Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 04:24
Reklama KD Market
Reklama

Epidemia tajności

Epidemia tajności
(fot. Pixabay)

Najpierw przyłapano Donalda Trumpa na magazynowaniu w domu tajnych dokumentów państwowych. Politycy demokratyczni byli oburzeni. Potem okazało się, że dokumenty takie posiada również prezydent Joe Biden i republikanie byli oburzeni. Kiedy zaś były wiceprezydent Mike Pence został oskarżony o to samo, stało się jasne, że mamy do czynienia z szerszym problemem...

Nieostrożność czy zła wola?

Jak twierdzą liczni znawcy rzeczy, Ameryka przeżywa kryzys związany z nadgorliwym utajnianiem tysięcy dokumentów, które klasyfikacji takiej w ogóle nie wymagają. Od czasu ataków terrorystycznych z 11 września 2001 roku Waszyngton określa definicją „ściśle tajne” również takie dane, które na tajność absolutnie nie zasługują. W związku z tym bardzo łatwo jest natrafić na teczki z materiałami top secret i równie łatwo jest je przypadkowo wymieszać z teczkami nie zawierającymi sekretów państwowych.

Wśród ludzi wzywających do zreformowania obecnie obowiązującego systemu jest Jameel Jaffer, szef instytutu Knight First Amendment na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Wcześniej w Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich (ACLU) toczył on batalie sądowe w przełomowych sprawach dotyczących bezpieczeństwa narodowego i praw jednostki po 11 września.

Jaffer nie usprawiedliwia Donalda Trumpa, który zgromadził aż około 300 dokumentów z tajnymi oznaczeniami w swojej posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie. Ponadto były prezydent opierał się staraniom Departamentu Sprawiedliwości o ich odzyskanie. Jaffer uważa sprawy Joe Bidena i Mike’a Pence’a za odmienne, ponieważ, o ile wiadomo, dwaj ostatni nieumyślnie pozostawili materiały niejawne w swoich domach w Delaware i Indianie oraz dobrowolnie przekazali je władzom.

Jaffer spodziewał się jednak, że były prezydent i byli wiceprezydenci wykażą się większą ostrożnością, gdy w grę wchodzą poufne dokumenty. Mimo to Jaffer zwraca uwagę na problem fundamentalny – rząd utajnia około 50 milionów dokumentów rocznie, co kosztuje podatników ogromne sumy, natomiast proces odtajniania danych przebiega w znacznie wolniejszym tempie. Często zabiegi o upublicznienie czegoś trwają całymi latami i wymagają wielu sądowych potyczek. Liczne dokumenty związane z zamachem na prezydenta Johna F. Kennedy’ego nadal pozostają tajne, mimo że wydarzenie to miało miejsce 60 lat temu.

Zdaniem Jaffera największym skandalem nie jest żaden konkretny epizod związany z niewłaściwym obchodzeniem się z informacjami niejawnymi, ale raczej sam system klasyfikacji dokumentów, który jest wadliwy i szkodzi bezpieczeństwu narodowemu i demokracji. Ujmuje to tak: „Jest zbyt wiele informacji, które są tajne. Zbyt wielu ludzi ma dostęp do tajnych danych. Wiele informacji jest utajnionych z niewłaściwych powodów, ponieważ ich ujawnienie wprawiłoby kogoś w zakłopotanie, byłoby niewygodne lub naraziłoby urzędników państwowych na kontrolę, której woleliby nie mieć”.

Biurokracja a bezpieczeństwo

Przed kilkunastoma dniami Archiwum Narodowe wystosowało pismo do prawników wszystkich żyjących byłych prezydentów i wiceprezydentów z prośbą o sprawdzenie dokumentów osobistych na wypadek, gdyby nadal znajdowały się wśród nich informacje tajne. Byli urzędnicy ze wszystkich szczebli władzy odkrywają, że są w posiadaniu materiałów niejawnych i przekazują je władzom co najmniej kilka razy w roku. Po co cała ta tajemnica?

Klasyfikacja top secret może być przydatna dla urzędnika państwowego, który chce ukryć niekompetencję, zachować biurokratyczny monopol na dostęp do określonego zestawu informacji lub utrzymać konkurencyjną agencję rządową w niewiedzy. Ważne jest też to, że nie ma kary za utrzymywanie w tajemnicy informacji – nawet błahych lub nieprzydatnych – ani mechanizmu odtajniania dokumentów w interesie publicznym.

Wszystko to nie przynosi zbyt dobrych efektów. Biurokracja zajmująca się bezpieczeństwem narodowym cierpi z powodu przeciążenia tajnymi dokumentami. Oznacza to, że trudniej jest śledzić i chronić tajemnice, które naprawdę muszą być utrzymywane w sekrecie. Istnieją też rzekomo podwójne standardy dotyczące tego, w jaki sposób urzędnicy są traktowani w przypadku niewłaściwego obchodzenia się z materiałami niejawnymi. Wyżsi rangą pracownicy mogą liczyć zwykle na pobłażliwość, podczas gdy ludzie z niższych szczebli administracji bywają surowo karani, w tym również wyrokami więzienia.

Przesadne utajnianie dokumentów odbija się również na demokracji. Wiele informacji, których potrzebują dziennikarze czy naukowcy, znajduje się poza domeną publiczną. W konsekwencji debata na ważne tematy, takie jak polityka zagraniczna, wojna i polityka antyterrorystyczna, jest zubożona lub, co gorsza, zniekształcona przez zbędne tajemnice. Jaffer przekonał się o tym sam, pracując w ACLU.

Dołączył do tej agencji jako wolontariusz, by bronić ludzi zatrzymanych podczas nalotów na społeczności imigrantów wokół Nowego Jorku w tygodniach po 11 września. Przez następne 14 lat zajmował się sprawami dotyczącymi podejrzanych aspektów działania CIA, przesłuchań i tortur więźniów, bezterminowych aresztowań i podsłuchów zakładanych bez nakazu sądowego.

Dzień 11 września 2001 roku stał się punktem zwrotnym. Przed tą datą utajniano niemal wyłącznie dokumenty dotyczące prowadzenia wojen, budowy nowych rodzajów broni, szpiegostwa i światowych zagrożeń. Po atakach terrorystycznych nagle zatarła się różnica między utrzymywaniem w tajemnicy specyfikacji konkretnej broni a utrzymywaniem w tajemnicy faktu, że ktoś torturuje więźniów w nielegalnej placówce CIA poza granicami Stanów Zjednoczonych. Jest to zjawisko niebezpieczne, z którym mamy do czynienia do dziś.

Prezydenci Bill Clinton i Barack Obama starali się zachęcać do odtajnienia wielu dokumentów, ale odnieśli tylko połowiczny sukces. Zdaniem wielu ekspertów najlepiej by było, gdyby jakaś instytucja poza władzą wykonawczą miała uprawnienia do upubliczniania informacji dotyczących bezpieczeństwa narodowego. Jednak tego rodzaju reformy byłyby zapewne mocno kontrowersyjne i nie miałyby szans na zatwierdzenie. A zatem na razie nawet posiadanie fragmentu odręcznie zrobionych notatek, sporządzonych w czasie tajnej narady rządowej, może narazić posiadacza takiego materiału na bardzo poważne konsekwencje prawne.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama