Piotr Mądrzyk i jego sześcioosobowa załoga wygrali na jachcie Grytfiken „Polonia Cup Regatta”, powtarzając swój sukces sprzed dwóch lat. W niedzielnych regatach zorganizowanych przez Corynthian Yacht Club przy współpracy Polish Yacht Club Chicago i Joseph Conrad Yacht Club wzięło udział 49 jachtów. Po ich zakończeniu i wręczeniu nagród można było przy Montrose Harbor posłuchać żeglarskich piosenek w wykonaniu zespołu "MŁYNN" i skosztować polskich smakołyków i napitków.
Zorganizowane po raz piąty regaty były okazją dla polonijnych żeglarzy do zaprezentowania się i pokazania swojej siły w konfrontacji z amerykańskimi konkurentami. Do rywalizacji mogli stanąć wszyscy, których łódki posiadały certyfikat uprawniający do pływania po jeziorze Michigan. Na starcie stanęli ci, którzy biorą udział w regatach od lat, odnosząc liczne sukcesy, ale również ci, którzy po raz pierwszy chcieli spróbować swoich sił. Nie zabrakło także tych żeglarzy, którzy kiedyś startowali, ale z różnych przyczyn zrobili sobie przerwę. Niedzielne regaty były doskonałą okazją, by ją zakończyć.
„To była piąta edycja regat, startowałem we wszystkich. Ich pomysłodawcą był Marcin Koziarski z Corinthian Yacht Club, którego członkami jest wielu polonijnych żeglarzy. Początkowo robił to sam, później wciągnął do współpracy polskie kluby jachtowe. W tym roku współorganizatorami były Joseph Conrad Yacht Club i Polish Yacht Club Chicago i ta współpraca okazała się naprawdę udana. Do wysokiej frekwencji przyczynił się również "Rejs Spełnionych Marze", który odbył się w tym samym miejscu, przy Montrose Harbor w sobotę. Kilka łódek zostało i wzięło udział w niedzielnych regatach - relacjonował reprezentujący Polish Yacht Club Chicago Piotr Mądrzyk.
W tym roku pogoda zawiesiła nad żeglarzami wysoką poprzeczkę. Deszcz, wiatr wiejący z siłą 25 węzłów, sprawiający, że fale osiągały miejscami nawet pięć stóp, były dla startujących sporym wyzwaniem.
„Gdyby pogoda była inna, to kto wie, czy dalibyśmy radę wygrać” - zdradza Mądrzyk. „Nie ukrywam, że była ona naszym sprzymierzeńcem, zarówno dla siedmioosobowej załogi, która w takich warunkach świetnie sobie radziła, jak i łódki, dzielnie przy tak silnym wietrze sobie radzącej, zaowocowało drugim zwycięstwem. Wygraliśmy nie tylko sekcję Tartan, również po zastosowaniu przeliczników klasyfikację generalną, pozostawiając w pokonanym polu tak utytułowane jachty jak Koko Loko i Erizo de Mar - dodał dwukrotny zwycięzca „Polonia Cup Regatta".
Regaty potwierdziły dużą popularność żeglarstwa wśród polonijnej społeczności. Pokazały też sytuację, która zaistniała po pandemii.
„Należy się cieszyć, że na starcie stanęło tak dużo polonijnych łódek. To niewątpliwy powód do satysfakcji. Ale nie da się też ukryć, że w większości są to te same łódki i ci sami ludzie. Niekorzystny był okres pandemii. Wiele osób sprzedało swoje łódki i nie powróciło, przynajmniej na razie, do żeglowania. Wspomnieć też należy o coraz większych kosztach utrzymania jachtu, sięgających nawet 10 tys. dolarów rocznie. Nie każdego na to stać” - podkreśla triumfator sekcji "Tartan 10" w Mackinac Race sprzed dwóch lat.
Pochodzący z Oświęcimia i mający stopień sternika morskiego Piotr Mądrzyk ma dwie pasje. W porze letniej można go podziwiać na wodnych akwenach, w zimie zaś na narciarskich stokach. Z nimi są związane jego marzenia.
„Jak wygraliśmy 'Maca', to wielu mówiło, że musimy to powtórzyć i wygrać po raz drugi raz. Więc jest to pierwsze marzenie, nie da się ukryć, że trudne, wszak Mackinac to wielka loteria. Chcielibyśmy też wygrywać regaty na bojach. To wielkie wyzwanie dla jachtu i załogi, która musi być perfekcyjnie zgrana, mieć bezbłędnie opanowaną taktykę i nawigację. W regatach do Mackinac rywali widzimy tylko podczas startu. Później łódki stają się dla rywali niewidoczne. W regatach na bojach są one cały czas w zasięgu wzroku, co sprawia, że element rywalizacji jest szczególnie ekscytujący. To moje drugie marzenie. Trzecim jest popłynąć dookoła świat, może trochę dłużej niż w 80 dni, ale szczęśliwie od startu do mety” - zdradza Piotr Mądrzyk, dodając, że chciałby także wygrać Mistrzostwa Polonii w Narciarstwie Alpejskim.
„Kilka razy byłem w czołówce, ale nigdy nie udało mi się stanąć na najwyższym podium. Kolejne odbędą się po raz kolejny w Kolorado, ale tym razem w Breckenridge. Może to miejsce okaże się dla mnie szczęśliwe” - kończy z optymizmem wiceprezes ds. sportowych Tatry Ski Club.
Dariusz Cisowski