Flannan Isles to grupa skalistych, niezamieszkałych wysp położonych w pobliżu zachodnich wybrzeży Szkocji. Miejsce to jest uwielbiane przez owce, a pasterze często żeglują tam ze swoimi stadami na wypas. Przez pewien czas wierzono w przesąd, że owce pasące się na Wyspach Flannana rodzą bliźnięta lub wracają do zdrowia po chorobie. Ale Wyspy Flannana kryją też w sobie prawdziwą tajemnicę, która już od ponad stulecia inspiruje pisarzy oraz entuzjastów zjawisk ponadnaturalnych…
Latarnia i jej załoga
W 1896 roku brytyjska Izba Handlowa sfinansowała budowę latarni morskiej na największej z Wysp Flannana, Eilean Mòr. W grudniu 1899 roku latarnia została ukończona i po raz pierwszy uruchomiona. Czterech latarników zostało przydzielonych do pracy na dwie zmiany w taki sposób, że na wyspie było zawsze trzech mężczyzn w tym samym czasie.
23-metrowa (75-stopowa) latarnia została zaprojektowana przez Davida Alana Stevensona, a jej wzniesienie kosztowało 1900 ówczesnych funtów brytyjskich. Na całą konstrukcję składały się dwie przystanie, główny budynek, schody i tory kolejowe. Wszystkie użyte materiały musiały być wciągane na 45-metrowe klify bezpośrednio z łodzi zaopatrzeniowych. Celem instalacji torów kolejowych było ułatwienie transportu zapasów dla załogi oraz paliwa do latarni (w owym czasie była to parafina, której zużywano dwadzieścia beczek rocznie). Ładunki woziła niewielka kolejka napędzana małym silnikiem parowym. Latarnia została po raz pierwszy zapalona 7 grudnia 1899 roku.
W połowie grudnia 1900 roku trzema latarnikami na wyspie byli: 43-letni James Ducat, główny opiekun latarni, który miał żonę, czworo dzieci i 20 lat doświadczenia, 40-letni Donald MacArthur, żonaty i bezdzietny, oraz 28-letni asystent, Thomas Marshall.
Ludzie ci, mimo zróżnicowanego wieku, byli profesjonalistami i wiedzieli dokładnie, jakie obowiązki do nich należały. Od czasu uruchomienia latarni przez następne 12 miesięcy nie zanotowano żadnych problemów. Reflektor tej placówki prowadził kapitanów okrętów przybywających z Filadelfii do portu Leith w Wielkiej Brytanii oraz wskazywał drogę na ocean jednostkom zmierzającym do Ameryki Północnej.
Gwałtowny sztorm
Jednak w dniu 15 grudnia latarnia nie działała tak jak zwykle. Około północy parowiec Archtor przepłynął obok wysp przy złej pogodzie. Amerykański kapitan Holman zauważył, że nie widzi światła z latarni morskiej, mimo że warunki atmosferyczne były takie, iż latarnia winna świecić. Kiedy Archtor zawinął do portu, kapitan zgłosił swoje obserwacje, ale mimo powiadomienia o wyłączeniu latarni odpowiednich władz już 16 grudnia, ewentualna misja ratownicza nie mogła być podjęta natychmiast z powodu sztormu.
Dopiero 11 dni później jednostka Hesperus została wysłana na wyspę Eilean Mòr w celu zbadania sprawy. Zbliżając się do tego miejsca, kapitan James Harvey uznał za dziwne to, że szkocka flaga została zdjęta z masztu w pobliżu latarni. Następnie zadął w róg, żeby przyciągnąć uwagę trzech latarników, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Wystrzelono racę, ale również bez rezultatu.
Jeden z członków załogi statku, Joseph Moore, został wysłany na brzeg. Po przybyciu na wschodnią skarpę przybrzeżną nie zauważył niczego dziwnego. Udał się do bramy wejściowej, która jednak była zamknięta. Udało mu się dostać do środka przez drzwi kuchenne, a kiedy znalazł się już wewnątrz murów latarni, odkrył, iż ogień w kominku nie był rozpalany od kilku dni. Wszystkie zegary nie działały, gdyż nie zostały nakręcone.
Moore wchodził następnie do każdej z sypialni, gdzie zastał puste łóżka, które wyglądały tak, jakby je ktoś zostawił w nieładzie po porannym przebudzeniu. Stół w kuchni był nakryty do posiłku, który nigdy nie został zjedzony, a jedno z krzeseł leżało przewrócone. Kanarek w klatce był jedyną oznaką życia za murami latarni. Wracając na wschodnie lądowisko, Moore zgłosił swoje odkrycia kapitanowi. Harvey wysłał kolejnych dwóch marynarzy na brzeg, by dokonać dokładniejszych oględzin latarni.
Żadnych śladów po trzech mężczyznach, którzy powinni pełnić obowiązki latarników, nie było. Po dokładnym przeszukaniu pomieszczeń nie znaleziono niczego poza kompletem nieprzemakalnych bukłaków, co sugerowało, iż jeden z latarników wyszedł na zewnątrz w samej koszuli. Okazało się, że na platformie do cumowania po zachodniej stronie wyspy było wiele śladów wskazujących, iż nad miejscem tym przeszła niezwykle gwałtowna burza.
Pojemnik z zaopatrzeniem został rozbity, a jego zawartość rozrzucona po ziemi, mimo że znajdował się ponad 100 stóp nad poziomem morza. Żelazne poręcze na poboczu ścieżki oraz tory kolejki były częściowo wygięte i wyrwane z betonowych mocowań, a ważący ponad tonę ogromny głaz został przesunięty w inne miejsce. Darń została również zerwana ze szczytów klifów 200 stóp nad poziomem morza.
Ofiary żywiołu?
„Ci biedni ludzie musieli zostać zdmuchnięci ze skał i utonęli” – konkludował Harvey w telegramie do zarządu latarni morskich. Kapitan Hesperusa zostawił na wyspie trzech swoich marynarzy, żeby pilnowali latarni i kontynuowali poszukiwania. 29 grudnia do latarni przybył superintendent zarządu Robert Muirhead, który rozpoczął śledztwo w sprawie zniknięcia latarników. Muirhead dobrze znał wszystkich trzech zaginionych mężczyzn.
Po oględzinach na zachodnim podeście, Muirhead doszedł do wniosku, że Marshall i Ducat musieli wyruszyć w czasie silnego sztormu do miejsca, gdzie przechowywany był sprzęt, np. liny cumownicze. Magazyn znajdował się w szczelinie skalnej około 110 stóp (34 metrów) nad poziomem morza, gdzie – jak spekulował Muirhead – wdarły się ogromne fale, który zmiotły tę dwójkę do wzburzonego morza. Gdy mężczyźni nie wracali do latarni, MacArthur miał wyruszyć na ich poszukiwanie i również padł ofiarą żywiołu.
Muirhead napisał oficjalny raport, w którym stwierdził między innymi: „Na podstawie dowodów, które udało mi się zgromadzić, nasuwa się wniosek, iż ludzie ci byli na służbie aż do obiadu w sobotę 15 grudnia, a potem dwóch z nich poszło zabezpieczyć magazyn sprzętu. Padli oni ofiarą sztormu, podobnie jak trzeci latarnik, który próbował ich szukać. Ich ciał nigdy nie udało się odnaleźć, co nie jest zaskakujące, biorąc pod uwagę potęgę żywiołu”.
Fałszywy dziennik
Choć raport Muirheada został zaakceptowany przez jego zwierzchników, na tym historia ta się nie skończyła. A miała ona swój dalszy ciąg przede wszystkim dlatego, że opinia publiczna była zupełnie innego zdania. Nieuchronnie pojawiły się rozmaite spekulacje, w tym również dość egzotyczne. Sugerowano między innymi, że latarnicy zostali połknięci przez gigantycznego węża morskiego. Inni skłaniali się ku teorii, że winowajcą był jakiś ogromny ptak morski. Spekulowano ponadto, że mężczyźni opuścili wyspę łodzią, by uniknąć płacenia długów lub że zostali porwani przez załogę statku widmo. Niektórzy myśleli nawet, że latarnicy zostali porwani przez zagranicznych szpiegów.
Jednak o wiele więcej zamieszania powstało wokół rewelacji dotyczących domniemanego dziennika pokładowego, a w tym przypadku raczej latarniowego, który rzekomo zawierał kilka zaskakujących wpisów między 12 a 15 grudnia 1900 roku. W pierwszej z tych notatek Marshall miał napisać, że wyspę nawiedziła wielka burza, o sile jakiej nigdy wcześniej nie widział. Kontynuował, że Ducat był „niezwykle cichy” w obliczu żywiołu, a MacArthur – duży, krzepki mężczyzna – płakał. W drugim wpisie wszyscy trzej mężczyźni modlą się o ocalenie. Natomiast w trzecim i ostatnim wpisie, rzekomo dokonanym 15 grudnia, stwierdza, że burza minęła i wszystko się uspokoiło.
W obliczu istnienia tych wpisów w dzienniku pokładowym zaczęto kwestionować teorię o tym, że mężczyźni zostali wyrzuceni do morza przez sztorm. Bo gdyby tak rzeczywiście było i przynajmniej jeden z latarników padł ofiarą burzy, z pewnością ten, kto napisał coś 15 grudnia, wspomniałby o tym wydarzeniu. Jak to jednak często w tego rodzaju przypadkach bywa, po pewnym czasie okazało się, że jest to kompletnie fałszywy trop. Dziennikarz Mike Dash ustalił, że domniemane wpisy w dzienniku zostały zmyślone trzy lata po zaginięciu trójki latarników.
Potrójna zagadka
Jeśli odrzuci się zarówno fałszywe wpisy w dzienniku pokładowym, jak i fantazyjne opowieści o wężach morskich i statkach widmach, co pozostaje? Istnieją trzy główne teorie na temat zniknięcia latarników, choć niestety żadna z nich nie została jak dotąd ani potwierdzona, ani też zdyskredytowana.
W pierwszej z nich zasadniczą rolę odgrywa William MacArthur. Był on rzekomo człowiekiem niezwykle porywczym, który miał zwyczaj szybko rozstrzygać spory, używając pięści. Spekulowano, że mógł wszcząć z jakichś powodów bójkę na zachodnim podeście latarni, co doprowadziło do osunięcia się wszystkich trzech mężczyzn ze skał w morską otchłań. Faktem jest, że ludzie żyjący w całkowitej izolacji i w pewnym sensie skazani wyłącznie na siebie często zdradzają skłonności do agresji. Problem jednak w tym, że nie ma żadnych dowodów na to, iż do bójki takiej doszło.
Zwolennicy drugiej teorii głoszą, że jeden z mężczyzn – być może ponownie MacArthur – zamordował pozostałych dwóch, wrzucił ich ciała do morza, a następnie rzucił się z klifów, popełniając samobójstwo. Podobnie jak w przypadku teorii pierwszej, głównym założeniem jest to, iż mężczyźni żyjący w ciasnych kwaterach blisko siebie mogą nagle stracić panowanie nad sobą, niemal z dowolnej przyczyny. Jednak bez ciał lub innych dowodów obie te teorie na zawsze pozostaną jedynie przypuszczeniami.
O wiele bardziej prawdopodobne wyjaśnienie zagadki zaginionych latarników przynosi trzecia teoria. Jest ona w zasadzie zgodna z pierwotnym raportem Muirheada i opiera się na założeniu, że Marshall i Ducat zostali porwani przez morze podczas próby zabezpieczenia zapasów i sprzętu na zachodnim podeście. Kiedy jego koledzy nie wrócili, MacArthur wyruszył ich szukać i sam też padł ofiarą żywiołu. Dlaczego jednak ktoś miałby wyruszyć na tak niebezpieczną wyprawę, skoro mógł pozostać bezpieczny w latarni morskiej?
Można to wytłumaczyć faktem, że Marshall został wcześniej ukarany grzywną w wysokości 5 szylingów za utratę sprzętu podczas poprzedniej wichury. Utrata pięciu szylingów w 1900 roku nie była powodem do śmiechu, gdyż stanowiła równowartość prawie 40 dzisiejszych dolarów, a zatem kara taka dla człowieka o niskich zarobkach była dotkliwa. Nic zatem dziwnego, że zabezpieczenie sprzętu mogło być dla Marshalla ważniejsze niż jego bezpieczeństwo.
Oczywiście rzeczywistego powodu zniknięcia Jamesa Ducata, Thomasa Marshalla i Williama MacArthura być może już nigdy nie poznamy. Tajemnica Wysp Flannana pozostaje jednym z najbardziej zagadkowych epizodów w historii szkockiej marynistyki.
Latarnia bez latarników
W 1925 roku latarnia morska na Eilean Mòr stała się jedną z pierwszych szkockich placówek tego typu, która została wyposażona w telegraf bezprzewodowy, co umożliwiało komunikację z lądem. W latach 60. zmodernizowano system transportowy wyspy. Kolej została usunięta, choć pozostawiono jej betonowe podłoże, na którym były ułożone tory. Dziś jest to trasa tzw. Komara, czyli trójkołowego pojazdu terenowego na gumowych oponach, który jednak jest bardzo rzadko używany.
28 września 1971 roku latarnia została całkowicie zautomatyzowana, czyli pozbawiona stałej ludzkiej obsługi. W tym samym czasie zbudowano żelbetowe lądowisko dla helikopterów, by umożliwić wizyty konserwacyjne w trudnych warunkach pogodowych. Światło reflektora jest wytwarzane przez spalanie gazu acetylenowego i ma ono zasięg 17 mil morskich. Wszystkie te zmiany oznaczają, że na Eilean Mòr prawdopodobnie nigdy już nie będzie żywych latarników mieszkających tam mniej więcej na stałe. Nigdy zatem żaden latarnik już tam nie zaginie.
Andrzej Heyduk