Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 02:25
Reklama KD Market
Reklama

A jednak geniusz!

A jednak geniusz!
(fot. Pixabay)

Jego opery należą do najczęściej wystawianych w historii muzyki. Wykonania Traviaty, Rigoletta czy Aidy można obejrzeć średnio trzysta razy w ciągu roku! Wkrótce świętować będziemy 210. rocznicę urodzin Giuseppe Verdiego. To dobra okazja, by bliżej przejrzeć się twórczości genialnego włoskiego kompozytora...

Złote dziecko

Verdi znalazł uniwersalną receptę na dzieła, które zachwycają nie tylko koneserów sztuki, ale przede wszystkim zwykłych ludzi. Anegdota mówi, że kiedy kompozytor kończył Trubadura, zagrał na fortepianie fragment utworu znajomemu krytykowi. Ten jednak uznał, że nowe dzieło artysty to „okropny bełkot”. Na co Verdi miał mu odpowiedzieć: – Piszę opery dla zwykłych ludzi, a nie dla muzycznych purystów – takich jak pan. Jeśli panu się nie podoba, to znaczy, że cały świat będzie zachwycony. I miał rację.

Przyszły kompozytor urodził się 10 października 1813 roku w niewielkiej miejscowości Le Roncole niedaleko Parmy (na północy Włoch). Jego ojciec, Carlo Giuseppe Verdi, był karczmarzem, a matka Luigia pracowała jako krawcowa. Rodzina Verdich żyła skromnie, ale uczciwie. Ich dom przepełniony był miłością, a członkowie rodziny nawzajem się wspierali. Kiedy chłopiec miał osiem lat, zaczął wykazywać niezwykłe zainteresowanie muzyką. Ojciec kupił mu szpinet, odmianę klawesynu. Widząc, że syn praktycznie nie odchodzi od instrumentu, posłał go do szkoły muzycznej w pobliskim Busseto. Tam zdolności chłopca odkrył dyrektor filharmonii, Antonio Barezzi. Został on opiekunem i mecenasem młodego Verdiego, a z czasem również jego teściem.

Jako dwunastolatek Giuseppe praktycznie zamieszkał u Barezzich. Antonio dbał o jego edukację i opiekował się nim jak własnym dzieckiem. Kiedy lokalne szkoły już nie wystarczały, w wieku 18 lat Verdi przeprowadził się do Mediolanu. Chciał się uczyć w tamtejszym konserwatorium. Niestety, nie został przyjęty. Uznano, że jest za stary (!). Ponadto z punktu widzenia tamtejszych wykładowców technika gry na pianinie stosowana przez Verdiego była… dziwaczna. Co ciekawe, dziś patronem tej instytucja jest nikt inny jak twórca Aidy.

Barezzi kolejny raz pomógł wtedy Verdiemu. Finansował jego prywatne lekcje kompozycji u muzyków w La Scali, dawał bilety na przedstawienia w mediolańskim teatrze.

Kumulacja nieszczęść

W 1936 roku Verdi poślubił córkę Barezziego, Margheritę. Wkrótce przyszły na świat ich dzieci: córka Virginia i syn Icilio (niestety, oboje zmarli rok po swoich narodzinach). Verdi został nauczycielem i dyrygentem mediolańskiej opery. Zaczął spełniać marzenia o własnej kompozycji. W 1839 roku odbyła się premiera jego pierwszej opery, Oberto. Była całkiem udana, więc kompozytor zaczął pracę nad kolejnym dziełem, operą Dzień królowania.

Wtedy spadły na niego dwie tragedie – wskutek powikłań po przebytym zapaleniu opon mózgowych zmarła jego żona, a kolejna opera okazała się klapą. Verdi przeżył załamanie nerwowe i wycofał się z życia zawodowego. Poprzysiągł sobie, że nigdy nie wróci do komponowania. Na szczęście kilka lat później dał się namówić dyrektorowi La Scali, Bartolomeo Morelliemu, który podrzucił mu libretto Nabucco.

Viva Verdi!

Premiera tej opery w mediolańskiej La Scali w 1842 roku okazała się ogromnym sukcesem. Przyznał to nawet ówczesny mistrz włoskiej opery, Gaetano Donizetti, stwierdzając: – A jednak geniusz!

Ludzie tłumnie okupowali teatr. Słynny utwór „Va, pensiero” stał się przebojem i uczynił z Verdiego gwiazdę. Ludzie zaczęli uważać dzieło za pieśń ruchu oporu i nieoficjalny hymn Włoch. W 1843 roku odbyła się premiera kolejnej opery mistrza, Lombardczycy, a w 1845 roku – Joanny d’Arc. Te trzy opery odczytywane były jako kompozycje nawołujące do ruchu wyzwoleńczego Włoch spod panowania Habsburgów.

Nazwisko Verdiego stało się też samo w sobie aluzją polityczną. Okrzyk viva Verdi! („niech żyje Verdi!”) oznaczał coś więcej niż podziw dla kompozytora. Zaszyfrowane w nim było bowiem hasło viva V(ittoro) E(manuelo) R(e) D’I(talia) („niech żyje Wiktor Emanuel (II) król Włoch”), który miał zostać pierwszym władcą zjednoczonego kraju. Sam kompozytor też angażował się w działalność polityczną. W 1859 roku uzyskał mandat posła parlamentu Parmy i Modemy, a dwa lata później – pierwszego parlamentu włoskiego. Wkrótce powrócił jednak do muzyki.

Trudny charakter

W 1846 roku Verdi związał się ze śpiewaczką operową Giuseppiną Strepponi. Żyli w konkubinacie przez 12 lat. Pobrali się dopiero w 1859 roku. Istnieje kilka teorii mówiących o tym, dlaczego Verdi od razu nie wziął jej za żonę. Po pierwsze, spowodowałoby to, że kompozytor byłby odpowiedzialny finansowo za dwójkę jej nieślubnych dzieci. Poza tym Verdi zdążył już polubić swoją wolność. Jako żona Giuseppina mogłaby z nim swobodnie podróżować, a jako kochanka musiała zostać w domu.

Ale serce nie sługa. Ponadto Verdi zdawał sobie sprawę, że konkubinat nie zawsze był dobrze widziany w jego środowisku, a był przecież osobą publiczną. Ostatecznie wzięli ślub podczas tajnej ceremonii w wiejskim kościele w Collonges w Sabaudii, która była wówczas częścią nieoficjalnego królestwa Włoch.

Kompozytor zwracał się do żony pieszczotliwym zdrobnieniem Peppina. Para nie miała wspólnych dzieci. Wychowywali dwoje dzieci Giuseppiny, a w 1866 roku adoptowali krewną Verdiego, Filomenę. Ich życie rodzinne ożywiała też obecność kilku zwierząt, w tym cocker spaniela Lulù. Kiedy Lulù umarł, para zbudowała mu grób na cmentarzu Santa Agata z epitafium „Pamięci prawdziwego przyjaciela”.

Tworzyli udany związek. Druga żona kompozytora okazała się prawdziwą dyplomatką, która często łagodziła skutki wybuchowego charakteru męża. Do legendy przeszedł też konflikt między Verdim a jego rówieśnikiem Richardem Wagnerem. Mimo że panowie nigdy się nie spotkali, bardzo ze sobą rywalizowali i nie darzyli się szacunkiem. Verdi powiedział o twórcy Lohengrina, że „niepotrzebnie stara się wzbijać do lotu tam, gdzie rozsądny człowiek by po prostu poszedł z powodzeniem pieszo”.

Zakazane Requiem

W swojej karierze kompozytora Verdi utworzył autorski styl, łączący wpływy włoskie z ludową melodyjnością oraz monumentalnością opery francuskiej. Był niezwykle pracowitym i płodnym artystą. Do 1849 roku skomponował 14 oper, w tym m.in. Attylę, Makbeta i Jerusalem. Verdi sam przyznawał, że były to „lata na galerach” (nawiązanie do niewolnictwa).

Międzynarodową sławę przyniosły mu jednak dopiero: Rigoletto, Traviata, Trubadur, Bal maskowy i Moc przeznaczenia. Wtedy też zmienił się charakter opery jako gatunku muzycznego. Na znaczeniu zyskała orkiestra a popisowe arie zostały wyparte przez recytatywy. W późniejszych dziełach mistrza, jak Don Carlos czy Aida, można też dostrzec zanik ścisłych podziałów, które dotychczas wstrzymywały płynny rozwój akcji.

Wśród scenicznych dzieł Verdiego znajduje się kilka wyjątków. Stworzył zaledwie kilka kompozycji religijnych, a największą sławę zyskało jego przepiękne Requiem, napisane po śmierci przyjaciela, poety Alessandro Manzoniego. Operowy styl tego dzieła przysporzył mu jednak przeciwników w Kościele, gdzie na wiele lat zabroniono jego wykonywania. Jedyną czysto instrumentalną kompozycją Verdiego jest jego Kwartet smyczkowy e-moll. Niestety, pozostałe mistrz zniszczył.

Żegnany przez Toscaniniego

W 1897 roku w wieku 82 lat zmarła druga żona Verdiego. Ta śmierć była dla Giuseppe dramatem. Postanowił wyprowadzić się na wieś. Z czasem i jego zdrowie zaczęło szwankować. Mówi się, iż sędziwego, 87-letniego już wówczas kompozytora przybiło psychicznie zabójstwo króla Włoch, Umberta I. Pół roku później, w trakcie podróży do Mediolanu kompozytor doznał udaru, wskutek którego zmarł 27 stycznia 1901 roku. Jego śmierć zszokowała mieszkańców całego kraju i kręgi miłośników muzyki w całej Europie.

Na pogrzeb Verdiego przybyła rekordowa liczba wielbicieli kompozytora. Wzięli w niej udział członkowie włoskiej rodziny królewskiej oraz posłowie Włoch, Francji, Niemiec i Austrii. Podczas nabożeństwa Arturo Toscanini dyrygował Chórem niewolników ze słynnej opery mistrza Nabucco. Uroczystość do dziś uznawana jest za największe tego typu wydarzenie w historii Włoch. W pełni zasłużenie.

Małgorzata Matuszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama