Ciała dwóch osób wyciągnięto w sobotę, 9 września z różnych części jeziora Michigan. Co roku ten akwen pochłania kilkadziesiąt ofiar – od początku tego roku jest ich już 38. Zdaniem ekspertów nawet najlepsi pływacy nie są w stanie wygrać z falami i prądami jeziora.
Ostatnie utonięcie w jeziorze Michigan miało miejsce w sobotę, 9 września w Whiting w stanie Indiana. Około 4 pm służby ratunkowe przybyły na miejsce do mężczyzny tonącego w pobliżu rampy dla łodzi. Wyciągnięto go z wody i przewieziono do szpitala, gdzie stwierdzono jego zgon. Został zidentyfikowany jako 27-letni Gerardo Castaneda-Soto.
Zaledwie kilka godzin wcześniej, w sobotę rano inne ciało znaleziono na skałach przy brzegu jeziora w dzielnicy Hyde Park na południu Chicago. Do niedzieli nie ustalono tożsamości ofiary, lecz władze sprawdzały, czy może to być poszukiwany od wtorku mężczyzna, który wskoczył do wody z łodzi w rejonie 31st Street Beach.
Według Great Lakes Surf and Rescue Project – organizacji non-profit, która prowadzi statystyki utonięć – od początku roku jezioro Michigan pochłonęło już życie 38 osób. Nawet najlepsi pływacy przegrywają w obliczu wirów i silnych prądów, które mogą się w nim pojawić.
Zdaniem liderów organizacji, naturalnym instynktem osoby zmagającej się w wodzie jest panika i walka o przetrwanie, które mogą szybko pozbawić nas zasobów energii. Eksperci podpowiadają, aby zachować energię poprzez obrócenie się na plecy i unoszenie się na wodzie, a następnie, w miarę możliwości, podążanie do brzegu bezpieczną drogą.
(jm)