Włosi mają pewne zasady dotyczące kawy. Na przykład cappuccino i espresso to poranne napoje, więc nie należy zamawiać ich do popołudniowej przekąski. W większości włoskich kawiarni kawa jest spożywana na stojąco przy ladzie, a eksperymenty z tym napojem należą do rzadkości i zwykle dotyczą tylko ilości dodawanej wody oraz mleka. Włoscy kawosze z natury rzeczy niezbyt przychylnie patrzą na jakieś egzotyczne propozycje wymyślane w oparciu o kawę.
W związku z tym, gdy w roku 2018 amerykańska firma Starbucks otworzyła w Mediolanie swój pierwszy lokal, spodziewałem się, iż inicjatywa ta zakończy się fiaskiem. Wszak kawa rodem z Seattle nie umywa się do włoskiej, a ponadto jest serwowana praktycznie o każdej porze dnia i nocy, a nie tylko rano. Miałem też dziwne wrażenie, iż pomysł serwowania amerykańskiej kawy we Włoszech to prawie to samo co oferowanie chińskiej wersji Wiener schnitzel w Wiedniu albo meksykańskiego bigosu w Warszawie.
Jednak Starbucks nie całkiem we Włoszech splajtował. Wprawdzie lokale te nie stały się w tym kraju powszechne i obecne na każdym rogu, ale jest ich dziś nadal nieco ponad 20, głównie na północy, i prosperują w miarę dobrze. Jednak szef firmy, Howard Schultz, nie spoczął na laurach i wymyślił ostatnio coś nowego, co może okazać się albo obrzydliwym świństwem, albo też szlagierem sezonu. W Mediolanie zaprezentowana została nowa kawa, która zwie się Oleato i łączy w sobie dwa płyny o narodowym niemal statusie – kawę i oliwę z oliwek. Brzmi to niezbyt zachęcająco, ale – jak to mówią – wszystko okaże się w praniu, a w tym przypadku w chlaniu. Oleato to po włosku coś oleistego lub odpornego na tłuszcz i nie wiem, o którą interpretację tego słowa w tym przypadku chodzi.
Premiera Oleato miała uroczysty charakter. Zaproszono amerykańską piosenkarkę Lizzo, a obecna była również szefowa magazynu Vogue, Anna Wintour. W swoim wystąpieniu Schultz promował nową linię kaw jako „pomysł na transformację”, który rzekomo przyszedł mu do głowy podczas podróży po Włoszech w ubiegłym roku. Nazwał nową propozycję swojej firmy „wyjątkową alchemią dwóch najbardziej transcendentnych składników natury”. Brzmi to wprawdzie górnolotnie, ale budzi we mnie pewne wątpliwości.
Oczyma wyobraźni widzę siebie w roli turysty np. w Rosji, gdzie przychodzi mi do głowy pomysł skojarzenia ze sobą dwóch kultowych w tym kraju napojów – siwuchy oraz kwasu chlebowego. W ten sposób powstałby drink o nazwie кислая водкa, czyli kwaśna wódka. Byłaby to moja przepustka do zarobienia milionów rubli, czyli paru dolarów. Inną możliwością byłoby stworzenie w Hiszpanii kompozycji z chłodnika gazpacho oraz sangrii, co nazwałbym sanpacho. Jeśli zaś chodzi o Polskę, nie widzę lepszej możliwości od czerspirytu, czyli czerniny wymieszanej pół na pół ze spirytusem (prawie jak polska wersja Bloody Mary, tyle że z prawdziwą, kaczą posoką).
Przytoczone przeze mnie przykłady są oczywiście zmyślone, ale stanowią istotny komentarz do pomysłu Schultza z naoliwioną kawą. Kombinowanie ze sobą składników popularnych w danym kraju wydaje mi się dość ryzykowne i mało uzasadnione. Inna amerykańska firma, Domino’s Pizza, wycofała się w ubiegłym roku na dobre z włoskiego rynku, na którym przetrwała jakoś siedem lat. Od samego początku idea importowania amerykańskiej, masowo produkowanej pizzy do Italii wydawał mi się szalony, a Włosi nigdy nie zaakceptowali dodawania do tego dania kawałków ananasa.
Na razie nie można jeszcze rzetelnie ocenić mediolańskiego debiutu Oleato. Prócz celebrytów na wstępną degustację przybyła też liczna rzesza zwykłych ciekawskich. Od czasu do czasu z frontowych drzwi lokalu Starbucks wychodzili na zewnątrz kelnerzy niosący tace z małymi papierowymi kubkami wypełnionymi próbkami Oleato. Jednak firma Starbucks zabroniła dziennikarzom pytać tych ludzi o zdanie. Ponadto na razie nie ujawniono też, w jaki sposób wybrano firmę dostarczającą oliwę z oliwek.
W gazecie La Stampa krytyk kulinarny Lorenzo Cresci stwierdził, że „ogólnie rzecz biorąc, można ten napój docenić”, co zapewne oznacza, iż sytuacja jest dobra, ale nie beznadziejna. Natomiast Denis Pantini, specjalista ds. sektora spożywczego w organizacji Nomisma, powiedział, że jest ciekawy nowego produktu, biorąc pod uwagę fakt, że oliwa z oliwek jest obecna w każdej włoskiej kuchni domowej: „Z kulturowego punktu widzenia oliwa z oliwek, podobnie jak wino i makaron, to symbol Włoch, a obcowanie z kolosem takim jak Starbucks może poprawić globalną widoczność włoskich producentów oliwy z oliwek”.
Może Lorenzo ma rację, ale nie wszyscy się z nim zgadzają. „Z jednej strony to dobrze, bo o kawie się mówi. Z drugiej strony zabiera to część rynku, ponieważ jeśli pijesz ten produkt, nie pijesz espresso” – twierdzi Giorgio Caballini di Sassoferrato, założyciel i prezes konsorcjum, które próbuje przekonać UNESCO, by uznać espresso za część dziedzictwa kulturowego ludzkości. Sassoferato dodaje: „Tradycyjne włoskie espresso to nie byle jaka kawa. To kultura, rytuał, tradycja społeczna. To nie produkt, lecz system, w którym nie liczy się klasa i status finansowy. W większości bogaci czy biedni ludzie piją espresso w barach. Zwykle kosztuje ich to jedno euro lub nieco więcej, a Starbucks jest znacznie droższy i dziwny”.
Georgio twierdzi, że kawa z oliwą z oliwek wprawiła go w zakłopotanie. Mnie też, choć na razie tego nie spróbowałem. Może najpierw wychylę kielicha czerspirytu.
Andrzej Heyduk