Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 02:24
Reklama KD Market
Reklama

Seniorzy u władzy

Seniorzy u władzy
Nikki Haley (fot. Caroline Brehman/EPA/Shutterstock)

Nikki Haley rozpoczęła ostatnio swoją kampanię prezydencką, podkreślając potrzebę „zmiany pokoleniowej” w polityce. Republikańska kandydatka do Białego Domu powiedziała, że dopilnuje, by prawodawcy w wieku powyżej 75 lat byli poddawani „testom na kompetencję umysłową”. Był to niezbyt subtelny prztyczek wymierzony w stronę prezydenta Joe Bidena i byłego prezydenta Donalda Trumpa, którzy mają odpowiednio 80 i 76 lat...

Zdolność do przewodzenia

Pomysł Haley może wydawać się rozsądny, szczególnie w obliczu faktu, iż polityków w mocno zaawansowanym wieku jest w Stanach Zjednoczonych wielu. Ostatnio najdłużej urzędująca członkini Kongresu, 89-letnia senator Dianne Feinstein ogłosiła, że z końcem swojej kadencji przejdzie na emeryturę. Średnia wieku senatorów w Waszyngtonie wynosi obecnie 65 lat, a to oznacza, że sporo jest prawodawców, których Haley chciałaby poddać testom. Jednak specjaliści w dziedzinie geriatrii są w miarę zgodni co do tego, iż testowanie ludzi pod kątem ich zdolności kognitywnych jest fatalną propozycją.

Po pierwsze, logistyka przeprowadzania testu na kompetencję mentalną może być skomplikowana, ponieważ niektóre z takich testów można przeprowadzić w ciągu pięciu minut, podczas gdy inne wymagają kilku godzin. – Testy poznawcze są przeprowadzane w określonych przedziałach czasowych, a ponieważ wiemy, że procesy neurologiczne spowalniają wraz z wiekiem, ktoś może wyglądać na osobę mentalnie nie całkiem sprawną, nawet jeśli tak naprawdę nie jest – twierdzi Carolyn Aldwin, gerontolog i dyrektor programu gerontologicznego na Uniwersytecie Stanowym w Oregonie. Zgadza się z tym David Nace, szef geriatrii w University Pittsburgh Medical Center: – Testy niekoniecznie wykazują, że ktoś ma jakieś zdolności albo ich nie ma.

Przy pomocy testów kognitywnych można mierzyć pamięć, osobowość, zdolność manipulowania informacjami, mowę, wizualne zdolności przestrzenne i wiele innych. Nie można jednak zmierzyć w ten sposób umiejętności ani zdolności przywódczych. Nace twierdzi, że nie ma na razie ani jednej osoby, ani sprawdzonego narzędzia, które mogłoby zmierzyć tak niematerialną cechę, jaką jest zdolność do skutecznego przewodzenia.

Eksperci uważają również, że wyznaczenie wieku 75 lat jako wieku, w którym testy stają się obowiązkowe, byłoby arbitralne i bezpodstawne w sensie naukowym. David Reuben, szef oddziału geriatrii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Centrum Nauk o Zdrowiu w Los Angeles, ujął to tak: – Może Haley powinna porozmawiać z moim pacjentem, który ma 95 lat i półtora roku temu opublikował książkę?

Kontrowersyjna strategia

Zdaniem znawców rzeczy ważne jest również, by pośpiesznie nie generalizować, ponieważ proces starzenia się nie wygląda tak samo u wszystkich. Wręcz przeciwnie, istnieją ogromne, indywidualne różnice w tym, jak ludzie się starzeją. Niektórzy są w pełni sprawni umysłowo w wieku 100 lat, a inni zdradzają upośledzenie funkcji poznawczych tuż po pięćdziesiątce.

Jest jeszcze inny problem z pomysłem Haley. Sugestię republikańskiej kandydatki do Białego Domu można łatwo odwrócić, otwierając drzwi do kwestionowania sprawności umysłowej młodszych polityków. Czy powinno się np. wprowadzić obowiązkowe testy dla prawodawców, które sprawdzają skłonności do alkoholizmu, uzależnienia od hazardu i/lub seksu? Jeśli się raz pójdzie tą drogą, nagle może się okazać, że ludzie nie nadają się do sprawowania jakiegoś urzędu z powodu jakichś osobistych problemów. Innymi słowy, dlaczego ograniczać się tylko do wieku? I czy trzeba zacząć testować również sędziów Sądu Najwyższego, burmistrzów, gubernatorów, itd.?

Haley nie jest bynajmniej pierwszym politykiem, który opowiada się za teorią zwaną czasami w Stanach Zjednoczonych ageismem. W 2020 roku Donald Trump nadawał reklamy telewizyjne, w których twierdził, że Joe Bidenowi brakuje wytrzymałości i hartu psychicznego, by przewodzić krajowi. Trump argumentował, że Biden jest po prostu za stary. Zresztą demokraci również wskazywali na pewien dyskomfort związany z wiekiem Bidena i do dziś nawet niektórzy zwolennicy obecnego prezydenta sugerują, iż powinien on raz jeszcze poważnie zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście będzie się ubiegał o reelekcję. Jeśli Joe Biden zostanie ponownie wybrany na prezydenta, pod koniec swojej drugiej kadencji będzie miał 86 lat.

Jednak w pewnym niepokojącym sensie ageism stanowi przejaw swoistego rodzaju dyskryminacji. Termin ten został wymyślony w 1969 roku przez Roberta Neila Butlera w celu opisania dyskryminacji seniorów w życiu publicznym, niekoniecznie politycznym. Dziś jednak tego rodzaju dyskryminacja jest najczęściej stosowana wobec ludzi, którzy zajmują wysokie rangą stanowiska albo do takich stanowisk pretendują.

Obecne obawy o wiek niektórych polityków, na czele z Joe Bidenem, są do pewnego stopnia konsekwencją faktu, że po dwóch kadencjach prezydenta Ronalda Reagana, zakończonych w 1989 roku, pojawiły się doniesienia, iż na zdiagnozowaną później chorobę Alzheimera cierpiał on znacznie wcześniej, zanim wyprowadził się z Białego Domu. Dziś jednak wiadomo, że pierwsze objawy tej choroby u Reagana pojawiły się dopiero na początku lat 90. Na chorobę Alzheimera nadal nie ma żadnego leku prowadzącego do wyzdrowienia, jednak współczesna medycyna jest w stanie znacznie lepiej przewidywać to, u kogo schorzenie to może wystąpić i jaki będzie miało przebieg. Istnieją też leki dość skutecznie spowalniające rozwój choroby.

Jedno nie ulega wątpliwości – Nikki Haley wykorzystuje wiek jako strategię polityczną, ponieważ jej dwaj najwięksi przeciwnicy w wyścigu o prezydenturę są dość starzy. Gdyby jej rywale mieli np. po około 50 lat, czyli tyle co ona, Haley być może nigdy nie zdradziłaby się ze swoim kontrowersyjnym pomysłem. Jeśli chodzi o amerykańskich wyborców, ich opinie na ten temat są mocno podzielone. Jednak ludzie zajmujący się badaniem opinii publicznej w większości twierdzą, że wiek poszczególnych kandydatów w wyborach w 2024 roku będzie miał tylko poślednie znaczenie.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama