Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 04:55
Reklama KD Market

Mistyfikacja nie z tej ziemi

Mistyfikacja nie z tej ziemi
(fot. Pixabay)

W ramach programu Apollo agencja kosmiczna NASA wysłała szereg misji załogowych na Księżyc. Na powierzchni satelity Ziemi stanęło w sumie dwunastu amerykańskich astronautów. Jednak do dziś istnieją ludzie, którzy twierdzą, że wszystko to zostało zainscenizowane i tak naprawdę żadne loty na Księżyc się nie odbyły. Szacuje się, że w tę teorię spiskową w Stanach Zjednoczonych wierzy 10 procent populacji, a w Rosji aż 28 procent...

Odyseja kosmiczna

Dzieje się tak mimo faktu, iż istnieją niepodważalne – jakby się mogło wydawać – dowody na to, że żadnego spisku księżycowego nie było. Ponadto przeprowadzenie takiego spisku wymagałoby udziału oraz dochowania absolutnej tajemnicy ze strony milionów ludzi, co jest w zasadzie niemożliwe. Wśród natłoku przeróżnych rzekomych „dowodów” na to, że Neil Armstrong i spółka w rzeczywistości nigdy nie polecieli na Księżyc, a jedynie uczestniczyli w hollywoodzkiej inscenizacji filmowej, pojawił się nawet wątek z udziałem słynnego reżysera Stanleya Kubricka. Choć sam filmowiec nigdy o tym nie wiedział.

Kubrick bywa oskarżany o to, że zainscenizował na planie zdjęciowym i wyprodukował większość materiału filmowego z domniemanych lotów statków Apollo 11 i 12. Wyznawcy tej teorii spiskowej wybrali właśnie jego prawdopodobnie dlatego, że Kubrick wyreżyserował głośny film 2001: A Space Odyssey, którego akcja toczy się częściowo na Księżycu i w którym wykorzystano zaawansowane efekty specjalne. Teoria spiskowa głosi, że na początku 1968 roku, kiedy Odyseja kosmiczna była w końcowej fazie produkcji, NASA potajemnie zwróciła się do Kubricka, żeby wyreżyserował rzekome pierwsze trzy lądowania Apollo na Księżycu. Start i wodowanie byłyby prawdziwe, ale statek kosmiczny pozostałby na orbicie okołoziemskiej, a fałszywy materiał filmowy byłby transmitowany rzekomo „na żywo z Księżyca”.

Nigdy nie przedstawiono żadnych dowodów na poparcie tej dziwacznej teorii. Jej krytycy zwracają natomiast uwagę na szereg faktów, które pozostają w oczywistej sprzeczności z wersją spiskową. Choćby taki, że film Odyseja kosmiczna zadebiutował w kinach jeszcze przed pierwszym lądowaniem Apollo na Księżycu. Ponadto przedstawienie powierzchni Księżyca w Odysei kosmicznej znacznie różni się od zapisu fotograficznego i filmowego przekazanego przez załogi Apollo.

Faktem jest, że Kubrick zatrudnił Fredericka Ordwaya i Harry’ego Lange z agencji NASA w roli konsultantów do swojego filmu Odyseja kosmiczna. Stosował również niektóre obiektywy 50-milimetrowe, jakie pozostały z partii wykonanej przez firmę Zeiss dla agencji astronautycznej. Jednak fakty te w żaden sposób nie dowodzą, iż reżyser sfabrykował materiał o lądowaniu na Księżycu.

Nieco później we Francji powstał paradokumentalny film pt. Dark Side of the Moon, który podsycił tę teorię spiskową. Dzieło to, wyreżyserowane przez Williama Karela, zostało pierwotnie wyemitowane na kanale Arte w 2002 roku pod tytułem Opération Lune. W filmie znajdują się sfabrykowane wywiady, opowieści o zabójstwach asystentów Stanleya Kubricka przez CIA oraz różne rzucające się w oczy błędy. Mimo to Opération Lune jest nadal traktowany przez niektórych zwolenników teorii spiskowej za wiarygodne źródło informacji.

Według producentów filmu Opération Lune Kubrick miał rzekomo zostać zmuszony do udziału w oszustwie NASA. Słynny reżyser miał być szantażowany przez agencję, która groziła mu ujawnieniem, iż jego młodszy brat Raul był zaangażowany w działalność Komunistycznej Partii Ameryki. Problem w tym, że Kubrick nigdy nie miał brata. Fakt ten nadal wielu „spiskowcom” nie przeszkadza.

Prawdziwy spisek

Teorie na temat rzekomo sfingowanych lądowań statków Apollo na Księżycu kolportowano w czasach amerykańsko-sowieckiej rywalizacji w dziele podboju przestrzeni kosmicznej. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku ludzkość była już przyzwyczajona do tego, iż ludzie odbywali wyprawy astronautyczne. Oczywisty był też dla każdego fakt, że Księżyc to kosmiczna pustynia, gdzie istnienie jakiegokolwiek życia jest niemożliwe. Jednak w XIX stuleciu sytuacja była zupełnie inna.

25 sierpnia 1835 roku w gazecie The New York Sun ukazał się pierwszy z serii sześciu artykułów ogłaszających rzekome odkrycie życia na Księżycu. Artykuły te zostały podobno przedrukowane z Edinburgh Journal of Science, a ich autorem miał być doktor Andrew Grant, współpracownik sir Johna Herschela, słynnego astronoma tamtych czasów. Faktem jest to, że Herschel udał się do Kapsztadu w Afryce Południowej w styczniu 1834 roku, by założyć obserwatorium astronomiczne z potężnym nowym teleskopem. Jednak to, co opisywała seria sześciu artykułów, nie miało nic wspólnego z jego badaniami.

Nowojorski dziennik donosił, że przy pomocy swojego nowego teleskopu Herchel znalazł dowody na istnienie form życia na Księżycu, w tym tak fantastycznych zwierząt jak jednorożce, dwunożne bobry i futrzane, skrzydlate humanoidy, przypominające nietoperze. Artykuły zawierały również barwny opis geografii Księżyca, wraz z masywnymi kraterami, ogromnymi kryształami ametystu, rwącymi rzekami i bujną roślinnością.

W pierwszym z tych artykułów można było przeczytać: „Za pomocą teleskopu o ogromnych rozmiarach i całkowicie nowej zasadzie działania, Herschel w swoim obserwatorium na półkuli południowej dokonał niezwykłych odkryć. Uzyskał wyraźny widok obiektów na Księżycu. Widział bujną roślinność, brązowe czworonogi przypominające miniaturowe żubry, podobne do kóz stworzenia o figlarnej osobowości kociąt, długodziobe żurawie i duże skrzydlate stworzenia, zupełnie niepodobne do żadnego gatunku ptaków. Wyglądały raczej jak połączenie ludzi z nietoperzami. Herschel zbudował największy istniejący teleskop do badania gwiazd i przy pomocy tego instrumentu rozwiązał lub skorygował prawie każdy wiodący problem astronomii matematycznej”.

Osiągnięcia Herschela są niezaprzeczalne. Jest on wszak człowiekiem, który odkrył planetę Uran. Jednak dla doświadczonego czytelnika opis życia, które podobno „odkrył” Herschel na Księżycu, powinien prawdopodobnie być wskazówką, że historia jest fałszywa. To, co słynny astronom rzekomo znalazł na ziemskim satelicie, nie było ani mikroskopijnymi śladami dawno wymarłych organizmów, ani sugerującymi życie skamielinami. Gdyby wierzyć rewelacjom z nowojorskiego dziennika, Herschel w zasadzie odkrył księżycową cywilizację. Mimo to ludzie – łącznie z licznymi naukowcami – dali się nabrać.

Szał wywołany rzekomymi odkryciami Herschela omamił nawet zespół naukowców z Uniwersytetu Yale, którzy udali się do Nowego Jorku w poszukiwaniu artykułów z Edinburgh Journal. Wyprawa ta zakończyła się oczywiście fiaskiem. Jednak dziennik The New York Times nazwał odkrycia Herschela „prawdopodobnymi”, a liczne grupy religijne zaczęły planować pracę misjonarską na Księżycu, mimo że nie było wtedy absolutnie żadnych możliwości organizowania wypraw w przestrzeń kosmiczną.

Wyznanie autora mistyfikacji

Być może kluczem do tego, co opublikowano na łamach dziennika The New York Sun, był fakt, że gazeta została założona w 1833 roku i zmagała się początkowo z niskim nakładem. Miała niewielką rzeszę czytelników i pozostawała zdecydowanie w tyle za ówczesną prasową konkurencją. W 1834 roku do redakcji dołączył brytyjski pisarz Richard Adam Locke, krewny słynnego filozofa Johna Locke’a. Nowy pracownik doszedł do wniosku, iż gazecie potrzebne było coś przełomowego i sensacyjnego, co przyciągnęłoby nowych czytelników.

Od dnia opublikowania pierwszego fałszywego artykułu sprzedaż gazety znacznie wzrosła. Początkowo nikt niczego nie sprawdzał. Nikt nie dotarł do informacji, że The Edinburgh Journal of Science przestał być publikowany wiele lat wcześniej, a doktor Grant był postacią całkowicie fikcyjną. Nikt też nie kwestionował tego, iż domniemane istnienie bogatej fauny i flory na Księżycu w zasadzie przeczyło wszystkim dostępnym i rzetelnym danym astronomicznym.

Locke, który był autorem całej tej mistyfikacji, ostatecznie sam do wszystkiego się przyznał. 16 września 1835 roku redakcja oznajmiła, że jej artykuły były całkowicie zmyślone. Co szczególne, wyznanie to nie zaszkodziło jednak specjalnie wydawnictwu. Czytelników generalnie cała ta historia ubawiła, a sprzedaż gazety nie ucierpiała. The New York Sun kontynuował działalność do 1950 roku, kiedy to połączył się z New York World-Telegram.

Locke zwierzał się później, że nigdy nie spodziewał się, iż czytelnicy uwierzą, że jego satyra była reportażem opartym na faktach. W rzeczywistości prawdopodobnie zamierzał parodiować popularne wtedy artykuły szkockiego pastora i astronoma amatora Thomasa Dicka oraz innych, którzy argumentowali, że Księżyc ma atmosferę, która może podtrzymywać życie. Dick twierdził między innymi w swoich bestsellerowych książkach, że sam Księżyc ma 4,2 miliarda mieszkańców.

Balonem na Księżyc

Dość dziwną rolę w historii, która znana jest dziś jako „wielkie księżycowe oszustwo” (Great Moon Hoax), odegrał znakomity pisarz Allan Edgar Poe. Jak sam przyznał, był pod wrażeniem umiejętności pisarskich Locke’a, a jednocześnie przerażony gorliwością jego znajomych, którzy uwierzyli w tak absurdalną historię: „Ani jedna osoba na dziesięć mi znanych nie zdyskredytowała tego – pisał Poe – a pewien poważny profesor matematyki z Uniwersytetu w Wirginii powiedział mi na serio, że nie ma wątpliwości co do prawdziwości tego wszystkiego!”.

Przez pewien czas Poe chciał, by historia z The New York Sun okazała się oszustwem, ale nie dlatego, że był przeciwny mistyfikacji. Raczej początkowo wierzył, że Great Moon Hoax był plagiatem jego własnego oszustwa – odcinkowej opowieści o człowieku podróżującym na Księżyc balonem. Kiedy jednak doszedł do przekonania, że Locke nie splagiatował go umyślnie, Poe wyraził podziw dla „niezwykłej narracji” i „geniuszu pana Locke’a”. W 1844 roku Edgar Allan Poe opublikował kolejną własną mistyfikację – artykuł w gazecie donoszący o fantastycznej trzydniowej podróży balonem gazowym przez Ocean Atlantycki.

Wojna światów

Wszystko to stanowi swoisty wstęp do tego, co wydarzyło się w pierwszej połowie XX wieku. W 1938 roku Orson Wells odczytywał na antenie radiową adaptację powieści science fiction angielskiego pisarza H.G. Wellsa pt. Wojna światów. Całość rozpoczynała się monologiem wprowadzającym, ściśle opartym na początku oryginalnej powieści, po czym adaptacja przybrała format rzekomo typowego programu radiowego, co jakiś czas przerywanego rzekomymi serwisami informacyjnymi.

Program z muzyką na żywo przerywało kilka pierwszych rzekomych segmentów informacyjnych ze względnie jeszcze spokojnymi doniesieniami o niezwykłych eksplozjach na Marsie. W dalszej części programu podano pozornie niepowiązane z wieściami z Marsa doniesienia o nieznanym obiekcie spadającym na farmę w Grover’s Mill w stanie New Jersey. Napięcie dramatycznie wzrosło, kiedy korespondent relacjonujący rzekomo na żywo z Grover’s Mill zaczął opisywać stworzenia wyłaniające się z czegoś, co najwyraźniej miało być statkiem kosmicznym przybyszów z kosmosu.

W dalszej części sfingowanej relacji radiowej lokalni urzędnicy zbliżają się do kosmitów, machając flagą rozejmu, a kosmiczne „potwory” spalają ich w ogniu. Rzekomy reporter znajdujący się niby na miejscu tragedii opisuje dramatyczne wydarzenia w panice, aż do momentu, gdy sygnał audio nagle się urywa. Po tym następuje szybka seria aktualizacji wiadomości szczegółowo opisujących początek niszczycielskiej inwazji obcych i daremne wysiłki wojska, by ją powstrzymać.

Punktem kulminacyjnym pierwszej części sfingowanego odcinka jest kolejna rzekoma relacja na żywo, tym razem z dachu stacji radiowej na Manhattanie. Korespondent opisuje tłumy uciekające przed chmurami trującego dymu, wydobywającymi się z gigantycznych marsjańskich „maszyn wojennych”. W końcu narrator kaszle i milknie, a samotny krótkofalowiec pyta: – Czy jest ktoś na antenie? Czy nie ma… nikogo?

Wszystko to wywołało w wielu miastach oznaki prawdziwej paniki, a Orson Wells musiał osobiście zapewniać, iż audycja była sfingowana i zawierała opis całkowicie fikcyjnych wydarzeń. Nie zmienia to faktu, iż był to kolejny incydent sugerujący, że ludzie są niezwykle podatni na sensacyjne doniesienia, nawet wtedy, gdy nie mają one absolutnie nic wspólnego z prawdą.

„Wielkie księżycowe oszustwo” nie przybrało globalnych rozmiarów tylko dlatego, iż doszło do niego w czasach, w których wieści roznosiły się po świecie w miarę wolno. Dziś jest jednak zupełnie inaczej, w związku z czym każda nowa teoria spiskowa jest potencjalnie niezwykle niebezpieczna.

Andrzej Heyduk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama