Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 00:18
Reklama KD Market
Reklama

Państwo, czyli kartel

Państwo, czyli kartel
Członkowie Grupy Skorpionów
aresztowani przez meksykańską policję (fot. EPA/Shutterstock)

Ostatnio głośno było o przypadku porwania przez kartel narkotykowy w Meksyku czwórki Amerykanów, którzy pojechali do miasta Matamoros, by skorzystać z tanich usług medycznych. W wyniku tego porwania dwie osoby zginęły, a jedna została ranna. Jednak w całej tej sprawie największe zdumienie budzi to, co gangsterzy zrobili z piątką bandytów, którzy akcję porwania przeprowadzili...

Samobójcze ataki

Tak zwana Grupa Skorpionów związała swoich ludzi i pozostawiła ich w przydrożnym rowie z listem adresowanym do policji, w którym kartel wyraził ubolewanie z powodu śmierci Amerykanów i wyjaśnił, że do zdarzenia doszło w wyniku samowoli niektórych gangsterów. Mieli oni „samowolnie podejmować decyzje” i wykazać się „brakiem odpowiedniej dyscypliny”.

Może się wydawać dziwne to, iż słynący z przemocy i okrucieństwa kartel, który kontroluje niemal całkowicie tę część Meksyku, zdecydował się publicznie przeprosić za porwanie Amerykanów. Jednak nie jest to rzadkie zjawisko, a jego podłożem są dramatyczne wydarzenia, jakie miały miejsce w 1985 roku. Rok wcześniej 450 meksykańskich żołnierzy wspieranych przez helikoptery zniszczyło 1000-hektarową plantację marihuany w prowincji Chihuahua, znaną jako Rancho Búfalo. Do akcji tej doszło na podstawie informacji dostarczonych meksykańskim władzom przez agentów amerykańskiej Drug Enforcement Agency (DEA).

W lutym 1985 roku jeden z tych agentów, Enrique Camarena, został uprowadzony w biały dzień przez skorumpowanych meksykańskich urzędników pracujących dla karteli narkotykowych. Camarena został zabrany do rezydencji w dzielnicy Jardines del Bosque. Tam był torturowany przez 30 godzin, a następnie został zamordowany. Jego czaszka została przebita kawałkiem metalowego pręta, a ciało znaleziono owinięte w folię w pobliżu miejscowości La Angostura.

Ten bestialski atak wywołał szybką reakcję ze strony DEA. Przeprowadzona została operacja Leyenda, czyli największe w historii śledztwo w sprawie zabójstwa agenta amerykańskiego w Meksyku. Wysłano do tego kraju specjalną jednostkę do koordynowania śledztwa, a w sprawę zamieszani byli urzędnicy rządowi, w tym Manuel Ibarra Herrera, były dyrektor meksykańskiej Federalnej Policji Sądowej, i Miguel Aldana Ibarra, były szef Interpolu w Meksyku.

Śledczy szybko zidentyfikowali Miguela Ángela Félixa Gallardo i jego dwóch bliskich współpracowników, Ernesto Fonseca Carrillo i Rafaela Caro Quintero, jako głównych podejrzanych. Pod naciskiem rządu Stanów Zjednoczonych ówczesny prezydent Meksyku Miguel de la Madrid zarządził aresztowanie Carillo i Quintero, choć Gallardo przez pewien czas cieszył się ochroną polityczną.

Dla karteli narkotykowych wydarzenia te stały się bardzo niekorzystne i spowodowały poważne zakłócenia w normalnym funkcjonowaniu działalności gangsterskiej. Okazało się, że porywanie i zabijanie obywateli amerykańskich prowadzi do zdecydowanych działań ze strony USA, które dla szefów karteli były i są szkodliwe. A atak na agenta amerykańskiej agencji federalnej okazał się dla przestępców niemal samobójczy.

Gangsterski kod

Od tego momentu główne kartele w Meksyku, takie ja Gulf i Sinaloa, posługują się dość pokrętnym kodeksem etycznym. Zgodnie z tym kodem ataki na Amerykanów nigdy nie powinny mieć miejsca, mimo że w swoim kraju gangsterzy sieją strach przez morderstwa i porwania. Zasady postępowania karteli mają swoją logikę, szczególnie w odległych, wiejskich częściach Meksyku oraz w biednych społecznościach górskich, gdzie przestępczość zorganizowana często wypełnia rolę porzuconą przez państwo. Gangsterzy przyjmują na siebie rolę stróżów porządku publicznego, a zatem teoretycznie mają chronić lokalnych mieszkańców oraz dbać o to, by żadna krzywda się nie przydarzyła obcokrajowcom, a szczególnie Amerykanom.

Gangsterzy kierują się wypaczonym rozumieniem takich pojęć jak współczucie i altruizm. Z jednej strony, wymuszają płacenie tzw. el piso, czyli haraczu pobieranego za ochronę biznesów, od międzynarodowych firm po małe, rodzinne sklepy ogólnospożywcze. Jednak są również lokalnymi gwarantami bezpieczeństwa, czego dowodem są działania karteli po klęskach żywiołowych.

Kiedy huragany i trzęsienia ziemi nawiedziły zachodni stan Guerrero, gangi przestępcze rozprowadzały zapasy żywności i torby z jedzeniem, nawet opatrzone charakterystycznymi inicjałami organizacji. Podobne zjawisko obserwowano także w najgorszych momentach pandemii. Kartele uważają się również za strażników porządku społecznego, wymierzając brutalnie doraźną sprawiedliwość gwałcicielom dzieci lub złodziejom działającym poza ich zasięgiem. Pełnią wtedy jednocześnie rolę sędziego, ławy przysięgłych i kata, często całkiem dosłownie.

Meksykańskie kartele narkotykowe są świadome siły dobrego PR. Kiedy wydają własnych ludzi w związku z porwaniami w Stanach Zjednoczonych, wiedzą doskonale, że jest to korzystny manewr, jeśli chodzi o opinię publiczną. Jednak skąd można mieć pewność, że sprawcami porwania było rzeczywiście tych pięciu mężczyzn? Komu można zaufać? Niestety w Meksyku często jest tak, iż nikt nie potrafi odpowiedzieć na te pytania.

Nie można zapominać o tym, że były sekretarz bezpieczeństwa publicznego Meksyku Genaro Garcia Luna – kiedyś najwyższy urzędnik organów ścigania i człowiek, który prowadził wojnę z narkotykami – obecnie przebywa w amerykańskim więzieniu. Został on uznany za winnego współpracy z kartelem Sinaloa w zamian za wielomilionowe łapówki. Korupcja w szeregach policji i wojskowych sił specjalnych jest powszechnym zjawiskiem, z czym kolejne rządy prowadzą tylko pozorną walkę.

Niedawno pewna kobieta, pracująca za dnia jako meksykańska policjantka, a nocą jako handlarka narkotykami, została zapytania przez brytyjskiego dziennikarza: „Czy związek między kartelami a państwem jest bardzo bliski?”. Odpowiedziała: „Nie jest bliski, bo kartele to państwo”. Kiedy zatem gangsterzy oficjalnie przepraszają Amerykę za swoje grzechy, są to przeprosiny o wymiarze niemal rządowym i niemal na pewno nie mają żadnego praktycznego znaczenia.

Krzysztof M. Kucharski


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama