Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 00:21
Reklama KD Market
Reklama

Mordercze wdowy

Mordercze wdowy
Oskarżone w sprawie otrucia arszenikiem w rejonie Tiszazug
spacerujące po dziedzińcu więzienia Szolnok (fot. Wikipedia)

To jedna z najbardziej niezwykłych historii kryminalnych XX wieku. Przez 10 lat kobiety mordowały swoich mężów, ojców, dziadków, nawet własne dzieci. Doprowadziły do tego, że z populacji wioski zniknęli niemal wszyscy mężczyźni. Kobiety działały w zmowie. Wspólnie naradzały się, kogo w pierwszej kolejności wysłać na tamten świat. Mężczyźni do końca niczego nie podejrzewali. To wszystko działo się 120 kilometrów od Budapesztu, w zapomnianej przez Boga wiosce Nagyrev…

Ciocia Zsuzsi

Trzy lata przed I wojną światową do Nagyrev wprowadziła się Zsuzsanna Olah. Leczyła ludzi przy pomocy ziół, odbierała porody, a w tajemnicy przerywała niechciane ciąże. Znachorka. Olah szybko zadomowiła się w okolicy. Znalazła sobie bogatego męża, Fazekasa. Długo z nim nie pożyła. Dwa lata po ślubie Fazekas zmarł na tajemniczą chorobę. Wdowa została ze sporym majątkiem. Jako znachorka, która potrafiła pomóc kobietom w różnych dolegliwościach, wyrobiła sobie znaczącą pozycję w Nagyrev i okolicy. Miejscowi nazywali ją Ciocią Zsuzsi. Szanowali, lecz bali się jej.

Kiedy wybuchła I wojna światowa, do armii austro-węgierskiej zostali powołani wszyscy sprawni fizycznie mężczyźni. Kobiety stały się samodzielnymi paniami na włościach. Ale za tym szła praca ponad siły na roli i w gospodarstwie. Do tego musiały opiekować się dziećmi, starcami i kalekami. Tych ostatnich było o wiele za dużo.

Niektóre kobiety, nie mogąc podołać nowym wyzwaniom, w poszukiwaniu rozwiązania udały się po pomoc do Cioci Zsuzsi. Znachorka wręczyła im flakoniki z pomocną substancją i poinstruowała, jak należy ją dawkować. Nie za darmo. Ową substancją był arszenik, który Ciocia Zsuzsi uzyskiwała z lepu na muchy. Liczba zgonów wśród starszych i schorowanych mężczyzn w Nagyrev zaczęła gwałtownie wzrastać.

Włoscy jeńcy

Wielkim wydarzeniem dla samotnych, ciężko pracujących kobiet było założenie nieopodal Nagyrev obozu dla kilkuset jeńców wojennych. Więźniowie cieszyli się dużą swobodą. Mogli opuszczać obóz i chodzić w cywilnych ubraniach. I, jak to Włosi, zaczęli się bratać z miejscowymi kobietami. Nie potrzebowali dużo czasu, by podbić ich serca. Włosi byli inni od mężczyzn z Nagyrev – szarmanccy, mili, troskliwi.

Takie traktowanie było nowością dla kobiet z Nagyrev. Na węgierskiej prowincji związki małżeńskie opierały się na kontraktach. Łączono nie serca, tylko gospodarstwa, aby zapewnić lepszy byt rodzinie. Były to związki bez miłości i czułości, znaczone męską przemocą i alkoholem. Dlatego sposób, w jaki zachowywali się jeńcy włoscy, był dla kobiet przyjemnym zaskoczeniem.

Panny i mężatki z Nagyrev oraz okolicy zaczęły jedna po drugiej zachodzić w ciążę. Tworzyły się związki bez sakramentu kościelnego. Ciocia Zsuzsi, pomagając usuwać ciąże, miała dodatkowy zarobek. Ta sielanka trwała przez cztery lata, dopóki w 1918 roku nie ustała wojna. Włoscy jeńcy wyjechali do ojczyzny. Mężowie z Nagyrev, którzy przeżyli, wrócili do domów.

Spisek wdów

Do mężów, którzy wrócili z wojny, zaczęły docierać plotki o tym, co działo się podczas ich nieobecności. W wielu domach wybuchały awantury, dochodziło do rękoczynów wobec kobiet, ciężkich pobić. A kobiety już posmakowały trochę lepszego życia z przystojnymi, miłymi Włochami. Nie chciały wracać do przeszłości. Więc znowu udały się po pomoc do Cioci Zsuzsi. Tak, jak zwykle, nie zawiodła. I w kilka miesięcy po wojnie śmiertelność wśród niedawnych żołnierzy zaczęła zatrważająco wzrastać. Ciocia Zsuzsi miała dużo pracy. Jeździła po miasteczkach i całymi paczkami kupowała lep na muchy.

Kobiety z Nagyrev zawiązały coś na kształt klubu. Przewodziła im Esthera Sabo, która jako jedna z pierwszych pozbyła się męża. Pod przykrywką wspólnej pracy mieszkanki Nagyrev spotykały się wieczorami w domach. Tylko że ich praca polegała na przygotowywaniu trującego wywaru z lepu na muchy. Ciocia Zsuzsi wtajemniczyła je, jak to się robi, bo już sama nie nadążała z produkcją. Na tych wieczorkach, wysłuchując skarg i żalów sąsiadek, kobiety wspólnie decydowały, komu należy się trucizna.

Po wytypowaniu ofiar przyszłe wdowy dowiadywały się, w jaki sposób dawkować truciznę, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Stopniowo podawały ją w posiłkach i winie. Wówczas objawy po spożyciu arszeniku przypominały chorobę i późniejsza śmierć nie budziła zdziwienia. Poza tym pomocą służył kuzyn Esthery Sabo. Był urzędnikiem w pobliskim miasteczku Szolnolz i, przekupiony, fałszował akty zgonów.

O „klubie morderczyń” z Nagyrev dowiadywały się kobiety z okolicznych wiosek. One także chciały się pozbyć brutalnych, wiecznie pijanych mężów. I tak choroby rozprzestrzeniały się coraz bardziej w okolicy, a śmierć szerzyła spustoszenie wśród mężczyzn. Początkowo nikt na to nie zwracał uwagi. Powojenny kryzys, bieda i złe warunki życiowe tłumaczyły, że umiera więcej ludzi niż zwykle.

Wkrótce o spisku wdów z Nagyrev wiedziały niemal wszystkie kobiety w regionie. I milczały jak zaklęte. Bo albo już skorzystały z wynalazku Cioci Zsuzsi, albo brały pod uwagę, że mogą z niego skorzystać. Przez ponad dziesięć lat po wojnie trwała mordercza działalność kobiet, już w większości wdów. Uchodziło im to bezkarnie.

Podejrzenia kościelnego

W końcu, co było nieuniknione, na temat wyjątkowej śmiertelności mężczyzn zaczęto coraz częściej rozprawiać, plotkować. Policja otrzymywała anonimowe listy z różnymi oskarżeniami i podejrzeniami. Ale ostatecznie los morderczyń przypieczętował kościelny, kiedy żona zamierzała go otruć.

Gdy kościelny wrócił do domu pijany, żona zachowywała się nie tak jak zawsze. Zamiast awanturować się, powitała go uśmiechem i winem. Kościelnemu od razu zapaliła się w głowie przysłowiowa czerwona lampka. Miał chłop szczęście, że nie był, jak zazwyczaj, pijany w sztok. Dlatego nie mógł usnąć.

Późno w nocy do jego żony przyszła Esthera Sabo. Kobiety były przekonane, że kościelny śpi. A on, leżąc, podsłuchał, o czym nieskrępowanie rozmawiały. Na własne uszy usłyszał, co dla niego przygotowały. Przerażony uciekł z domu przez okno i udał się prosto na policję w Szolnolz.

Co usłyszał, powiedział policjantom. Funkcjonariusze, oprócz anonimów, mieli wreszcie świadka, który potwierdził krążące w okolicy pogłoski o truciu mężczyzn. Sprawa dotarła do Budapesztu. Rozpoczęły się ekshumacje zwłok i dociekanie prawdy. Pierwsza została aresztowana Esthera Sabo, która kierowała „klubem”.

Ciocia Zsuzsi uspokajała inne swoje podopieczne, że nie mają się czego bać, bo jej trucizna jest rzekomo niewykrywalna po śmierci. Chyba sama w to nie wierzyła. Kiedy policjanci przyszli do jej domu, znaleźli ją martwą na podłodze. Popełniła samobójstwo, połykając dużą dawkę arszeniku z lepu na muchy.

W sumie aresztowano 80 kobiet i kuzyna Sabo, który fałszował akta zgonu. Podczas procesu w 1929 roku oskarżono o masowe morderstwa 26 kobiet. W trakcie rozprawy wyszło na jaw, że ofiarami wdów z Nagyrev byli nie tylko mężczyźni. Także kobiety i dzieci. Osiem kobiet skazano na śmierć przez powieszenie. Dwanaście na kary więzienia od siedmiu lat do dożywocia. Pozostałe uniewinniono.

Oficjalnie uznano, że w Nagyrev i okolicy zostało otrutych około 100 mężczyzn oraz bliżej nieokreślona liczba kobiet i dzieci. W rzeczywistości ofiar było 160. Prawdziwy obraz tej makabry pokazuje wykaz ofiar skazanych kobiet. Na przykład Balind Czordas zabiła 20 dorosłych i kilkoro dzieci. Anna Cser zabiła teścia i troje własnych dzieci, ponieważ bała się, że nie będzie mogła ich utrzymać. Maria Varga zabiła teścia, teściową i dwóch mężów. To jest długa lista.

Ryszard Sadaj


baby-4150265_1920

baby-4150265_1920

Fleetwood_Mac_Billboard_1977_Wiki

Fleetwood_Mac_Billboard_1977_Wiki

St_Flannan's_Cell_and_Flannan_Isles_Lighthouse_Wiki

St_Flannan's_Cell_and_Flannan_Isles_Lighthouse_Wiki

wojna-w-Ukrainie_for_Siergiej_Kozlow_EPA_Shutterstock

wojna-w-Ukrainie_for_Siergiej_Kozlow_EPA_Shutterstock

woman-208723_1920

woman-208723_1920


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama