Miłośnicy kameralnej piosenki mieli przyjemność obejrzeć w Teatrze Chopina bardzo interesujące przedstawienie teatralno-muzyczne „Ja jestem Joanna S.”. Tytułowa postać to Joanna Stanecka, polska aktorka i piosenkarka, która przygotowała cały program i przy akompaniamencie gitarzysty Zibbiego Krebsa pokazała na scenie w niedzielę, 8 października szeroką gamę swoich nietuzinkowych umiejętności.
Artystka od wielu lat mieszka w Niemczech, a jej niedzielny występ zawierał mieszankę znanych polskich i niemieckich piosenek okraszonych dygresjami, anegdotami i osobistymi przemyśleniami wypływającymi w dużej mierze z emigranckich doświadczeń.
Tematem przewodnim wieczoru była miłość w swoich różnych odsłonach — i tych pełnych uniesień i tych bardziej melancholijnych. W pierwszej części programu dominowały elementy polskie, głównie piosenki z tekstami Agnieszki Osieckiej. Takie utwory jak „Sing-sing” czy „Bossa Nova” są od lat doskonale znane chicagowskiej publiczności. Jednak tym razem te popularne przeboje brzmiały bardziej nowocześnie, co oczywiście nie jest dziełem przypadku. Ich świeżość wynika z nowych aranżacji autorstwa Zibbiego Krebsa, wieloletniego gitarzysty zespołu Maryli Rodowicz, który przez cały wieczór muzycznie uskrzydlał śpiewającą aktorkę. Widać, że oboje rozumieją się bez słów. Synergia pełnych wirtuozerii dźwięków gitary i wokalnych popisów piosenkarki dała widzom kolejny dowód na to, że w świecie muzyki arytmetyka funkcjonuje inaczej niż w normalnym życiu. Jeden plus jeden to może być więcej niż dwa. Artystka w kolejnych piosenkach gładko przechodziła z języka angielskiego na polski, a od czasu do czasu również zachęcała widzów do wspólnego śpiewania.
Po przerwie Joanna Stanecka pojawiła się w innym kostiumie – ciemnym garniturze z dużym dekoltem. Ten wybór był podyktowany przeobrażeniem się w postać Marleny Dietrich, której piosenki zdominowały drugą część przedstawienia. Zmienił się też ton wykonywanych utworów. Słuchaliśmy teraz głównie tekstów o miłości odrzuconej i niespełnionej. O odchodzeniu. O złamanych sercach. O cierpieniu. Większość była śpiewana w języku niemieckim, ale widzowie, którzy nie rozumieli słów i tak mogli zinterpretować ich ładunek emocjonalny dzięki odpowiedniej modulacji głosu i mimice twarzy piosenkarki. Pod koniec programu znów zrobiło się bardziej swojsko. Artystka powróciła do utworów Agnieszki Osieckiej, a na bis brawurowo zaśpiewała jeden z jej najsłynniejszych tekstów, „Niech żyje bal”. Był to również niejako symboliczny hołd dla tej wybitnej polskiej poetki, jako że niedzielne przedstawienie odbyło się w przeddzień rocznicy jej urodzin.
Po zakończeniu spektaklu artyści spotkali się z publicznością na tradycyjną lampkę szampana w przyjaznej jak zwykle atmosferze Teatru Chopina. Jego właściciele, Zygmunt i Lela Dyrkacz, od lat starają się wykorzystywać nieliczne wolne terminy w napiętym kalendarzu występów w swoim teatrze na promocję polskiej kultury – oczywiście z ogromną korzyścią dla chicagowskiej Polonii. Dobrze przemyślany i artystycznie spełniony program w wykonaniu Joanny Staneckiej i Zibbiego Krebsa był tego kolejnym przykładem.
Tekst i zdjęcia: Zbigniew Banaś