Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 01:55
Reklama KD Market

Kat, który wieszał nazistów

Kat, który wieszał nazistów
Skrzynia zawierająca ekwipunek kata (fot. Wikipedia)

Albert Pierrepoint, naczelny kat Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii, przeszedł do światowej historii jako wykonawca największej liczby wyroków śmierci w XX wieku. W latach 1931-1956 powiesił 608 osób skazanych na śmierć. Był również rekordzistą, jeśli idzie o szybkość wykonywania wyroków. James Inglis, 29-letni zabójca prostytutki, został przez Pierrepointa powieszony w ciągu siedmiu sekund od momentu wyprowadzenia z celi...

Kim będę, gdy dorosnę…

Albert Pierrepoint od dziecka wiedział, kim chce zostać, gdy dorośnie. Miał 11 lat, kiedy nauczycielka zadała swoim uczniom pytanie, jaki zawód chcieliby wybrać w przyszłości. Była przerażona, czytając odpowiedź Alberta, że ten chce zostać katem. Tylko że w rodzinie Pierrepointów była to zwykła rzecz. Nauczycielka nie wiedziała, że katem był ojciec Alberta a także jego wuj. Młody Albert jeszcze nie rozumiał, że dla innych zawód kata to coś, co przeraża.

W 1931 roku, mając 27 lat, Albert napisał podanie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Wielkiej Brytanii o przyjęcie na stanowisko pomocnika kata. Po pół roku dostał odpowiedź – przyjęty. Umiejętności katowskie doskonalił u boku wuja Toma w londyńskim więzieniu Pentonville.

Musiał się nauczyć właściwie dobierać długość stryczka, tak, aby śmierć następowała jak najszybciej na skutek złamania karku. Jeśli sznur był za długi, skazanego czekało odcięcie głowy. Jeśli za krótki, skazaniec umierał powoli, dusząc się.

Wuj Alberta, Tom, pracował jako kat 37 lat. Wysłał w tym czasie na tamten świat 294 osoby. Tom od początku przestrzegał swojego bratanka, by ten nie sięgał po alkohol jako lekarstwo na obciążającą psychicznie pracę. Tak czynił ojciec Alberta, Harry. Któregoś dnia, już mając na koncie powieszenie 107 skazanych, przyszedł pijany na miejsce egzekucji. I natychmiast został pozbawiony funkcji kata. Niedługo później zmarł.

Osobiste zapiski ojca, dotyczące egzekucji, trafiły w ręce Alberta. Z czasem nauczył się ich na pamięć. Wiedza, jaką po śmierci przekazał mu ojciec, okazała się bezcenna i wyniosła Alberta na najwyższy szczebel katowskiej kariery.

Z poczuciem dumy

Po dziesięciu latach praktyki został samodzielnym egzekutorem wyroków. Jednocześnie cały czas pracował w hurtowni warzyw w Oldham jako sprzedawca. Stanowisko kata nie wiązało się z dużym wynagrodzeniem. Za każdą egzekucję otrzymywał 15 funtów (odpowiednik dzisiejszych 500 funtów). Za mało, by się z tego utrzymać.

W Oldham nikt nie wiedział, że Albert Pierrepoint jest katem. Nawet żonie dopiero pół roku po ślubie zdradził,  jakie wykonuje zajęcie. Nie wiadomo, jak na to zareagowała. W każdym razie wszystko wskazywało na to, że stanowią dobry związek.

Albert Pierrepoint, wysoki i dbający o elegancję mężczyzna, wiódł całkiem zwyczajne życie. Było ono przerywane mniej więcej raz w miesiącu. Wtedy listonosz przynosił Albertowi szarą kopertę z pismem urzędowym. Proszono go o stawienie się w wyznaczonym dniu i więzieniu w celu przeprowadzenia egzekucji.

Egzekucje przeprowadzał ubrany w dwuczęściowy garnitur, starannie uczesany. Wykonywał swoją pracę z poczuciem zawodowej dumy. Jednak jako katolik czuł się duchowo odpowiedzialny za tych, dla których ostatnią rzeczą, jaką ujrzą na tym świecie, będzie widok jego rąk naciągających im bawełniany kaptur na głowę.

Nie odczuwał przyjemności z wieszania ani nie delektował się poczuciem władzy nad skazanym. A byli i tacy kaci. Alberta nie bawił wisielczy humor. Swoim pomocnikom zabraniał jakichkolwiek żartów ze zwłok. Po egzekucji sam odcinał sznur, rozbierał zwłoki i obwiązywał je płótnem.

W opublikowanej w 1974 roku autobiografii napisał: „Skazany trafia do mnie w konsekwencji decyzji, których ja nie jestem w stanie zmienić. Człowiek ten jednak, jak mówi Kościół, zasługuje na litość. Najwyższy stopień litości, jaki mogę mu okazać, to dać mu i podtrzymać w nim poczucie godności w chwili śmierci”.

Wieszanie nazistów

W związku z trwającą II wojną światową pojawiła się potrzeba karania wszelkiej maści zdrajców, szpiegów i zbrodniarzy wojennych. Jeszcze przed inwazją aliantów w Normandii w więzieniu wojskowym w Shepton Mallet Pierrepoint wykonał 16 wyroków śmierci na amerykańskich żołnierzach. Zostali skazani za morderstwa i gwałty na ludności cywilnej. W czasie wojny powiesił także gangstera Antonio Manciniego.

Po wojnie nastał czas rozliczania się z niemieckimi nazistami. Wielu z nich usłyszało wyroki śmierci. Lecz alianci w Niemczech nie dysponowali żadnym profesjonalnym katem. Anglicy wysłali im, w tajemnicy, Alberta Pierrepointa.

Pierrepoint pierwszy raz poleciał do Niemiec, aby przygotować egzekucję 13 zbrodniarzy wojennych. Byli to oprawcy z obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen. Wśród nich także kobiety. Pierrepoint zadecydował, że kobiety zostaną powieszone jako pierwsze, pojedynczo. Po nich mężczyźni. Ci zawisną dwójkami.

Amerykanie byli zadowoleni ze sprawności angielskiego kata. Ze swoich oddziałów wybrali żołnierzy, aby Pierrepoint przyuczył ich do wykonywania wyroków śmierci przez powieszenie. Nie wszystko poszło tak, jak widziałby to Albert. Amerykanie pili za dużo alkoholu. Poza tym znajdowali upodobanie w wieszaniu niemieckich zbrodniarzy. Dowództwo armii amerykańskiej przymykało na to oko. Chyba nie mieli wyboru. Mało kto palił się, aby zostać katem.

Albert Pierrepoint wiele razy latał do Niemiec. Po procesie norymberskim został głównym katem. Dokonał ponad 200 egzekucji. Zdarzało się, że wykonywał ich po dziesięć dziennie. W rekordowym dniu powiesił 27 zbrodniarzy.

Naczelny kat królestwa

Pierrepoint cały czas wykonywał swą pracę anonimowo. Nawet oficerowie amerykańscy stacjonujący w Niemczech nie znali jego prawdziwego nazwiska. W Anglii też o katach nie rozprawiano, choć wiadomo było, iż wyroki śmierci musi ktoś wykonywać. Aż do czasu, kiedy na dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem 1945 roku władze angielskie przekazały do wiadomości publicznej nazwisko naczelnego kata Zjednoczonego Królestwa – Albert Pierrepoint. Jednocześnie poinformowano, że otrzymał on honorowy stopień podpułkownika.

Można sobie wyobrazić zdumienie mieszkańców niewielkiego miasta Oldham. Ten układny pan Albert z hurtowni warzyw jest katem! I to najważniejszym katem w Anglii. Wprawdzie wcześniej dziwiło ich, że Albert często wyjeżdża w urzędowych sprawach, ale nikt nawet nie podejrzewał, że podróżuje, by wieszać skazańców. Nabrali respektu do pana Alberta. Ale żaden ze znajomych nie odwracał się na jego widok. Przeciwnie. Okazywali mu sympatię zwłaszcza od czasu, kiedy dowiedzieli się, że powiesił wielu Niemców.

Amerykanie za katowską pracę płacili lepiej niż Anglicy. Pierrepoint wraz żoną Anne otworzyli pub w Oldham. Lecz Albert nadal pracował jako kat. Pub Pierrepointa stał się popularny nie tylko w najbliższej okolicy. Ludzie przyjeżdżali z daleka, aby na własne oczy zobaczyć najważniejszego kata w Zjednoczonym Królestwie. Albert stał się atrakcją turystyczną. To przysparzało pubowi pieniędzy. Dla stałych bywalców Albert organizował śpiewane wieczory. Pomagał mu w tym przyjaciel, James Corbitt.

Przyjaźnili się przez kilka lat. Rozdzieliło ich aresztowanie Corbitta, który uwikłał się w nieszczęśliwą miłość. Zabił konkurenta do ukochanej i został skazany na śmierć. Wyrok wykonał jego przyjaciel – Albert Pierrepoint.

Kara czy zemsta?

W kolejnych latach Albert wykonał wiele egzekucji, o których było głośno w Anglii. Tak było na przykład z Ruth Ellis. Kobieta została skazana na śmierć za zabicie swego kochanka, kierowcy rajdowego. To była zbrodnia dokonana przez upokorzoną kobietę. Wyrok, zdaniem wielu, był zbyt surowy. Petycję o jej uwolnienie podpisało ponad 50 tysięcy Brytyjczyków. Na próżno. Wyrok wykonał Pierrepoint, choć sam należał do zwolenników uwolnienia Ellis. Po latach napisał: „Uśmiechnęła się do mnie, gdy zakładałem jej pętlę”.

Ostatnią egzekucją Pierrepointa było powieszenie w 1956 roku zabójcy dwóch chłopców. Po tej egzekucji zrezygnował z zawodu kata. W autobiografii napisał: „Wszyscy ci ludzie, którzy stali przede mną w swych ostatnich chwilach, utwierdzają mnie w przekonaniu, że wykonując swoją pracę nie zapobiegłem ani jednemu morderstwu. A skoro śmierć nie jest w stanie nikogo powstrzymać, to nie należy jej stosować. Moim zdaniem kara śmierci nie służy niczemu, poza zemstą”.

Ryszard Sadaj

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama