeć się refleksji, że brakuje nowych twarzy, które mogłyby tę dziedzinę odmienić lub przynajmniej odświeżyć. Spoglądając na problemy, z którymi boryka się kraj, tutaj też – nic nowego.

Biden i Trump

Przed nadchodzącymi wyborami prezydenckimi tematem, który najbardziej drażni Demokratów drżących o reelekcję Joe Bidena, jest wiek prezydenta. Mający 81 lat polityk z Delaware, gdy obejmował najwyższy urząd w państwie, traktowany był jako prezydent jednokadencyjny i zadaniowy. Jego zadaniem było pokonanie Donalda Trumpa i je wykonał. Ileż było spiskowych teorii mówiących, że to jedyna misja Bidena i że po … dwóch latach odda władzę w ręce wiceprezydent Kamali Harris.

Mimo tych prognoz tak się nie stało i mimo utraty władzy w Izbie Reprezentantów Biden kadencję chce dokończyć. I nic nie wskazuje, aby zrezygnował z ubiegania się o kolejne cztery lata jako gospodarz Białego Domu. Podeszły wiek, momenty zawahania podczas wystąpień, być może sugerujące lekką demencję, najpotężniejszego bądź co bądź przywódcy światowego, budzą niepokój u jego zwolenników. Są bowiem stosowane jako najpotężniejszy oręż przez jego przeciwników. Tych samych, którzy zapominają, że przecież najgroźniejszy rywal Bidena, ubiegający się ponownie o Biały Dom Donald Trump nie należy do młodego pokolenia amerykańskich polityków. Co więcej, Trump jest tylko cztery lata młodszy od Bidena. Na wiecach, w których były prezydent bierze udział z coraz większym zapałem, popełnia gafy, które nie wywołują już takiego popłochu u jego bazy wyborców.

Dlaczego więc wiek Bidena jest problemem, a Trumpa już nie? Można by pokusić się o głębszą analizę wyborców poszczególnych partii, ale najprościej ją sprowadzić do krótkiej refleksji – ruch MAGA, czyli najwierniejsi zwolennicy Donalda Trumpa, nie zwracają uwagi na zachowania swojego kandydata i traktują go jak obiekt kultu, podczas gdy zwolennicy Joe Bidena, choć traktujący go niczym „dobrego dziadka”, mają obawy, czy nie doprowadzi on swoją niefrasobliwością do katastrofy. Obaj najważniejsi politycy obu partii mają swoje problemy.

Trump boryka się z serią spraw sądowych dotyczących nie tylko kwestii finansowych i oskarżeń o zawyżania wartości swoich nieruchomości, ale dużo poważniejszymi zarzutami o próbę zmanipulowania wyników wyborów prezydenckich. Co ciekawe, zamiast tracić poparcie w sondażach, to na bazie tych spraw mobilizuje jeszcze mocniej swój elektorat, kreując się na obiekt politycznego polowania i gromadząc fundusze na kampanię wyborczą.

Biden tymczasem stoi przed możliwością procesu impeachmentu oraz musi się tłumaczyć z niejasnych finansowych operacji swego syna Huntera. Obecny prezydent nie komentuje tych spraw, tłumacząc, że zajmuje się nimi niezależny wymiar sprawiedliwości. Można się spodziewać, że nadchodzący rok nie tylko nie uspokoi tych nastrojów, ale je spotęguje, ponieważ sprawy, którymi ma zająć się Temida, staną się ogniwem politycznej walki w kampanii wyborczej.

Ukraina

Problem amerykańskiej pomocy dla Ukrainy nie zniknie, bez względu na to, jak potoczą się losy kampanii wyborczej. Kongres właśnie przerwał debatę nad przyjęciem potężnego pakietu gwarantującego nieprzerwaną pomoc dla obrony terytorium Ukrainy przed rosyjską agresją. Opiewa on na kwotę ponad 60 miliardów dolarów i pomimo odważnych i stanowczych zapowiedzi ze strony Republikanów, że czas zakończyć wypisywanie czeków bez pokrycia, to porozumienie w tej sprawie ponoć jest bliskie. A to dlatego, że Demokraci gotowi są na ustępstwa w sprawie polityki migracyjnej. Jakikolwiek kompromis pozwoli pokonać opór najbardziej twardogłowych polityków GOP, z których wielu coraz mocniej sugeruje, że to Ukraina powinna pójść na ustępstwa, oddając część terytorium Rosji. Zastanawiające to głosy w partii Ronalda Reagana. Donald Trump, który również nie jest zwolennikiem przedłużania wsparcia dla Ukrainy, mówi, że jest w stanie konflikt rozwiązać w ciągu jednego dnia. Nie przedstawia jednak planu, a pesymiści grzmią, że radykalnie przerwie linię pomocy i odetnie Ukrainę od amerykańskiej broni, a to nie pozwoli jej przetrwać. Nie wiadomo, na ile te słowa są skierowane na potrzeby wyborcy w czasie kampanii, a na ile to realna groźba. Kilka tygodni temu Kongres, głosami zarówno Republikanów, jak i Demokratów zablokował prezydentowi USA możliwość podjęcia samodzielnej decyzji o wyjściu z NATO. Ruch ten odebrano jako skierowany przeciwko Trumpowi. Bliscy doradcy byłego prezydenta przyznali, że ten rozważał możliwość opuszczenia przez Stany Zjednoczone Sojuszu Północnoatlantyckiego w drugiej kadencji.

Imigracja

Sytuacja na południowej granicy oraz los migrantów, którym udało się nielegalnie przedostać na terytorium USA, będą tematem, który nie wygaśnie. W Teksasie, w rejonie El Paso koczuje około 10 tysięcy migrantów starających się o polityczny azyl. Nie wiadomo, ilu udało się skorzystać z ofert przemytników ludzi i pozostawiając u nich oszczędności swego życia, przedarło się przez granicę. Zatrzymani przez funkcjonariuszy Straży Granicznej (Border Patrol) stali się częścią politycznej rozgrywki.

Gubernator Teksasu Greg Abbott wysyła ich do miast mających status tzw. sanktuariów dla nieudokumentowanych imigrantów. I tak trafiają między innymi do Chicago. A tutaj koczują na ulicach. Miasto stara się zapewnić im warunki, w których mogliby przetrwać zimę, ale pomimo zapowiedzi burmistrza Brandona Johnsona wciąż nie udało się stworzyć ośrodka, który mógłby posłużyć im za schronienie. Republikanie tymczasem bieżącą sytuację wykorzystują, aby pokazać, jak administracja Bidena nie radzi sobie z kryzysem. Stawiając na czynnik polityczny, zupełnie zapominają o innym, bardziej istotnym czynniku – ludzkim.

Aborcja

Mimo że to był trudny rok dla administracji Bidena, Demokraci mogli świętować małe sukcesy. Takie, które dają nadzieję partii na uniknięcie katastrofy w nadchodzącym roku. Z pewnością decyzja Sądu Najwyższego z lipca 2022 roku o zniesieniu precedensu prawnego Wade v. Roe, gwarantującego na poziomie federalnym prawo do aborcji, zmobilizowała proaborcyjnych aktywistów w USA. I ta aktywność była widoczna także w tym roku. W kilku konserwatywnych stanach, ich władze, próbując wykorzystać słabą popularność prezydenta Bidena, starały się zaostrzyć przepisy. Wszędzie, podobnie jak rok wcześniej, przegrywały z kretesem.

W Ohio, a więc stanie, który od dłuższego politycznego cyklu stał się „czerwonym” (głosującym na Republikanów), udało się do stanowej konstytucji wprowadzić zapis o prawie obywateli do aborcji. W tradycyjnie republikańskim Kentucky swą pozycję obronił demokratyczny gubernator Andy Beshear – uznawany za rosnącą gwiazdę partii. Sukces Besheara jest o tyle znaczący, że został wybrany na kolejną kadencję po kampanii, w trakcie której polityczni przeciwnicy akcentowali jego liberalne podejście do kwestii związanych z aborcją.

Wreszcie w Virginii Republikanie nie zdobyli władzy nad stanowym parlamentem, a to oznacza, że republikański gubernator Glenn Youngkin – rosnąca gwiazda GOP, nie wprowadzi zapowiadanego zakazu aborcji po 15 tygodniu ciąży. Rok 2024 zapowiada kolejne aborcyjne referenda w takich stanach jak Nevada, Floryda, Południowa Dakota, Arizona i Colorado. A to może dać kolejne paliwo demokratom do obrony swoich pozycji w stanach, które mogą mieć kluczowe znaczenie dla wyniku wyborów.

Ekonomia

To będzie najważniejszy czynnik, który zdecyduje o tym, kto zwycięży w listopadzie. Dziś Amerykanie, jak wskazują sondaże, bardziej ufają Republikanom i byłemu prezydentowi Trumpowi w tej kwestii. Ale Biały Dom coraz aktywniej promuje hasło „Bidenomics – Bidenoekonomii”, dzięki której powstają miejsca pracy (3,7% – najniższe bezrobocie od ponad 50 lat) oraz hamuje inflacja. Analitycy szacują, że na początku roku dalej spadną ceny benzyny. A FED, czyli Bank Rezerwy Federalnej wstrzymuje proces ochładzania gospodarki i być może jeszcze w drugim kwartale nowego roku rozpocznie proces obniżania aktualnie bardzo wysokich stóp procentowych. Nowy rok to jednak przede wszystkim nieustanna kampania wyborcza. Ważne jest, aby wyborcy potrafili samodzielnie ocenić dostępne im opcje.

Daniel Bociąga
[email protected]
[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama