Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 02:25
Reklama KD Market
Reklama

Miasto faraona

Miasto faraona
(fot. Pixabay)

Nikt na serio nie mógłby przypuszczać, że stosunkowo odizolowane miejsce wzdłuż wybrzeża środkowej Kalifornii może przypominać starożytny Egipt. Zwłaszcza że jest tu często zimno i mgliście. Patrząc na spokojne miasteczko Guadalupe, trudno jest sobie wyobrazić, że przez kilka krótkich tygodni w 1923 roku było to miejsce pełne hollywoodzkich reżyserów, aktorów i producentów. A jednak tak właśnie było...

„Egipt” w Kalifornii

Guadalupe to nie egipska Giza w upalny, słoneczny dzień, z karawanami wielbłądów przemierzających pustynny bezkres. A jednak słynny wtedy reżyser Cecil B. DeMille wykorzystał ten właśnie obszar, oficjalnie znany jako wydmy Guadalupe-Nipomo, jako miejsce kręcenia swojego niemego filmu z 1923 roku pt. Ten Commandments. Filmowiec, który był znany ze swoich dość rozbuchanych produkcji, pierwotnie planował sfilmować biblijną opowieść w Egipcie. Ale kiedy szefowie studia zrezygnowali z tego kosztownego pomysłu, DeMille postanowił odtworzyć Egipt na tym małym skrawku wybrzeża. Będąca wówczas własnością firmy Union Sugar ziemia została wydzierżawiona za 10 dolarów dziennie z zastrzeżeniem, że po zakończeniu produkcji wydmy będą wyglądały dokładnie tak jak przedtem.

Po ustaleniu lokalizacji swojego filmowego planu DeMille zaczął budować scenografię – uważaną za niezwykłą, jak na tamte czasy – wykorzystując talenty Francuza Paula Iribe, ilustratora i projektanta znanego jako mistrza stylu art déco. Główną scenografią Iribe była ogromna egipska świątynia. Konstrukcja, mająca około 120 stóp wysokości i 720 stóp szerokości, była otoczona 21 gipsowymi sfinksami, z których każdy ważył po kilkaset funtów. W tamtym czasie „Miasto Faraona”, jak nazywano ten obiekt, było największym planem filmowym, jaki kiedykolwiek zbudowano.

Prócz filmowego planu DeMille stworzył także „Camp DeMille”, czyli miasto namiotowe dla obsady i ekipy. Ponieważ filmowanie odbywało się w okresie prohibicji, niektórzy z trzech i pół tysiąca aktorów, statystów oraz członków ekipy od czasu do czasu „pożyczali” niektóre z dwustu wielbłądów obsadzonych na planie filmowym, by wyskoczyć na przejażdżkę do miasta, gdzie odwiedzali nielegalne lokalne knajpki. Ponadto ekipa posiadała spore ilości „syropu na kaszel” o zawartości alkoholu rzędu 20 procent.

Kiedy kręcenie zdjęć się skończyło, DeMille stanął przed problemem – jak dotrzymać obietnicy niepozostawiania śladów, złożonej szefom Union Sugar. Chociaż niektóre elementy scenografii i rekwizyty zostały skradzione przez miejscowych, by wykorzystać je jako ozdoby do trawników, świątynia i wiele sfinksów nadal pozostało, wraz z innymi rekwizytami. Legenda głosi, że reżyser postanowił po prostu zakopać wszystko w piasku. W ten sposób pozostałości po jednej z najbardziej epickich produkcji ery kina niemego leżały zakopane wzdłuż wybrzeża środkowej Kalifornii. Aż do czasu, gdy niewielka grupa ciekawskich poszukiwaczy przygód zdecydowała się na rozpoczęcie wykopalisk.

Pod piaskami Guadalupe

We wrześniu 1982 roku Peter Brosnan, amerykański pisarz i filmowiec, którego twórczość w obu dyscyplinach została zniszczona w trakcie pożaru domu, przeniósł się do domu przyjaciela, kolegi filmowca i miłośnika DeMille’a, Bruce’a Cardozo. Pewnego wieczoru przy drinku Cardozo podzielił się z Brosnanem krótkim fragmentem autobiografii DeMille’a z 1959 roku, w której reżyser tajemniczo potwierdził zakopanie „Egiptu”. DeMille napisał: „Jeśli za tysiąc lat archeolodzy będą kopać pod piaskami Guadalupe, mam nadzieję, że nie rzucą się do druku z niesamowitą wiadomością, że cywilizacja egipska istniała w Ameryce. Sfinksy, które znajdą, zostały tam zakopane, kiedy skończyliśmy film”.

W ten sposób Brosnan, bez wcześniejszego doświadczenia archeologicznego, został zainspirowany do rozpoczęcia trwającej przez lata misji mającej na celu wykopanie sztucznego miasta. Już po kilku latach znalazł swój pierwszy skarb: fragment posągu konia z budowli świątyni. O tym pierwszym odkryciu Brosnan powiedział: – To było magiczne! To było ekscytujące! Odkrycie Troi nie było zapewne tak niezwykłe.

Zdając sobie sprawę, jak wspaniałym mogłoby to wszystko być znaleziskiem, Brosnan zaczął przeprowadzać wywiady z dawną ekipą filmowców i aktorami. Wkrótce potem dołączył do niego zespół ochotników, którzy chcieli pomóc w wykopaliskach. Chcąc przeprowadzić bardziej formalne poszukiwania, wystąpił o pozwolenie do miasta Santa Barbara. To, co nastąpiło później, to trzydziestoletnia historia triumfów i rozczarowań. Wystarczy jednak powiedzieć, że zespół ostatecznie uzyskał pozwolenie na kopanie.

W 1990 roku Brosnan, tym razem wraz z zespołem kierowanym przez archeologa dr. Johna Parkera, odzyskał fragmenty hieroglifów i płaskorzeźb z fasady świątyni oraz fragmenty kostiumów. Zaczął konstruować wstępną wersję swojego filmu dokumentalnego, ale potencjalni dystrybutorzy powiedzieli mu, że by go sprzedać, będzie potrzebował prawdziwego, hollywoodzkiego happy endu. W związku z tym Brosnan nawiązał współpracę z firmą archeologiczną Applied EarthWorks, a 10 lat później ekipa odkryła istotne fragmenty jednej z głów sfinksa. Konserwator dzieł sztuki Amy Higgins pomogła odnowić i zrekonstruować twarz posągu, a dziś zwiedzający tzw. Dunes Centre mogą osobiście zobaczyć to niezwykłe odkrycie.

Kiedy Brosnan zakończył pracę nad swoim dokumentem, w 2017 roku zespół archeologów, konserwatorów dzieł sztuki i pracowników Dunes Centre ponownie wyruszył na poszukiwanie fragmentów scenografii filmowej sprzed 100 lat. Wśród ich znalezisk była kolejna głowa sfinksa, obecnie eksponowana w muzeum. Teraz są to jednak prace, które będą musiały poczekać na profesjonalistów, ponieważ amatorzy nie mogą już kopać w tej okolicy, na mocy decyzji lokalnych władz. To, co pozostało z „zaginionego miasta” DeMille’a, pozostaje nadal pod piaskiem i czeka na odkrycie.

Nikt nie ma złudzeń co do tego, jakoby fragmenty scenografii sprzed stulecia były rzeczywiście obiektami, którymi powinni interesować się archeolodzy. Natomiast jest to z pewnością temat, który intryguje historyków Hollywoodu.

Krzysztof M. Kucharski


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama