Miał 16 lat, kiedy zaczął atakować kobiety. I miał 16 lat, gdy musiał z tym skończyć. W ciągu czterech miesięcy Jiří Straka, czeski seryjny morderca, napadł na kilkanaście kobiet. Ten proceder uprawiał w Pradze i tylko w niedziele. W ciągu tygodnia mieszkał w internacie i chodził do szkoły. Po schwytaniu został oskarżony o trzy morderstwa, kilka usiłowań zabójstw, gwałty, napady, kradzieże. Obecnie przebywa na wolności i mieszka przy granicy z Polską...
Bity przez matkę
Drobnej postury, ładny, wzbudzający zaufanie chłopiec. Mimo wysokiego ilorazu inteligencji – IQ 125 – Jiri źle się uczył i źle zachowywał. Miewał wyraźne stany lękowe, depresję. Nauczyciele, chcąc mu pomóc, postarali się, aby został zbadany przez lekarza psychiatrę. Lekarz nie zdiagnozował u niego żadnej choroby, a to dlatego, że Jiri nie wyjawił prawdy o swojej matce.
Ojciec Jiriego pracował za granicą, rzadko przyjeżdżał do Pragi. Chłopca wychowywała matka. Jej metody wychowawcze były proste – kary cielesne, bicie. Lęk przed matką towarzyszył Jiriemu przez całe dzieciństwo. Każdego dnia bał się, że zostanie przez nią pobity. Nikomu o tym nie powiedział, nawet psychiatrze, który go badał. Wiedział, że jeśli komukolwiek wyjawi prawdę, matka znowu go pobije.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby Jiri miał inne dzieciństwo, jego życie potoczyłoby się inaczej. Był sam. W nikim nie miał wsparcia. Uciekał w świat wyobraźni. A w jego wyobraźni najczęściej pojawiały się dziewczęta. Dużo wcześniej od swoich rówieśników zaczął mieć obsesyjne myśli o „tych sprawach”. W szkole podstawowej zakradał się do damskiej toalety, aby podglądać koleżanki.
Po szkole podstawowej zaczął chodzić do szkoły górniczej w Stochovie, 40 kilometrów od jego rodzinnej Pragi. Mieszkał tam w internacie. Do Pragi, do matki, przyjeżdżał na weekendy. W szkole górniczej nie było dziewcząt. W internacie panowała surowa dyscyplina, rzadko mógł z niego wychodzić. Więc tylko w Pradze, na ulicach, mógł przyglądać się kobietom. I ciągle myślał o tym, jak to jest kochać się z kobietą.
Pierwszy atak
W lutym 1985 roku, po obiedzie u matki, wybrał się na spacer po Starym Mieście. Nie oglądał zabytków. Jego oczy wypatrywały kobiet. Wreszcie odważył się zaczepić o kilka lat starszą od siebie Milanę. Ta, widząc miłego chłopca, zaczęła z nim rozmawiać. Jiri powiedział, że ma 16 lat i coś tam opowiadał o sobie. A po chwili wprost oświadczył, że chce uprawiać z nią seks.
Zaskoczona Milana odmówiła. Wtedy Straka powalił ją na ziemię i zaczął zdzierać z niej ubranie. Dziewczyna była zaskoczona siłą tego drobnego, młodego chłopaka. Ale zachowała przytomność umysłu i zaproponowała, aby znaleźli lepsze miejsce. Kiedy doszli do oświetlonej ulicy, Milana zaczęła wołać o pomoc. Jiri uciekł. Dziewczyna wróciła do domu. Nie zgłosiła tego zdarzenia policji ani nic nie powiedziała rodzicom.
O tym, co ją spotkało, opowiedziała jedynie swemu bliskiemu znajomemu. I dopiero on zgłosił to policji. Przesłuchiwana Milana usprawiedliwiała się funkcjonariuszom, że nie chciała niszczyć życia nieletniemu napastnikowi. Na podstawie jej opisów sporządzono mało dokładny portret pamięciowy Straki. Policjanci nie dowierzali, że napastnik, jak zeznała Milana, miał 16 lat. Zbagatelizowali zdarzenie. Uznali, że nastolatek nie byłby zdolny do takiego czynu. Że musiał to być ktoś mający co najmniej 25 lat.
Jiri dostawał od matki pieniądze tylko na przejazd do szkoły. Ale, szwendając się po mieście, kupował napoje i na bilet już mu brakowało. Musiał jakoś zdobyć pieniądze. W tym celu pewnego marcowego dnia napadł na dwie dziewczyny – osiemnastolatkę i dziewiętnastolatkę.
Pierwszą zaatakował, gdy otwierała bramę swojego domu. Uderzył ją w głowę kostką brukową. Osiemnastolatka upadła. Straka zabrał jej torebkę. Po chwili dziewczyna oprzytomniała i nawet ruszyła w pościg za złodziejem. Jednak zaraz z tego zrezygnowała, gdyż krew zalewała jej oczy. Z drugą dziewczyną postąpił podobnie i też zabrał torebkę z pieniędzmi.
Pierwsze morderstwo
Następna napadnięta kobieta nie przeżyła spotkania ze Straką. W kwietniu, wypatrując ofiary w parku, zaatakował 23-letnią Alice, matkę dwójki dzieci. Przewrócił ją na ziemię. Półprzytomną zaciągnął pomiędzy drzewa i krzewy. Rozebrał i zgwałcił. Alice kilkakrotnie traciła i odzyskiwała przytomność. Broniła się. Pod paznokciami miała krew oprawcy. Straka zapchał jej gardło gliną, do nosa wcisnął liście a dodatkowo usta zatkał bielizną. Upewniając się, że kobieta nie żyje, zakrył ciało stertą liści. I pojechał do Stochova.
Następnego dnia sprawą zaginionej Alice zajęła się policja. Jej ciało znalazł w parku pies policyjny. Autopsja wykazała, że zmarła wskutek uduszenia. Początkowo o zabójstwo podejrzewano partnera Alice, który był już karany za drobne występki. Jednak nie miał grupy krwi A, a taką znaleziono pod paznokciami zamordowanej.
Straszliwa noc
W niespełna miesiąc po zabiciu Alice, Straka wypatrzył w tramwaju 54-letnią Vlastę. Gdy na przedmieściu Pragi Vlasta wysiadła z tramwaju, poszedł za nią. Ulica była słabo oświetlona. Jiri zaatakował kobietę od tyłu i zaczął ją dusić. Dopiero wtedy zorientował się, że jest o wiele starsza od niego. Jakoś to mu nie pasowało. Zrezygnował z gwałtu.
Lecz po chwili pomyślał, że kobieta tak czy inaczej pobiegnie na policję. I postanowił zabić. Przez kilka minut dusił ją, klękając na gardło. Bezwładną zaciągnął na pobocze drogi. Ukradł jej kilka drobiazgów i gotówkę. Był przekonany, że kobieta nie żyje. Vlasta jednak odzyskała przytomność i ostatkiem sił dotarła do najbliższego domu. Była w tak wielkim szoku, że gdy przyjechali policjanci, nie potrafiła opisać napastnika. O tym, że Vlasta przeżyła, Straka dowiedział się dopiero wtedy, kiedy go zatrzymano.
Jeszcze tej samej nocy, w której napadł Vlastę, Straka poszukał innej, młodszej ofiary. Na jego drodze stanęła 30-letnia Vera. Zgwałcił ją, zamordował i okradł. Następnie pojechał do internatu w Stochovie.
Spartakiadowy zabójca
W Pradze niedługo miała się odbyć VI Czechosłowacka Wielka Spartakiada Młodzieżowa. Policja już zdawała sobie sprawę, że w stolicy grasuje seryjny morderca. Służby były pod ogromną presją, żeby jak najszybciej ująć zbrodniarza. W spartakiadzie miały brać udział setki młodych kobiet, każda z nich mogła stać się ofiarą. Najlepszych policjantów zaprzęgnięto, aby rozwikłać zagadkę tajemniczego zabójcy. Nadano mu przydomek „Spartakiadowy Zabójca”.
Policjanci niewiele o nim wiedzieli. Tylko tyle, że ma grupę krwi A i napada w niedziele. Przyjęli, że w tygodniu pracuje, udając porządnego obywatela, a w dzień wolny od pracy wyrusza na polowanie. W ogóle nie brali pod uwagę, że zabójcą może być nastoletni uczeń.
W Pradze wrzało od pogłosek o wampirze mordującym kobiety. W końcu policja, poprzez telewizję, powiadomiła mieszkańców stolicy o serii przestępstw popełnionych na młodych kobietach. To jeszcze bardziej wzmogło strach. Kobiety bały się wieczorami wychodzić z domów.
A Jiri Straka dalej napadał. I wciąż w niedziele, kiedy przyjeżdżał ze szkoły do matki w Pradze. Kilka kobiet pobił i okradł. Ludmiła, którą usiłował zgwałcić, ledwo uszła z życiem. Opisała bandytę jako młodego chłopaka. Lecz policja uznała, że to nie był „Spartakiadowy Zabójca”. Za młody.
Jego ostatnią ofiarą była 30-letnia Marta. Zaciągnął ją do piwnicy sklepu z owocami i warzywami. Tam zgwałcił, a następnie udusił paskiem od swetra i ramiączkiem od biustonosza. Kobietę okradł i, jak zwykle, pojechał do Stochova.
Więzienie i szpital
Wówczas policjanci zrewidowali całe dotychczasowe śledztwo. Wrócili do zapomnianego napadu na Milanę, która zeznała, że sprawca miał 16 lat. Przesłuchano ją jeszcze raz. Dziewczyna przypomniała sobie, że nastolatek mówił, iż mieszka w internacie poza Pragą. To był wielki krok w śledztwie. Nie było tak wielu uczniów, którzy na stałe mieszkają w Pradze, a w tygodniu w internacie poza Pragą.
Doszli do nazwiska i praskiego adresu nastolatka. W pokoju Jiriego, pod łóżkiem, w zamkniętej na klucz skrzynce znaleźli niektóre rzeczy zrabowane ofiarom. 22 maja zatrzymali w Stochovie zaskoczonego Jiriego Strakę. Kobiety mające uczestniczyć w spartakiadzie już nie były zagrożone.
Straka przyznał się do wszystkich popełnionych czynów. Jako niepełnoletniego, sąd mógł go skazać jedynie na 10 lat. Po opuszczeniu więzienia został od razu skierowany do strzeżonego szpitala psychiatrycznego. Tam spędził kolejne 10 lat, aż psychiatrzy uznali, że już nie stanowi zagrożenia i może wyjść na wolność.
Dziś pięćdziesięcioparoletni Jiri Straka mieszka niedaleko granicy z Polską. Ożenił się, prowadzi mały sklepik. Miejscowi wiedzą, co zrobił w przeszłości. I nie pozwalają mu o tym zapomnieć.
Ryszard Sadaj