Miała niesamowitą sylwetkę i jakże nietypowe życie. Przez jedenaście lat służyła w jednostkach specjalnych amerykańskiej armii. Była też znaną kulturystką, a potem zapaśniczką do wynajęcia występującą w bikini. Nazwano ją „Killer Sally”, gdyż siłą mięśni ud była w stanie zmiażdżyć szyję przeciwnika. Los chciał, że w wieczór walentynkowy została prawdziwą morderczynią...
Przemyt z Meksyku
14 lutego 1995 roku Sally McNeil zadzwoniła na numer 911. – Właśnie zastrzeliłam męża, bo mnie pobił – powiedziała opanowanym głosem 35-latka i podała swój adres. W tle słychać było histeryczny płacz jej córki. Były to pierwsze pechowe walentynki w życiu wysportowanej blondynki. Do tej pory dzień zakochanych przynosił Sally szczęście. W 1987 roku 14 lutego zaczęła swoją karierę. Zaraz potem przez wspólnego znajomego poznała Raya McNeila, kulturystę i komandosa z jednostek Marines, jak ona sama.
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Sally oszalała na punkcie wielkiego „kawałka mięsa”, jak go czasem żartobliwie nazywała. Delikatny, uprzejmy, grzeczny. Pomyślała, że byłby wspaniałym ojczymem dla dwójki jej dzieci z poprzedniego małżeństwa. Po niespełna dwóch miesiącach wzięli ślub. Zamieszkali przy plaży, w apartamencie w miasteczku Oceanside w Kalifornii.
W 1990 Ray i Sally zrobili się popularni. Jako pierwsze małżeństwo zdobyli mistrzostwo sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych w kulturystyce. Po tym Ray postanowił zostać zawodowcem, opuścił swój oddział Marines i całkowicie poświęcił się budowaniu mięśni. Kiedy zdobył tytuł mistrza Ameryki Północnej, zrobił się sławny i zaczął udzielać wywiadów.
Pytany, jak utrzymuje tak świetną sylwetkę, odpowiadał, że zjada ponad sto jajek tygodniowo. Nie wspominał oczywiście, że oprócz tego wspomaga się sterydami. W latach 90. w świecie kulturystów zwiększanie masy mięśniowej przy pomocy anabolików było dość powszechne. Sally też brała. Dodatkowo była rodzinnym przemytnikiem. Ponieważ w Meksyku sterydy sprzedawano w aptekach bez recepty, często jeździła do Tijuany zrobić zapas dla siebie i męża. Bywało, że zabierała ze sobą dzieci.
W tym czasie w małżeństwie Raya i Sally pojawiły się pierwsze rysy. On nadal nie pracował, ona z niskiej wojskowej pensji finansowała jego karierę i utrzymywała rodzinę. Brak pieniędzy bywał powodem awantur. W trakcie sprzeczek obydwoje bywali agresywni. Dochodziło do rękoczynów. – Ray uważał, że jest najważniejszą osobą w rodzinie – wspominała po latach z żalem Sally.
Kult mięśni
Podczas jednego z konkursów kulturystycznych Sally poznała Billa Wicka. Kręcił on, a potem sprzedawał, filmy, w których skąpo ubrane kobiety uprawiały zapasy z mężczyznami. Od razu zaproponował kulturystce pracę. I tak Sally stała się aktorką-zapaśniczką zarabiającą 50 dolarów za godzinę. Wkrótce porzuciła jednostkę Marines, założyła własną firmę Top Secret Video Production i zaczęła wypuszczać na rynek własne kasety wideo.
Oprócz tego oferowała prywatne zapasy w hotelu lub domu klienta. Występowała pod pseudonimem „Killer Sally” i zachęcała do spotkań pozując z karabinem w ręce. Godzina tzw. kultu mięśni kosztowała 300 dolarów i obejmowała takie usługi jak bicie, podduszenie udami czy prowadzenie na smyczy. Podobno odmawiała seksu. Była przecież mężatką.
Ray w pełni akceptował zajęcie żony. Przynosiło dobre pieniądze, a te potrzebne były mu między innymi na zakup sterydów. I przez nie właśnie, jak twierdziła Sally, robił się coraz bardziej brutalny. – Jak Dr Jekyll i Mr Hyde. Nikt nie miał pojęcia, jakim potworem był w domu – mówiła potem. Bił dzieci, bił ją. Kiedy pierwszy raz zaczął ją dusić, Sally myślała, że to koniec. Tak było wiele razy. Potem przynosił kwiaty i obiecywał, że się zmieni.
Wierzyła mu. Mimo podbitych oczu, siniaków na ciele i błagania dzieci, długo nie potrafiła zostawić Raya. Pewnego popołudnia razem oglądali telewizję w dużym pokoju, gdy na oczach córki Ray złamał jej nos. Złożyła raport, ale szybko wycofała zarzuty. Ze strachu. Właśnie wtedy zdała sobie sprawę, że jeśli nie odejdzie, to zginie. Zaczęła planować z dziećmi ucieczkę. Za późno.
Samoobrona czy atak?
Wieczoru walentynkowego Ray nie spędzał w domu, razem z Sally. Był ze swoją kochanką, Marianne Myers, w pobliskiej knajpie. Gdy w końcu wrócił, wybuchła awantura. Rozwścieczona Sally oskarżyła go o zdradę. Potem, jak zeznawała, Ray uderzył ją, pchnął na podłogę i zaczął dusić. Wyrwała się i pobiegła po broń do schowka w sypialni. Potem strzeliła. Dwa razy. W brzuch i w szczękę. W samoobronie. Następnie wyszła z apartamentu, oddała przechodzącemu sąsiadowi strzelbę i wykręciła numer 911.
Proces Sally rozpoczął się 14 lutego 1996 roku, w pierwszą rocznicę zabójstwa. Oskarżyciel przekonywał, że kobieta zaplanowała zbrodnię, jako zemstę za romans męża. Dowodem miała być trajektoria drugiego pocisku, która wskazywała, że był wystrzelony, gdy Ray leżał już na podłodze. Na ciele kulturysty nie znaleziono też śladów DNA Sally, co zaprzeczało wersji o ataku męża.
Powołany przez obronę psycholog sądowy zdiagnozował u Sally zespół stresu pourazowego (PTSD). I typowe cechy ofiary przemocy. Argumentował, że jej zachowanie było formą samoobrony. Mimo obiekcji adwokata była kulturystka zdecydowała się zeznawać w sądzie, wystawiając się na bezlitosny atak oskarżyciela. To jemu uwierzyła ława przysięgłych. McNeil została uznana winną morderstwa drugiego stopnia, skazano ją na 19 lat więzienia do dożywocia. Trafiła do placówki penitencjarnej w Chowchilla w Kalifornii. Jej dzieci zamieszkały z dziadkami w odległej o ponad 3 tysiące mil Pensylwanii. Po 25 latach i licznych apelacjach Sally zwolniono warunkowo w 2020 roku. Miała 62 lata.
Joanna Tomaszewska