Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 12:23
Reklama KD Market
Reklama

Niebezpieczne kąpiele

Niebezpieczne kąpiele
Vibrio vulnificus występuje w obszarach nadmorskich,
w szczególności przy ujściach rzek oraz w zatokach nadmorskich (fot. Pixabay)

Do dość niezwykłego wydarzenia doszło w stanie Connecticut, gdzie po kąpieli na plaży, która nie jest położona bezpośrednio nad morzem, lecz nad zatoką ze słoną wodą, jedna osoba zmarła, a dwie ciężko zachorowały. Jak później poinformowali lekarze, ludzie ci zostali zakażeni bakcylem Vibrio vulnificus. Ta niezwykle groźna bakteria rozprzestrzenia się poprzez kontakt ze słoną wodą...

Groźne infekcje

Lokalne władze wydały odpowiednie ostrzeżenie, choć plaża nie została zamknięta. Wspomniana bakteria może prowadzić do poważnych infekcji, zwłaszcza u osób powyżej sześćdziesiątego roku życia, wymagających intensywnej opieki lub zażywających antybiotyki. Vibrio vulnificus są naturalnie występującymi bakcylami morskimi, powszechnie spotykanymi w środowiskach słonowodnych, takich jak wody przybrzeżne i ujścia rzek.

Źródłem zarażenia się tymi bakteriami może być spożywanie skażonych skorupiaków lub pływanie w słonej wodzie z otwartymi ranami. Amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) zgłosiły w tym roku około 80 tysięcy przypadków infekcji, a rocznie notuje się średnio ok. 100 zgonów z tego powodu. Objawy infekcji obejmują: skurcze żołądka, gorączkę, wymioty, niskie ciśnienie krwi i zmiany skórne. Chociaż zakażonych można leczyć antybiotykami, w skrajnych przypadkach lekarze muszą uciekać się do amputacji kończyn, by zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się choroby. Jest to wynik tego, że infekcja powoduje obumieranie tkanek w kończynach, a tkanki te są źródłem zakażenia innych części organizmu.

W przypadku zanotowanym w Connecticut jeden z pacjentów zjadł surowe ostrygi, a dwóch pozostałych pływało w cieśninie Long Island z otwartymi ranami. Według CDC każdy może potencjalnie zarazić się tymi bakteriami, ale osoby z HIV, chorobami wątroby, rakiem lub osoby starsze są najbardziej zagrożone. Bakcyle są najbardziej rozpowszechnione latem.

Specjaliści przestrzegają, że jest to oportunistyczny ludzki patogen, który toleruje różne środowiska, a występuje w obszarach nadmorskich, w szczególności przy ujściach rzek oraz w zatokach nadmorskich. Został przez naukowców wyizolowany z wody, osadów i jadalnych organizmów, takich jak krewetki, ryby, ostrygi i małże. Występuje na całym świecie, w wodach o temperaturze od 48°F do 88°F (9-21°C), choć preferuje klimat tropikalny i subtropikalny.

Bakteria po raz pierwszy została wyizolowana przez US Centers for Disease Control w 1964 roku, jednak została wtedy błędnie sklasyfikowana jako szczep Vibrio parahaemolyticus, który jest innym organizmem. Jako odrębny gatunek bakteria została zakwalifikowana dopiero w następnej dekadzie, kiedy zauważono, że wiele przypadków zakażeń ran było powodowanych przez patogen odrębny od innych gatunków z rodzaju przecinkowców. Od 2003 roku stwierdzono co najmniej osiem przypadków zakażeń śmiertelnych tym gatunkiem na niemieckim wybrzeżu Bałtyku, z czego w 2019 roku co najmniej cztery przypadki. W 2021 roku wykryto pierwsze zakażenie tym bakcylem w Polsce.

Wysoka śmiertelność

Zakażenia Vibrio vulnificus stanowią mały odsetek zakażeń przecinkowcami, jednak osiągają śmiertelność rzędu 50 proc. Trzeba dodać, że bakterie te niezbyt dobrze sobie radzą w wodach bardzo słonych i dlatego zakażenia bardzo rzadko występują w czasie kąpieli w morzach i oceanach. Lekarze radzą, by ludzie, którzy mają jakiekolwiek otwarte rany, nawet drobne zadrapania, nie kąpali się w pobliżu ujść rzek i w zatokach słonowodnych. Kontakt z bakteriami może też mieć miejsce podczas codziennych czynności, takich jak łowienie ryb czy spacery po plaży. Może się to również zdarzyć, gdy huragan lub fala sztormowa spowoduje powódź, gdyż wtedy słona woda nagle pojawia się wszędzie.

Niestety Vibrio vulnificus to nie jedyne i nie największe zagrożenie dla ludzi korzystających z kąpieli. Naegleria fowleri to mikroskopijny, jednokomórkowy organizm, który należy do rodziny ameb, a występuje w środowiskach wodnych. Jest szeroko rozpowszechniony w naturalnych zbiornikach wodnych, takich jak jeziora, rzeki, stawy i gorące źródła, gdzie rozwija się w ciepłej wodzie, zwłaszcza w okresach letnich, gdy temperatura wody jest wyższa. Zakażenie następuje, gdy woda z amebami dostaje się do nosa, najczęściej podczas pływania lub nurkowania, a następnie przenika do mózgu. Ten potencjalnie śmiertelny pasożyt jest jednym z najgroźniejszych patogenów, gdyż atakuje układ nerwowy człowieka. Ameba znana jest z wywoływania rzadkiego, ale skrajnie groźnego zapalenia mózgu.

Zapalenie mózgu wywołane przez Naegleria fowleri jest znane jako bardzo rzadka choroba i jest niemal zawsze śmiertelna. Po dostaniu się do nosa ameby przedostają się do mózgu, gdzie prowadzą do szybko postępującego i śmiertelnego zapalenia. Objawy infekcji pojawiają się zwykle w ciągu 1-9 dni od czasu zakażenia i mogą obejmować bóle głowy, gorączkę, nudności, wymioty oraz zaburzenia neurologiczne, takie jak sztywność karku, dezorientacja, drgawki i śpiączka.

Zapobieganie zakażeniom tym bakcylem jest kluczowe, zwłaszcza w przypadku osób, które spędzają dużo czasu w naturalnych zbiornikach wodnych. Regularne testowanie jakości wody w publicznych basenach i akwenach rekreacyjnych jest głównym środkiem zapobiegawczym. Kąpiący się też mogą podejmować pewne środki ostrożności, np. blokując nozdrza zatyczkami podczas pływania, ale w praktyce niemal nikt zaleceniami lekarzy i specjalistów się nie przejmuje.

Tymczasem na Florydzie i w Missouri zanotowano kilka przypadków zakażeń. W ubiegłym roku 13-letni Caleb Ziegelbauer spędzał beztroskie wakacje z rodzicami w Port Charlotte Beach na Florydzie. Kiedy dostał wysokiej gorączki, zaczął skarżyć się na bóle głowy i pojawiły się halucynacje, rodzice, nie zwlekając, postanowili szukać pomocy i trafili do Golisano Children’s Hospital of Southwest Florida w Fort Myers. Niestety mimo wysiłków lekarzy, którzy prawidłowo zdiagnozowali chorobę, chłopca nie udało się uratować.

Andrzej Malak


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama