W wieku 96 lat zmarł we wtorek w Nowym Jorku Harry Belafonte, amerykańska supergwiazda piosenki i kina, aktywista społeczny, pierwszy Afroamerykanin, który zdobył nagrodę Emmy.
"Znany piosenkarz, aktor (...), legendarny działacz na rzecz praw obywatelskich, Harry Belafonte zmarł dziś rano z powodu niewydolności serca w swoim domu w Nowym Jorku" - poinformowała jego żona Pamela w komunikacie prasowym.
Urodził się w Harlemie w 1927 roku, jego matka Melvine pochodziła z Jamajki, a ojciec Harold George był Martynikaninem.
Belafonte szczyt kariery osiągnął w latach 50. ub. wieku. Jako piosenkarz wypełniał sale koncertowe, a jego nagrania, w tym sześć złotych płyt, odniosły światowy sukces i przyniosły mu wiele nagród. W 1956 roku jego album "Calypso" jako pierwszy w historii sprzedał się w ponad milionowym nakładzie.
W tym samym czasie Belafonte spełniał się jako aktor, grając m.in. w filach "Czarna Carmen" Otto Premingera (1954), czy "Schody" Roberta Wise (1959).
W kolejnych latach związał się z ikoną walki o prawa człowieka Martinem Lutherem Kingiem, którego wspierał finansowo. Dzięki wieloletniemu społecznemu zaangażowaniu w 1987 roku został mianowany ambasadorem dobrej woli UNICEF.
Otwarcie sprzeciwiał się wojnie w Iraku, prowadzonej przez republikańskiego prezydenta USA George'a W. Busha, którego oskarżył o bycie "terrorystą", występował także przeciwko apartheidowi w RPA i był wielbicielem nieżyjącego już prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza.
Jest pierwszym Afroamerykaninem, który zdobył nagrodę Emmy, określanej mianem "telewizyjnego Oscara". W 1985 roku był także autorem pomysłu na nagranie utworu "We Are the World", który zdobył dwie nagrody Grammy.
W 2014 roku otrzymał honorowego Oscara za "udział w projektach obrazujących rasizm i nierówności społeczne". (PAP)