Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 04:51
Reklama KD Market

Zabójczy szczyt

Zabójczy szczyt
Mount Everest (fot. Pixabay)

Od czasu, kiedy zaczął samodzielnie chodzić, Robert Hall uwielbiał się wspinać. Urodzony i wychowany w Nowej Zelandii, pierwsze kroki w górach stawiał w położonych na Wyspie Południowej Alpach. Miał 28 lat, kiedy w 1989 roku poznał Gary’ego Balla. Szybko się zaprzyjaźnili – połączyła ich miłość do alpinizmu, przyrody i chęć przeżycia ekstremalnej przygody...

Korona Ziemi

Zarówno Rob, jak i Gary uwielbiali wyzwania. Kilka miesięcy po pierwszym spotkaniu postanowili wspólnie zdobyć Koronę Ziemi – siedem szczytów siedmiu kontynentów w siedem miesięcy, czego nie udało się dokonać żadnemu innemu wspinaczowi przed nimi. Zaczęli w maju 1990 roku od Mount Everestu, a skończyli wyzwanie w grudniu triumfalnym zdobyciem Masywu Vinsona na Antarktydzie, zaledwie kilka godzin przed upływem terminu.

Ten wyczyn sprawił, że stali się jednymi z najbardziej znanych wspinaczy w alpinistycznym światku. W 1992 roku otworzyli firmę Adventure Consultants, stając się pionierami w organizowaniu komercyjnych wypraw w najwyższe góry świata. Ich świetną passę przerwała tragiczna śmierć Gary’ego Balla w październiku 1993 roku. Hall postanowił nie rezygnować z prowadzenia firmy. Miał reputację doświadczonego i znającego się na rzeczy przewodnika, nie narzekał więc na brak pracy.

Atak na szczyt

W kwietniu 1996 roku Adventure Consultants zabrało na Mount Everest kolejną grupę żądnych wrażeń wspinaczy. Poza Robem było jeszcze dwóch przewodników – Mike Groom i Andy Harris. Każdy z ich ośmiu gości miał już doświadczenie we wspinaniu się w wysokich górach – Frank Fischbeck dwa lata wcześniej zdobył szczyt południowy Everestu, Stuart Hutchison miał za sobą próbę wejścia na K2 i Broad Peak, Lou Kasischke zdobył sześć z siedmiu szczytów Korony Ziemi. Beck Weathers i John Taske wprawdzie nie byli jeszcze na wysokości powyżej 8 tysięcy metrów, ale wspinali się od lat. Podobnie jak Jon Krakauer, reporter magazynu Outside.

Hall zawarł umowę z jego redakcją, że zabierze Krakauera w zamian za przestrzeń reklamową i artykuł o rosnącej popularności komercyjnych wypraw na Mt. Everest. W grupie znalazła się również Yasuko Namba. Po wejściu na szczyt Mt. Everestu Namba stałaby się drugą w Japonii kobietą, która zdobyła Koronę Ziemi. Był także Doug Hansen, który rok wcześniej próbował zdobyć Mt. Everest wraz z Hallem, ale musiał zawrócić 300 metrów przed szczytem. Hall obiecał mu, że zrobi wszystko, aby tym razem mu się udało.

Krótko po północy 10 maja ekspedycje Adventure Consultants i Scott Fischer’s Mountain Madness, a także grupy z Tajwanu i Indii rozpoczęły atak szczytowy z obozu IV, położonego na Grani Południowej. W drodze na górę panował tłok. Wspinacze zdecydowanie zbyt wolno posuwali się do przodu. Około 12.00 w południe dotarli do znajdującego się przed szczytem Uskoku Hillary’ego – dwunastometrowej ściany, której pokonanie bez wcześniej założonych lin było praktycznie niewykonalne. Szerpowie mieli zająć się olinowaniem dzień wcześniej, ale nikt tego nie dopilnował.

Kiedy więc okazało się, że tzw. poręczówek nie ma, szanse na zdobycie góry i bezpieczny powrót do bazy znacznie zmalały. Jednak Rob Hall i Scott Fisher nie zamierzali się wycofywać. Obaj mieli w swoich grupach dziennikarzy, których za wszelką cenę chcieli doprowadzić na szczyt. Dlatego założono poręczówki i pomimo niemal dwugodzinnego opóźnienia kontynuowano wspinaczkę. U stóp ściany został tylko Beck Weathers, który zmagał się ze śnieżną ślepotą. Miał czekać tam na Halla i razem z nim wrócić na dół. Reszta, ufając zdolnościom, doświadczeniu i ocenie sytuacji przewodników, ruszyła dalej.

Jako pierwsi szli dziennikarze z obu grup pod opieką Szerpów, dopiero potem powoli wspinali się pozostali uczestnicy wyprawy. Do 2.00 po południu wszyscy powinni znaleźć się na szczycie, aby przed zmrokiem dotrzeć do namiotów. Jednak z całej wyprawy Halla tylko Krakauerowi się to udało. Dopiero niemal godzinę później, około 3.00 po południu na wierzchołek Mt. Everestu dotarła cała reszta, poza Dougiem Hansenem. Członkowie wyprawy Scotta Fishera z Mountain Madness, goście z Tajwanu i Indii dotarli mniej więcej w tym samym czasie.

Fisher, który był na wierzchołku jako jeden z pierwszych, przez blisko dwie godziny pomagał innym. Jeszcze przed 4.00 po południu zaczął schodzić. Kilka metrów poniżej spotkał Douga Hansena i Roba Halla, którzy pomimo późnej pory zamierzali wejść na sam szczyt. O 3.45 po południu Hall zadzwonił do obozu bazowego, że im się udało i zaczynają schodzić.

Walka o życie

W tym czasie do bazy dotarły niepokojące wieści. Burza śnieżna, której spodziewano się na Mt. Evereście dopiero następnego dnia, znacznie przyspieszyła. Zerwał się porywisty wiatr. Hall i Hansen nie byli w stanie iść dalej. Dougowi skończył się tlen, był przemarznięty. Rob zdając sobie sprawę, że nie uda mu się samodzielnie sprowadzić go na dół, wezwał pomoc. Blisko wierzchołka utknął też Scott Fisher razem z jednym z tajwańskich turystów.

Godzinę później nadeszła śnieżyca, z wiatrem o prędkości prawie 200 km na godzinę. Widoczność spadła niemal do zera. Pomimo tego jeden z przewodników, Andy Harris, postanowił zabrać dodatkowy tlen oraz wodę i ruszyć na ratunek. Udało mu się dotrzeć do Halla i Hansena, ale był wyczerpany. Miał, podobnie jak Hansen, objawy hipotermii. Zostali we trzech na skale tuż pod południowym szczytem. Daleko w dole reszta turystów i przewodników walczyła o życie.

Ośmiu wspinaczy z obu grup i przewodnik Mountain Madness, Neal Beidleman, ciągle znajdowało się na południowej grani. W szalejącej śnieżycy Beidleman dosłownie ciągnął ludzi w dół. Kiedy blisko północy zamieć osłabła, okazało się, że są około 200 metrów od obozu. Czterech najsilniejszych alpinistów ruszyło po pomoc. Pomimo skrajnego wyczerpania Anatolij Boukreev, przewodnik Mountain Madness postanowił ratować resztę. Udało mu się zabrać do bazy trzy osoby. Dwoje – Yasuko Nambę i Becka Weathersa pozostawiono w śniegu. Byli w śpiączce z powodu hipotermii i uznano, że nie mają szans na przeżycie.

Yasuko rzeczywiście nie przeżyła, jednak Weathers oprzytomniał kilka godzin później. „Obudziłem się na śniegu, otworzyłem oczy i zobaczyłem moją prawą rękę, gołą i zupełnie zamarzniętą – wspomina Beck. – Wyglądała jak marmurowa rzeźba. Uderzyłem nią o lód i zdałem sobie sprawę, że duża część tkanki była martwa (...) Miałem świadomość, że gdyby ktoś miał przyjść mi na ratunek, to już by tam był. Zrozumiałem, że jeśli nie wstanę, zostanę tam na zawsze”.

Kiedy nastał świt, zdumieni wspinacze zobaczyli czołgającego się przez śnieg Weathersa. Po ewakuacji, już w szpitalu, amputowano mu prawą rękę między nadgarstkiem a łokciem. Stracił też wszystkie palce w lewej ręce, konieczna była również amputacja części obu stóp i nosa.

„Śpij dobrze, kochanie”

O 5.00 rano obóz bazowy otrzymał pierwszą wiadomość od Roba Halla. Andy Harris dotarł do niego, ale zarówno on, jak i Hansen zmarli ostatecznie w wyniku hipotermii. Hall miał tlen, ale regulator jego maski był zamarznięty i nie mógł zapewnić cyrkulacji powietrza. Do godziny 9.00 rano udało mu się go naprawić, ale nie był w stanie zejść z góry ze względu na poważne odmrożenia.

Przyjaciele pozostali w bazie prosili, aby ruszył w dół, Rob jednak był zbyt słaby. Poprosił o połączenie przez telefon satelitarny z żoną. – Śpij dobrze, moje kochanie – powiedział do niej. – Proszę, nie martw się zbytnio. Kilka godzin później już nie żył. Jego ciało pozostaje na górze do dziś. Poza nim w tragedii na Mt. Evereście zginęło jeszcze jedenastu ludzi. Był to jeden z najbardziej tragicznych sezonów w historii komercyjnych wypraw w Himalaje.

Maggie Sawicka

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama