Kiedy Surendran K. Pattel złożył przysięgę jako sędzia okręgowy w stanie Teksas, trafił na pierwsze strony gazet w swoich rodzinnych Indiach. Nie można się temu dziwić. Biografia tego prawnika hinduskiego pochodzenia jest zupełnie niezwykła. To jak inspirująca podróż, która pozostaje pod wieloma względami bezprecedensowa...
Dzieciństwo w nędzy
51-letni Pattel, pochodzący ze stanu Kerala w południowych Indiach, został mianowany sędzią w powiecie Fort Bend w stanie Teksas. Do jego zaprzysiężenia doszło 1 stycznia, czyli pięć lat po tym, jak został obywatelem USA. Dzieciństwo spędzał w nędzy. Jego rodzice byli robotnikami, którzy ledwo mogli zarobić na wyżywienie sześciorga dzieci. Jako dziecko Surendram skręcał beedis – tradycyjne papierosy wytwarzane z surowych liści tytoniu. Sprzedawał je na ulicach, przez co on i jego rodzeństwo mogli liczyć na trzy posiłki dziennie.
Jako nastolatek porzucił szkołę, gdyż nie uzyskał dobrego wyniku na egzaminach. Praktycznie zaakceptował swój los, szczególnie z chwilą, gdy zmarła jego najstarsza siostra, pozostawiając 15-miesięczną córeczkę. Jednak po pewnym czasie tragedia ta zachęciła go do ponownego zdefiniowania swojej przyszłości. Wrócił do szkoły i intensywnie się uczył.
Kiedy był na dwuletnim kursie przed pójściem na studia, Pattel często musiał opuszczać zajęcia, ponieważ nie mógł porzucić dorywczej pracy. Na pierwszym roku musiał błagać swoich nauczycieli, by dopuścili go do egzaminów końcowych mimo niskiej frekwencji. – Nie chciałem im powiedzieć, że nie chodzę na wykłady z powodu mojej sytuacji finansowej, ponieważ nie chciałem ich współczucia – mówił później.
Nauczyciele dali mu jeszcze jedną szansę. Kiedy ogłoszono wyniki, zaskoczył wszystkich, zajmując drugie miejsce w swojej klasie. Mniej więcej w tym samym czasie doszedł do wniosku, że najbardziej interesowało go studiowanie prawa. Jednak jego sytuacja finansowa nadal stanowiła wyzwanie. Pomogła mu hojność ludzi, których spotkał na swojej drodze. Jednym z nich był Singh Uttupp, który prowadził hotel w Kerali. – Powiedziałem mu, że jeśli nie da mi pracy, będę musiał przerwać naukę. Zatrudnił mnie do sprzątania hotelu – mówi Pattel. Pomagali mu również inni ludzie, a na czele tej listy znajduje się jego matka, którą nazywa „symbolem poświęcenia”.
Pattel uzyskał dyplom z nauk politycznych w 1992 roku, a następnie studiował prawo. Cztery lata później dostał posadę u prawnika P. Appukuttana i rozpoczął pracę w miejscowości Hosdurg w dystrykcie Kasaragod w Kerali. Pracował tam przez dekadę, dopóki jego żona Subha nie dostała pracy w szpitalu w stolicy Indii, Delhi. Postanowił pójść za nią, ponieważ nigdy nie chciał stanąć na drodze jej kariery. W Delhi przez kilka miesięcy pracował z prawnikiem indyjskiego sądu najwyższego. Jednak wkrótce jego żona znów musiała się przeprowadzić – tym razem do Stanów Zjednoczonych: – Chociaż nie byłem zadowolony z porzucenia mojego zawodu, musiałem z nią zostać. Bez niej nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem dzisiaj – twierdzi Surendran.
Tylko w Ameryce
Para przeprowadziła się do Teksasu w 2007 roku. Pattel pracował tu przez jakiś czas w sklepie spożywczym, zanim zdał sobie sprawę z tego, że może przystąpić do egzaminu adwokackiego. Następnie uzyskał amerykański dyplom prawa międzynarodowego. Kiedy zdecydował się kandydować na sędziego z ramienia Partii Demokratycznej, miał przykre doświadczenia – na przykład wyśmiewano go z powodu indyjskiego akcentu podczas kampanii wyborczej. Nie obyło się też bez ataków rasistowskich.
Pattel niczego nie żałuje i do nikogo nie ma pretensji. Twierdzi, że jego amerykańska podróż jest niezwykle satysfakcjonująca: – Stałem się obywatelem dopiero w 2017 roku, a teraz, w 2022 roku, wygrałem wybory. Nie sądzę, żeby coś takiego mogło się wydarzyć w jakimkolwiek innym kraju. To wyborcze zwycięstwo jest dla niego wyjątkowe także z powodów osobistych. Podczas praktyki w Teksasie Pattel mocno zaprzyjaźnił się ze starszym od siebie prawnikiem Glendenem B. Adamsem, a gdy ów zmarł, jego żona Rosalie Adams poprosiła Surendrana, by był jednym z ludzi niosących trumnę. Był to dla niego ogromny zaszczyt.
W Stanach Zjednoczonych często wspomina się o tzw. American dream. To niegdyś powszechne, niemal kultowe przekonanie, iż każdy mieszkaniec tego kraju – niezależnie od pochodzenia, statusu społecznego i pozycji materialnej – może dokonać praktycznie wszystkiego, pod warunkiem, że wykaże się odpowiednią ambicją, uporem i pracowitością. Ostatnie, burzliwe lata przyniosły spore osłabienie tego przekonania. Niektórzy twierdzą wręcz, że American dream jest złudną fikcją, a nie realną możliwością. A jednak historie podobne do tej, jak stała się udziałem Pattela, nadal się zdarzają.
Termin „amerykański sen” został wymyślony przez Jamesa Truslowa Adamsa w 1931 roku, który stwierdził, że „życie powinno być lepsze, bogatsze i pełniejsze dla każdego, zgodnie z umiejętnościami, niezależnie od klasy społecznej lub okoliczności narodzin”. Zwolennicy tego etosu często twierdzą, że jego założenia wywodzą się z Deklaracji Niepodległości, która stanowi, że „wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi” z prawem do „życia, wolności i dążenia do szczęścia”.
Jednak w całej historii Ameryki pojawiali się krytycy tej idei. Niektórzy zwracają uwagę na to, że amerykańskie skupianie się na indywidualizmie i pozyskiwaniu kapitału skutkuje materializmem, konsumpcjonizmem i brakiem solidarności społecznej. Inni są zdania, że jest to ideologia, która nie docenia trudności, z jakimi boryka się wielu Amerykanów. Życiorys Pattela krytyki tej nie unieważnia, ale jest krzepiący.
Andrzej Malak