Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 02:22
Reklama KD Market
Reklama

Gorączka złota

Gorączka złota
Dyea, początek Chilkoot Trail, marzec 1898 (fot. Wikipedia)

16 sierpnia 1896 roku Indianie Skookum Jim Mason i Charlie Tagish udali się w dół rzeki Jukon, na poszukiwanie zaginionej siostry Masona, Kate, i jej męża George’a Carmacka. W miejscu, gdzie Rabbit Creek (Króliczy Potok) wpada do rzeki Klondike, znaleźli złote samorodki, a ich odkrycie zapoczątkowało prawdziwą gorączkę złota, jedną z najbardziej szalonych w historii. Tysiące ludzi ruszyło na północ w nadziei, że uda im się zdobyć nieprzebrane bogactwa...

Mordercze szlaki

Z około 100 tysięcy poszukiwaczy złota, którzy wczesną zimą 1897 roku rozpoczęli wędrówkę do złotodajnego strumienia, tylko jedna trzecia dotarła do celu. Niewielu stać było na odbycie podróży najłatwiejszą drogą morską, najczęściej wybierano więc jedną z tras lądowych – Chilkoot Trail lub White Pass Trail. Ponieważ kanadyjska policja wymagała, aby poszukiwacze mieli ze sobą zaopatrzenie na rok, musieli zabrać ze sobą cały potrzebny sprzęt, ubrania i żywność przynajmniej na część wyprawy. Droga była długa i bardzo ciężka, nawet jeśli ktoś mógł sobie pozwolić na kupno jucznych zwierząt.

White Pass zaczynał się w miejscowości Skagway. Było to przez długi czas miejsce wyjęte spod prawa. Jefferson „Soapy” Smith, oszust z Denver, nieoficjalnie przejął władzę nad miastem. Kierował tam gangiem trzystu mężczyzn, wyłudzających pieniądze od wędrowców. Na trasie dochodziło też do rabunków i morderstw. Z pozoru łatwiejszy, liczący 900 kilometrów szlak prowadził przez bagna wystarczająco głębokie, by tonęły w nich zwierzęta i ludzie, przez ostre skały, które raniły nogi, i po stromych zboczach, gdzie ścieżka miała niecałe pół metra szerokości, a 150-metrowa przepaść czekała na nieostrożny krok wędrowca.

Chilkoot Trail zaczynał się w Dyea, w niewielkiej odległości od Skagwa. Wybierano go ze względu na mniejszą przestępczość, ale był dużo trudniejszy do pokonania. Łatwo było tam zgubić drogę wśród lodowych wież lub zginąć w lawinie. Wielu wędrowców cierpiało z powodu śnieżnej ślepoty, zmarło z wycieńczenia i chłodu. Niektórzy chorowali lub umierali po zjedzeniu mięsa padłych koni, które zostały porzucone po drodze.

Jednak pomimo tych skrajnie ciężkich warunków nieprzerwany strumień wędrowców wspinał się dzień i noc na przełęcz Chilkoot, leżącą na szczycie prawie pionowego zbocza o wysokości niemal 6 kilometrów. Cały ekwipunek musieli dźwigać na własnych plecach, przekraczając przełęcz niejednokrotnie po kilkadziesiąt razy. Niektórym przeniesienie potrzebnego zaopatrzenia zajęło nawet trzy miesiące.

Na obu trasach poważnym problemem był głód. Historia globtrotera, który pił wywar z ugotowanych butów, często opisywana przez prasę w tamtym czasie, brzmiała bardzo wiarygodnie i mogła wydarzyć się naprawdę. Ludzi pokonywało też zimno. Temperatury zimą w górach północnej Kolumbii Brytyjskiej i Jukonu spadały zwykle do około –30 stopni C. Jednak zdarzały się dni, kiedy odnotowywano nawet 10 stopni mniej. Namioty były zazwyczaj najcieplejszym schronieniem, na jakie można było liczyć.

Po przekroczeniu gór poszukiwacze złota trafili do ogromnego miasteczka namiotowego na brzegu Jeziora Bennett i spędzili tam długie tygodnie, czekając na odwilż. Wykorzystali ten czas na budowę łodzi, które wiosną miały zabrać ich w dół rzeki Jukon do pól złota, wciąż odległych o niemal tysiąc kilometrów. Pod koniec maja 1898 roku lód w końcu stopniał i flotylla nietrwałych, ręcznie wykonanych łodzi wyruszyła w dół rzeki, napotykając kolejną śmiertelnie niebezpieczną przeszkodę – Kanion Milesa.

Wściekłe prądy w kanionie roztrzaskały dziesiątki łodzi na kawałki. Ofiar było tak wiele, że kanadyjska policja zaczęła sprawdzać łodzie, zanim pozwolono wędrowcom ruszyć w drogę. Wprowadzono również wymóg zatrudniania miejscowych pilotów znających rzekę, aby uniknąć wypadków. Kilku doświadczonych żeglarzy dorobiło się pokaźnych sumek na przewożeniu ludzi przez kanion. Wśród nich był Jack London, który zgarnął podobno niebagatelną wówczas kwotę 3 tysięcy dolarów.

Królowie Klondike

Pomimo tak skrajnych warunków w szczytowym momencie gorączki złota, latem 1898 roku, w region Klondike przybyło 30 tysięcy ludzi, z czego ponad połowa zamieszkała w Dawson. Początkowo było to miasteczko namiotów, zatłoczone i brudne, ale w połowie 1899 roku, po dwóch poważnych pożarach, postanowiono je przebudować. Powstały pierwsze domy mieszkalne, które powoli wypierały naprędce sklecone tymczasowe schronienia. Postawiono hydranty przeciwpożarowe a mieszkańcy mogli cieszyć się elektrycznością.

Dawson, nazywane później „Paryżem Północy”, szybko stało się największym miastem na zachód od Winnipeg i na północ od Seattle. Nowi milionerzy szastali świeżo zdobytą fortuną. W mieście pojawiły się sklepy z luksusowymi dobrami. Dostępne było najlepsze jedzenie, trunki i ubrania. Sale taneczne i hazardowe, bary, domy publiczne i restauracje zbijały fortunę.

Szacuje się, że znalezione w Klondike złoto miało łącznie wartość ponad miliarda dolarów. Na gorączce złota bogacili się zarówno mężczyźni, jak i obrotne kobiety. Niejaka Belinda Mulroney dorobiła się majątku jako pierwsza kobieta prowadząca w Dawson hotel. Martha Black kupiła i sama prowadziła tartak. Została też drugą kobietą zasiadającą w kanadyjskim parlamencie. Wiele z pań z powodzeniem prowadziło sale taneczne i bary. Nawet ci, którzy nie pojechali do Klondike, wzbogacili się dzięki złotemu szaleństwu. Położone ponad 1500 km dalej firmy z Seattle zarobiły ponad milion dolarów sprzedając żywność i zapasy potrzebne w podróży.

Niestety, niewielu z tych, którzy późno dotarli do Klondike, znalazło tam samorodki. Kiedy tłumy rozgorączkowanych poszukiwaczy złotego kruszcu przybyły na miejsce, wszystkie strumienie były już ogrodzone i zagarnięte na własność przez królów Klondike, jak nazywano tych, którzy wzbogacili się najbardziej. Nowi przybysze znaleźli u nich zatrudnienie i chociaż płaca nie była zła – stawki wahały się od 1 do 10 dolarów za dzień – nie po to wyruszyli w podróż. Dlatego kiedy w 1899 roku gruchnęła wieść, że w Nome na Alasce również odkryto złoto, bez zastanowienia ruszyli dalej, w nadziei na zdobycie upragnionego bogactwa…

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama