Federalna ława przysięgłych skazała w środę jednogłośnie na karę śmierci Roberta Bowersa, który w 2018 roku w synagodze w Pittsburghu zastrzelił 11 wiernych, zranił dwóch i pięciu interweniujących policjantów.
Jest to pierwsza federalna kara śmierci nałożona w trakcie administracji prezydenta Joe Bidena, który wprowadził moratorium na egzekucje.
Do strzelaniny doszło 27 października 2018 roku. Bowers wdarł się wówczas do synagogi Tree of Life (Drzewo Życia) i strzelał z karabinu do zebranych tam wiernych, zabił 11 z nich, zranił dwóch oraz pięciu interweniujących policjantów. Poddał się, gdy zabrakło mu amunicji.
Ława przysięgłych skazała go za wszystkie z przedstawionych mu 63 zarzutów, w tym za przestępstwa z nienawiści i przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu oraz uznała, że Bowers kwalifikuje się do kary śmierci.
W ostatniej fazie procesu prokuratorzy argumentowali, że mężczyzna dokonał zabójstw z nienawiści do Żydów a także zwrócili uwagę na brak u niego wyrzutów sumienia.
"Zamienił zwykły żydowski szabat w najgorszą antysemicką masową strzelaninę w historii USA i jest z tego dumny" - podkreślił cytowany przez CNN oskarżyciel Eric Olshan.
Obrona Bowersa wskazywała na jego trudne dzieciństwo i problemy ze zdrowiem psychicznym, w tym na ujawniony, jej zdaniem, podczas badań oskarżonego urojeniowy system przekonań oraz diagnozę schizofrenii i epilepsji.
Żaden z przysięgłych jednak nie uznał, że zabójca "cierpi na urojenia", że "jest osobą chorą na schizofrenię" lub że "popełnił przestępstwo pod wpływem zaburzeń psychicznych lub emocjonalnych". Przysięgli nie zgodzili się też z opinią, że był "wzorowym więźniem przedprocesowym", czy też "zachowywał się z szacunkiem w sądzie".
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)