W roku 1980 w Stanach Zjednoczonych miały miejsce kluczowe wybory prezydenckie. Jimmy Carter ubiegał się o drugą kadencję w Białym Domu, a jego rywalem był Ronald Reagan, którego wówczas jeszcze przez szereg miesięcy nie traktowano jako zbyt poważnego pretendenta. Jednak na finiszu kampanii wyborczej sondaże pokazywały, że szanse obu kandydatów na sukces były mniej więcej równe...
Czarna chmura
Ogromną, czarną chmurą, jaka wisiała nad ówczesnym prezydentem, była kwestia 52 amerykańskich zakładników przetrzymywanych w Iranie. Powszechnie uważano, że uwolnienie tych ludzi przed wyborami byłoby niemal jednoznaczne z ponownym wyborem Jimmy’ego Cartera na prezydenta. Jednak do zwolnienia zakładników nie doszło. Ronald Reagan wygrał wybory, a zakładnicy wrócili do domu wkrótce potem. Od tego czasu nieustannie spekulowano, iż ludzie pracujący w kampanii wyborczej Reagana w jakiś sposób storpedowali wysiłki prezydenta Cartera, co przesądziło o jego wyborczym losie. Nigdy jednak nie było na to żadnych dowodów. Teraz być może są.
Prawdę wyjawił niedawno Ben Barnes, polityk rodem z Teksasu, którego mentorem był John B. Connally Jr., tytan ówczesnej amerykańskiej polityki i były gubernator Teksasu, który służył trzem prezydentom. Connally zaprosił Barnesa na podróż po krajach Bliskiego Wschodu. Prawdziwym celem tej misji, o czym Barnes wtedy nie wiedział, było sabotowanie kampanii wyborczej prezydenta Cartera. Connally jeździł latem 1980 roku od jednej stolicy Bliskiego Wschodu do drugiej, spotykając się z wieloma przywódcami, by przekazać Iranowi dosadną wiadomość: nie wypuszczajcie zakładników przed wyborami. Reagan wygra i złoży wam lepszą ofertę.
Barnes twierdzi, że krótko po powrocie z tej wyprawy Connally zgłosił się do Williama J. Caseya, przewodniczącego kampanii Reagana, a później dyrektora Centralnej Agencji Wywiadowczej, informując go o wynikach misji. – Historia musi wiedzieć, co się wtedy stało – twierdzi Barnes, który w przyszłym miesiącu skończy 85 lat. – Myślę, że to bardzo ważne i wydaje mi się, że świadomość tego, iż prezydent Carter jest bliski końca swojego życia, skłania mnie do myślenia o tym.
Potwierdzenie wersji zdarzeń opowiadanej przez Barnesa jest trudne, bo Connally, Casey i wielu innych polityków tego okresu już dawno nie żyje. Barnes nie ma pamiętników ani notatek wspierających jego relację. Z drugiej strony, nie ma żadnych powodów, by kłamał lub coś zmyślił. Zidentyfikował czterech żyjących ludzi, którym, jak powiedział, zwierzył się przed laty. Są to: Mark K. Updegrove, prezes fundacji L.B.J., Tom Johnson, były doradca Lyndona Johnsona, który później został wydawcą dziennika Los Angeles Times i prezesem CNN, Larry Temple, były doradca Johna B. Connally’ego i Lyndona Johnsona, i H.W. Brands, historyk z University of Texas.
Carter nie miał szans
Cała ta czwórka potwierdziła w ostatnich dniach, że Barnes istotnie podzielił się z nimi swoją historią wiele lat temu. – O ile mi wiadomo, Ben nigdy mnie nie okłamał – powiedział Tom Johnson. Zapisy w Bibliotece i Muzeum Lyndona Johnsona potwierdzają część historii Barnesa. Plan podróży znaleziony ostatnio w aktach Connally’ego wskazywał, że faktycznie opuścił on Houston 18 lipca 1980 roku i wybrał się do Jordanii, Syrii, Libanu, Arabii Saudyjskiej, Egiptu i Izraela przed powrotem do Houston 11 sierpnia. Cały czas towarzyszył mu Barnes.
Krótkie doniesienia prasowe z tamtego okresu mówiły o niektórych przystankach Connally’ego, ale opisywały podróż jako „ściśle prywatną”. Intrygująca notatka sugeruje, że na początku tej eskapady doszło do kontaktu Connally’ego ze sztabem wyborczym Reagana. Barnes twierdzi, że jest pewien, iż celem podróży Connally’ego było przekazanie wiadomości Irańczykom, by przetrzymali zakładników do czasu wyborów.
Nie wiadomo, czy sam Ronald Reagan wiedział o tej podróży. Nikt nie jest też w stanie potwierdzić, że misja Connolly’ego wpłynęła w jakiś sposób na postępowanie władz irańskich. Faktem jest jednak to, że Iran przetrzymywał zakładników aż do wyborów i uwolnił ich dopiero kilka minut po południu 20 stycznia 1981 roku, kiedy Ronald Reagan został zaprzysiężony na prezydenta. Istnieje wiele danych, które sugerują, że Casey spotkał się z przedstawicielami Iranu w lipcu i sierpniu 1980 roku w Madrycie, co miało doprowadzić do umowy, rzekomo sfinalizowanej w Paryżu w październiku, na mocy której przyszła administracja Reagana miała wysłać przez Izrael broń do Teheranu w zamian za uwolnienie zakładników dopiero po wyborach.
Sprawa ta stała się na tyle głośna, że komisja Izby Reprezentantów przeprowadziła specjalne przesłuchania. W ich wyniku opublikowano 968-stronicowy raport, którego głównym wnioskiem było to, iż Casey nie był w ogóle w Madrycie i że historie o tajnej transakcji z Iranem nie były poparte wiarygodnymi zeznaniami, dokumentami lub raportami wywiadowczymi. Mimo to notatka Białego Domu sporządzona w listopadzie 1991 roku przez prawnika prezydenta George’a H.W. Busha informowała o istnieniu „depeszy z ambasady Madrytu wskazującej, że Bill Casey był w mieście w nieznanych celach”. Notatka ta nie została przekazana komisji parlamentarnej w czasie przesłuchań.
Jeśli wierzyć Barnesowi, po krajach Bliskiego Wschodu podróżował z Connollym samolotem Gulfstream należącym do firmy Superior Oil. Kiedy zasiedli do rozmów z pierwszym arabskim przywódcą, Connally powiedział: – Słuchaj, Ronald Reagan zostanie wybrany na prezydenta i musisz przekazać wiadomość Iranowi, że z Reaganem zawrą lepszy układ niż z Carterem. Byłoby bardzo mądrze, gdybyś przekazał słowo Irańczykom, by zaczekali do zakończenia wyborów. Connally powtarzał to samo przesłanie w czasie następnych spotkań w regionie. – Stało się dla mnie jasne, że Connally kandyduje na sekretarza stanu lub sekretarza obrony – twierdzi Barnes.
Z biegiem lat Barnes, jak twierdzi, doszedł do wniosku, że prezydenta Cartera skrzywdzono: – Chcę, by historia odzwierciedliła to, iż Carter nie miał szans w obliczu zakulisowych działań przeciw niemu.
Andrzej Heyduk