Ustępujący dowódca sił zbrojnych USA generał Mark Milley poinformował, że podjął kroki, by objąć ochroną swoją rodzinę po wpisie Donalda Trumpa w mediach społecznościowych, w którym były prezydent oznajmił, że "w innych czasach spotkałaby go kara śmierci" - podaje w czwartek Reuters.
Milley, który do 30 września jest przewodniczącym Kolegium Połączonych Szefów Sztabów Sił Zbrojnych USA, odniósł się do wpisu Trumpa z zeszłego tygodnia w serwisie Truth Social. Były prezydent napisał, że generał "okazał się wykolejonym pociągiem" i oskarżył go o współpracę z Chinami, którym miał jakoby dostarczać informacje na temat "przemyśleń prezydenta Stanów Zjednoczonych".
"To jest działanie tak skandaliczne, że w czasach minionych karą za to byłaby śmierć!" - oświadczył Trump. Obwinił również generała o chaotyczne wycofanie amerykańskiego kontyngentu z Afganistanu w 2020 roku.
W programie "60 Minutes" sieci CBS generał powiedział w środę, że "podjął stosowne kroki w kwestii bezpieczeństwa (...) własnego i swej rodziny". Podkreślił, że przez "44 lata służby był zawsze wierny konstytucji", jednak jako żołnierz nie będzie komentował słów byłego prezydenta - przekazał portal informacyjny Bulwark.
Ubiegający się o nominację Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich w 2024 roku były wiceprezydent Mike Pence powiedział, odnosząc się do ataku Trumpa na Milleya, że "nie było potrzeby" wygłaszania takich komentarzy. Dodał, że on sam kładzie przede wszystkim nacisk na kulturę debaty publicznej, a Amerykanie chcą przywrócić "próg przyzwoitości" w tej debacie - relacjonuje dziennik "The Hill".
Generał Milley objął funkcję przewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów w 2019 roku za prezydentury Trumpa. Jego następcą będzie generał Charles Brown Jr., obecny dowódca sił powietrznych USA.
Po agresywnych uwagach Trumpa pod adresem FBI agenci Biura zaczęli otrzymywać groźby. W lipcu nazwał on FBI wściekłymi potworami, kontrolowanymi przez drani z "radykalnej lewicy, prawników i media, które mówią im, co robić i kiedy". (PAP)