Do tragedii doszło w Niedzielę Wielkanocną. A zaczęło się od ataku paranoi Jamesa Rupperta. Tuż przed świątecznym obiadem i zaraz po radosnym polowaniu na kolorowe jajka ten niepozorny, 41-letni mężczyzna postanowił pozbyć się swoich wyimaginowanych wrogów. W ciągu dwóch minut zmasakrował całą rodzinę. Zastrzelił jedenaście osób, w tym ośmioro dzieci...
Morderczy szał
Niedziela 30 marca 1975 roku zaczęła się pogodnie. Charity Ruppert była podekscytowana, że cała rodzina spędzi razem Wielkanoc w domu przy 635 Minor Avenue w Hamilton Ohio. Tęskniła szczególnie za wnukami. Jej starszy syn Leonard Jr z żoną Almą i ośmiorgiem dzieci przyjechał po południu. Młodszy James Ruppert odsypiał nadal pijacką libację w pokoju na górze. Obudził się około 4.00 po południu i postanowił rzekomo wybrać się na strzelnicę. Załadował dwa pistolety kalibru 22 i karabin, po czym zszedł na dół.
Charity wraz z Leonardem Jr. i szwagierką przygotowywała właśnie obiad w kuchni. Dzieci bawiły się w salonie. James nagle odwrócił się i wycelował broń w stronę brata. Po jednym strzale kula wybiła w czaszce Leonarda dziurę. James strzelił następnie w głowę szwagierce. Potem, gdy rzuciła się na niego matka, kula trafiła w jej głowę, a dwie kolejne w klatkę piersiową. Następne trzy naciśnięcia spustu. Upadł 11-letni David, potem 9-letnia Teresa i 13-letnia Carol.
James pozostawał w amoku. Za rogiem do salonu znalazł pozostałe dzieci. Zastrzelił po kolei 12-letnią Ann, 17-letniego Leonarda III, 16-letniego Michaela, 15-letniego Thomasa i 4-letniego Johna. Cała masakra trwała krócej niż dwie minuty. A jedynym śladem walki był przewrócony kosz na śmieci. James usiadł na kanapie swojej matki i patrzył na trupy. Po trzech godzinach zadzwonił po policję. Czekał na nią przy drzwiach wejściowych.
„Rzeźnia” – tak określili funkcjonariusze widok, jaki zastali wewnątrz. Sześć ofiar znaleziono w kuchni, pozostałe pięć w salonie. Krwi było tak dużo, że kapała przez deski podłogowe do piwnicy.
Morderstwa zszokowały mieszkańców Hamilton. Ruppertów postrzegano jako miłą, spokojną rodzinę. Sąsiedzi Jamesa nie wierzyli, że skromy, pomocny i cichy mężczyzna dokonał takiej rzezi. Kiedy jednak śledczy zaczęli przyglądać się jego przeszłości, dostrzegli sporo rys.
Próba samobójstwa
James od początku miał dość burzliwe życie. Urodził się 29 marca 1934 r. Jego matka nie kryła przed nim rozczarowania, że nie jest dziewczynką. Ojciec Jamesa był awanturnikiem. Zimny, sztywny, nie darzył synów zbytnim uczuciem. Gdy zmarł, James miał 12 lat. Starszy o dwa lata Leonard Jr zaczął się rządzić. Podobno nieustannie szydził z młodszego Rupperta, nazywając go słabeuszem i niezdarą.
James był odludkiem z nosem schowanym w książkach. I kompleksem na punkcie swojej nikłej postury. Jako nastolatek czuł się tak gnębiony w domu przez Leonarda, że próbował popełnić samobójstwo, wieszając się na prześcieradle. Z wiekiem jego niechęć do starszego brata rosła. Leonard Jr zdobył dyplom inżyniera, miał świetną posadę w General Electric. I nie dość, że spłodził ósemkę dzieci, to zrobił to z Almą… byłą dziewczyną Jamesa.
Tymczasem młodszy Ruppert nigdy się nie ożenił, nie miał dzieci, nie skończył studiów. Był bezrobotnym alkoholikiem, który nadal mieszkał z matką. A Charity miała już dość jego braku pracy i picia. Żądała spłaty długów, straszyła eksmisją. Podobno to doprowadziło Jamesa do krawędzi. Był też zazdrosny o Almę. W noc poprzedzającą morderstwa, 29 marca 1975 roku obchodził swoje 41. urodziny.
Trzynaście ofiar
Jamesa oskarżono o 11 zabójstw dokonanych z premedytacją. Świadkowie zeznali, że Ruppert już miesiąc przed masakrą pytał o tłumiki do broni, ćwiczył strzelanie do puszek nad brzegiem rzeki, a noc przed zabójstwem skarżył się kelnerce, że jest sfrustrowany konfliktem z matką i zbliżającą się eksmisją. Nazywał to poważnym problemem, który musi rozwiązać.
Natomiast adwokat Rupperta był tak mocno przekonany, iż jego klient działał w napadzie szału, że sam sfinansował biegłych psychiatrów i psychologów. W 1982 r., po apelacji, odbył się kolejny, trzeci już proces. Jamesa uznano za winnego dwóch morderstw pierwszego stopnia (matki i brata), ale uniewinniono z pozostałych dziewięciu z powodu niepoczytalności. Mimo życzeń wielu osób nie skazano go na śmierć. W tamtym okresie kara śmierci w Stanach Zjednoczonych była zawieszona. James otrzymał dwa wyroki dożywocia.
– Czasem myślę, że chciałabym powiesić go na krzyżu jak Chrystusa i odcinać kawałek po kawałku. Żeby krwawił powoli – powiedziała w dniu wyroku Allgeier, matka zabitej Almy. Obwiniała Rupperta o trzynaście zgonów. Dwunastym był ławnik z ławy przysięgłych, który po obejrzeniu zdjęć z miejsca zbrodni dostał zawału serca i zmarł podczas procesu. Trzynastą ofiarą był jej mąż. Trzy lata po masakrze, w Wielkanoc o 4.00 nad ranem, ojciec Almy strzelił sobie w głowę.
Krew w piwnicy
James Ruppert trafił do więzienia w Columbus w Ohio. Przez lata wielokrotnie starał się o zwolnienie warunkowe, ostatni raz jako 81-latek. Bezskutecznie. Zmarł w swojej celi w 2022 roku z przyczyn naturalnych. Miał wtedy 88 lat.
Dom przy 635 Minor Avenue po tragedii udostępniono zwiedzającym. Plamy krwi, których nie dało się usunąć, przykryto nową wykładziną, wnętrza wysprzątano, przedmioty zlicytowano. Wkrótce wynajęto go rodzinie niemającej pojęcia o morderstwach. Wyprowadziła się jednak szybko, twierdząc, że w nocy słychać tam tajemnicze dźwięki, migają światła, a ze schodów dochodzi odgłos kroków. Następni lokatorzy spakowali manatki równie szybko i z tych samych powodów. Przez kilka lat dom stał opuszczony. Wreszcie echa zbrodni z 1975 r. ucichły a kolejna rodzina, która w nim zamieszkała, nie zgłosiła problemów. Nie przeszkadzały jej nawet plamy krwi, które nadal widać na drewnianych deskach w piwnicy.
Joanna Tomaszewska