Nie lubi być nazywana gwiazdą. Klnie jak szewc, ponieważ to ją odpręża. Podobno nie robi tego tylko przy dzieciach. Pali papierosy, bo po prostu to lubi. Kiedy ma zły dzień, nalewa sobie pełną szklaneczkę whisky. Poza tym ma na swoim koncie niemal siedemdziesiąt nominacji i nagród, w tym tę najważniejszą – Oscara. Oto kobieta z krwi i kości: Kate Winslet...
Pulchny cherubinek
Mówi, że żyje się w blasku reflektorów tak długo, jak trwa ceremonia rozdania Oscarów. Na co dzień jest po prostu kobietą i matką oraz ciężko pracującą na planie aktorką. Ma to szczęście, że cieszy się niezmiennie sympatią widzów, którzy kochają ją za role w The Reader, The Holiday, Sense and Sensibility i oczywiście za Titanica. W tym roku film ten, po 25 latach od premiery, ponownie zagościł w kinach na całym świecie.
Jest rodowitą Brytyjką. Urodziła się 5 października 1975 roku. Pochodzi z biednej rodziny i jest z tego dumna. Powiedziała wręcz, że byłaby rozczarowana, gdyby okazało się, że jej przodkowie byli bogaci. Jej matką byli aktorzy, Sally Anne (z domu Bridges) i Roger John Winslet. Trudna sytuacja materialna zmusiła ich do porzucenia swoich zawodów. Matka pracowała jako niania i kelnerka, ojciec został budowlańcem.
Chwilami musiało być naprawdę biednie, skoro rodzina – a Kate miała trójkę rodzeństwa – żyła z darmowych posiłków wydawanych przez organizację charytatywną. Aktorka nigdy się tej aktorskiej biedy nie wstydziła: – W Reading mieszkaliśmy w szeregowych domkach, ale mieliśmy siebie. Wciąż mamy.
Dziadek przyszłej gwiazdy prowadził lokalny teatrzyk, więc Kate zadebiutowała na jego deskach już jako pięciolatka. Zagrała aniołka, bo też była pulchna niczym cherubinek. Rówieśnicy często się z niej naśmiewali. „W szkole kpili ze mnie, mogli zamknąć mnie w szafie, śmiali się ze mnie, nazywali mnie grubaską i drażnili się, bo wiedzieli, że chcę zostać aktorką. Nie byłam piękna, ale zawsze powtarzałam sobie: Uda mi się! Zostanę aktorką, nawet jeśli będę musiała grać role grubasek” – opowiadała po latach dziennikarzom.
Od reklam do Titanica
Dopięła swego! Brała udział we wszystkich możliwych castingach. W wieku 11 lat zagrała w reklamie płatków śniadaniowych. W tym samym roku zaczęła uczyć się aktorstwa przy Redroofs Theatre School i dostała pierwsze poważniejsze już role. Zagrała m.in. w Alice in Wonderland i w Peter Panie. Jako szesnastolatka musiała rzucić szkołę, gdyż rodziców nie stać było na czesne. Nigdy nie dokończyła edukacji aktorskiej i później miewała kompleksy z tego powodu.
Od 1991 roku pojawiła się w serialach, m.in. w Dark Season. Przełomem okazała się rola w produkcji Petera Jacksona Heavenly Creatures z 1994 roku. Nowozelandzki reżyser wybrał ją spośród 175 dziewcząt z całego świata. To był taki czas, że aby opłacać sobie podróże na castingi, Kate pracowała w delikatesach, gdzie serwowała klientom kanapki z indykiem. Kiedy zadzwonił telefon z castingu i ktoś poinformował ją, że dostała rolę i wyjedzie do Nowej Zelandii na zdjęcia, rozpłakała się, zrzuciła fartuch i bez słowa wybiegła ze sklepu.
Po premierze filmu branża zauważyła utalentowaną Brytyjkę. Już w kolejnym roku Kate dostała swoją pierwszą nominację do Oscara – za rolę w Sense and Sensibility Anga Lee. Bez wątpienia jednak najsłynniejszą jej kreacją była rola Rose w superprodukcji Jamesa Camerona Titanic z 1997 roku. Film otrzymał 11 Oscarów, ale niestety żadnej statuetki nie dostali odtwórcy głównych ról. Na swoją pierwszą statuetkę aktorka musiała czekać do 2008 roku, do premiery filmu The Reader w reżyserii Stephena Daldry’ego.
Zakopane kompleksy
Po premierze Titanica Winslet oraz jej filmowy partner, Leonardo DiCaprio, stali się prawdziwymi gwiazdami Hollywoodu, znanymi na całym świecie. I wtedy aktorka zamiast przyjąć gwarantującą jej miliony produkcję z wielkiego studia, zaczęła grać w filmach niezależnych, m.in. w Hideous Kinky. Przez lata zapewniała, że nie była gotowa, że chciała się jeszcze uczyć aktorstwa. Dopiero niedawno przyznała, że po prostu się bała. Wciąż czuła się dziewczyną z prowincjonalnego Reading, bez szkoły aktorskiej.
Mówi o sobie, że jest szczęściarą. I trudno jej nie wierzyć. Nie tylko dlatego, że zrobiła wielką karierę. Może również z takiego powodu, że napotkała w życiu wiele trudności, które mogły ją zniszczyć, ale dała radę je pokonać. Zawsze chciała mieć dużą, szczęśliwą rodzinę i ma. Chociaż patchworkową: troje dzieci, każde z innego związku. Mia to córka reżysera Jamesa Threapletona, pierwszego męża Kate. Ojcem starszego syna, Joego, jest reżyser Sam Mendes. Najmłodszy, Bear, to owoc miłości między nią a ostatnim mężem, Nedem Rocknrollem, siostrzeńcem ekscentrycznego brytyjskiego miliardera Richarda Bransona, założyciela Virgin Group.
O ile rozpad związku z Threapletonem jakoś zniosła, to zdrada Mendesa, który porzucił ją dla aktorki Rebekki Hall, bardzo ją zabolała. Długo nie mogła się po tym podnieść. Jednak dzisiaj wydaje się szczęśliwa i spokojna. Ned nie ma nic wspólnego ze światem filmu. Pracuje w imperium swojego wuja, przy projekcie komercyjnych lotów w kosmos.
Wojowniczka
Przez ostatnie lata zmienił się jej sposób postrzegania świata. Kiedyś potrafiła powiedzieć, że „feministki nieco ją irytują”. Dzisiaj jest raczej w nastroju bojowym – wzywa kobiety do współpracy i wzajemnego wspierania się, bo jak mówi: „tylko razem możemy doprowadzić do realnej zmiany naszej pozycji – równoprawnego traktowania i wynagradzania”. Protestowała przeciwko fermom zwierząt hodowanych na skóry i futra. Była zdeklarowaną przeciwniczką prezydenta Donalda Trumpa. Na swoim Instagramie zamieszczała zdjęcia z granicy amerykańsko-meksykańskiej, apelując, by nie prześladowano uchodźców z południa. „Ameryko, nie jesteś taka” – pisała.
Kate otwarcie dziś przyznaje, że żałuje współpracy z Woodym Allenem (film Wonder Wheel), Romanem Polańskim (film Carnage, za który została uhonorowana Złotym Globem) i Harveyem Weinsteinem (producent filmu The Reader). Kiedy przyjmowała role w tych filmach, nie zwracała uwagi na ciążące na filmowcach oskarżenia o molestowanie seksualne. Dziś bierze odpowiedzialność za to, że z nimi pracowała, ale mówi: – Nie cofnę czasu.
Presja ciała
Winslet jest idealną osobą, żeby mówić o tym, jak trudne jest radzenie sobie z presją dotyczącą wyglądu. Już w szkole przezywano ją grubaską. – To było straszne. Często nie chciałam iść do szkoły następnego dnia, ciągle płakałam. Ale jednocześnie miałam w sobie determinację – chciałam kiedyś zostać aktorką, więc musiałam odciąć się od tego prześladowania i pielęgnować swoje marzenie – wspominała.
Uwagi na temat jej kształtów prześladowały ją nieustannie. Na zajęciach teatralnych słyszała, że musi się nad sobą zastanowić, ponieważ nie ma zbyt wielu ról dla grubych aktorek. Kiedy jako nastolatka aspirowała do ról w filmach i reklamach, bez ogródek powtarzano jej to w nieskończoność. – Chcę być szczera i uczciwa wobec siebie i świata. Mówiono mi, że nie mam szansy na karierę, bo jestem zbyt gruba, więc schudłam – przyznaje. Tylko że komentarze wcale się nie skończyły.
Warto pamiętać, że początek jej kariery przypadł na lata 90., kiedy za kobietę o idealnych proporcjach uważano wychudzoną Kate Moss. Po premierze Titanica ulubionym żartem w mediach było twierdzenie, że gdyby Winslet trochę schudła, Leonardo DiCaprio zmieściłby się na tratwie i może by przeżył.
Dziś nie zwraca na to uwagi. Najlepiej czuje się, kiedy zdejmuje suknię i wskakuje w dżinsy i podkoszulek. Żyje po swojemu i cieszy się, że może sobie na to pozwolić, bo ma swoje priorytety. – To najpiękniejsze, co przychodzi wraz z wiekiem – pewne rzeczy przestają być takie ważne. Jestem aktorką świadomą siebie i swojego wyglądu, akceptującą go. Dobrze, że powstaje coraz więcej scenariuszy dla aktorek w dojrzałym wieku. I łapię się na nie. A nawet jak ich zabraknie, zawsze zostaje teatr – mówi. Czuje się szczęściarą, bo spełniło się jej dziecięce marzenie – została aktorką. Dziś zapytana o czym marzy, odpowiada: – Tylko o jednym: żebyśmy pozostali zdrowi.
Małgorzata Matuszewska