Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 03:38
Reklama KD Market

„Tu Radio Wolna Europa!”

„Tu Radio Wolna Europa!”
Jan Nowak-Jeziorański, pierwszy dyrektor Rozgłośni Polskiej RWE w Monachium (fot. Wikipedia)

„Tu Radio Wolna Europa!” – te słowa dobrze pamiętają starsi Polacy. Słuchali RWE najczęściej późnym wieczorem. Musieli przy tym co chwila pokręcać gałką swoje radioodbiorniki, żeby wyjść ze strefy szumów aparatury zagłuszającej. Ocenia się, że podczas ważnych wydarzeń – jak październik 1956 roku czy stan wojenny w 1981 roku – Radia Wolna Europa słuchała połowa dorosłych Polaków...

Z RWE dowiadywali się o tym, czego nie przekazywała rządowa prasa, radio i telewizja. A prawda, jaką słyszeli, była wyzwalająca. Wkład audycji Radia Wolna Europa w to, że Polacy nie dali się otumanić komunizmowi, jest nie do przecenienia. W czasie stanu wojennego w Polsce RWE, choć mocno zagłuszane, było praktycznie jedynym dostępnym medium, które przekazywało wiarygodne informacje.

Ironią losu jest to, że – oprócz służb bezpieczeństwa – najbardziej uważnymi słuchaczami RWE byli ci, którzy wywierali wpływ na decyzje w skali państwowej. Ludzie z aparatu PZPR. To oni byli najpilniejszymi i najbardziej regularnymi słuchaczami RWE. Słuchali ze strachu, co jeszcze wyjdzie na jaw. Sam wódz partyjny Władysław Gomułka, największy wróg Radia Wolna Europa, był nałogowym słuchaczem tej rozgłośni. Denerwował się, że źle słychać, choć to przecież on kazał włączać zagłuszarki – jak po latach zdradził jego tłumacz.

Zagłuszanie prawdy

Oprócz Radia Wolna Europa w języku polskim nadawały też inne rozgłośnie: Głos Ameryki, BBC, Głos Paryża, Madrytu, Watykanu, Tirany, Niemiecka Fala, Radio Kanadyjskie. Jednak to RWE nadawała przez najwięcej godzin w ciągu doby i była najczęściej słuchana przez Polaków.

Znamienne, że podczas wydarzeń 1956 roku kilkusetosobowy tłum w Bydgoszczy zdemolował, a następnie podpalił budynki, w których znajdowała się aparatura zagłuszająca RWE. Ludzie chcieli nie tylko chleba, ale i prawdy. Władza komunistyczna, bojąc się kolejnych ataków na urządzenia zagłuszające w innych miastach, wydała komunikat o zaprzestaniu akcji zagłuszania. To było wówczas wielkie, niespodziewane zwycięstwo polskich patriotów.

Zmasowana walka z falami radiowymi zaczęła się od pierwszego dnia, kiedy z zagranicy zaczęto nadawać programy w języku polskim. Z latami wdrożono strategię zagłuszania zachodnich rozgłośni na falach krótkich i średnich. W przypadku tych pierwszych sprawdzały się krótkofalowe nadajniki skonstruowane przez polskiego inżyniera Szmita, stąd zostały nazwane „szmitówkami”. Produkowano je seryjnie i montowano na budynkach państwowych.

Fale średnie zakłócało m.in. centrum radiowe w Woli Rasztowskiej, gdzie był bardzo wysoki maszt radiowy. Pomysł był prosty: emitować sygnał radiowy o tej samej częstotliwości co fala, na której odbywała się transmisja z Zachodu. Poza tym planowano produkować tylko takie radioodbiorniki, na których nie będzie się dało słuchać RWE. Było to jednak niewykonalne.

Po 1956 roku, na skutek bydgoskich wydarzeń, zagłuszanie prowadzono z terytorium ZSRR i Czechosłowacji. Za tę „bratnią pomoc” Moskwa kazała sobie słono płacić w produktach rolnych i przemysłowych. W 1971 roku władze polskie powróciły do akcji zagłuszania. Kontynuowały ją do 1988 roku. Dopiero wtedy uznały, iż dłużej tego robić nie ma sensu. A tak naprawdę, to komuniści nie mieli już pieniędzy na utrzymywanie aparatur zagłuszających i ludzi, którzy tym się zajmowali.

Kurier z Warszawy

Jan Nowak-Jeziorański to legenda Radia Wolna Europa. Żołnierz Armii Krajowej, powstaniec warszawski. Legendarny kurier, który w czasie wojny przewoził korespondencję pomiędzy dowództwem AK w Warszawie a rządem polskim w Londynie. Był przyjęty przez samego Churchilla. Został pierwszym dyrektorem RWE. Rozgłośnią kierował od 1951 do 1976 roku. Po nim było jeszcze kilku innych dyrektorów RWE, lecz żaden z nich nie wsławił się tak jak Jeziorański.

Po wojnie Jeziorański został w Londynie i pracował w polskiej sekcji BBC. W 1951 roku objął kierownictwo polskiej redakcji RWE w Monachium. Zebrał zespół utalentowanych dziennikarzy, aktorów i reżyserów radiowych. Wszyscy oni musieli zamieszkać w Monachium. Nie narzekali z tego powodu. Pensje etatowych pracowników RWE były dwa razy wyższe niż średnia krajowa zarobków w Niemczech Zachodnich. CIA, które finansowało Radio, nie żałowało pieniędzy. Po latach wyszło na to, że nie były to pieniądze wyrzucone w błoto.

Początki Radia Wolna Europa były jednak skromne. Pierwsze audycje nagrywane były w studio w Nowym Jorku i wysyłane pocztą do Frankfurtu w Niemczech. Dopiero stamtąd były nadawane na całą Europę Wschodnią. Początkowo były to programy półgodzinne.

To się zmieniło, gdy Radio Wolna Europa zostało przeniesione do Monachium. W budynku Radia pracowało około tysiąca osób różnych narodowości, w tym stu kilkudziesięciu Polaków. Polacy stanowili najliczniejszą sekcję. Pierwsza polska audycja z Monachium została nadana 3 maja 1952 roku. Zaczęła się zapowiedzią spikera: „Mówi Radio Wolna Europa, głos Wolnej Polski”. Jako pierwsi przemówili: prezes Komitetu Wolnej Europy admirał Harold Miller i dyrektor rozgłośni Jan Nowak-Jeziorański.

Po odejściu z RWE Jeziorański opublikował obszerne wspomnienia dotyczące swojej pracy w rozgłośni. Czyta się je jak powieść sensacyjną. Miał fenomenalną pamięć. Pamiętał każdego pracownika polskiej sekcji Radia Wolna Europa. Napisał:

„W ciągu prawie ćwierćwiecza mojej pracy w rozgłośni RWE przesunęło się przez nią trzystu osiemnastu Polaków. Jedni odchodzili do innej pracy, drudzy przechodzili na emeryturę, inni na tamten świat – zastępowali ich nowi. Ich żmudnej pracy Wolna Europa zawdzięcza wysoki poziom swoich audycji, swój wpływ i popularność. Nazwiska albo pseudonimy: Jadwigi Mieszkowskiej, Wiktora Trościanki, księdza Tadeusza Kirschke, Pawła Zaremby, Lucjana Perzanowskiego, Henryka Rozpędowskiego – stały się znane jak Polska długa i szeroka”. Starsze pokolenie Polaków, które słuchało RWE, może to potwierdzić.

Na przestrzeni lat w RWE występowały takie osobowości z emigracji jak: Gombrowicz, Tyrmand, Miłosz, Czapski, Rubinstein. Radio miało także wielu korespondentów z Polski, którzy mieszkali w dużych miastach i na prowincji. Byli to tzw. prości ludzie, ale także osoby zajmujące ważne stanowiska w przemyśle i administracji. Łączyło ich jedno: nie znosili komuchów i ich stylu rządzenia Polską.

Różnymi drogami wysyłali listy do Radia Wolna Europa. Nie można było listu do monachijskiej rozgłośni, ot tak, wysłać pocztą. Przesyłki adresowane do RWE były konfiskowane przez pracujących na poczcie urzędników bezpieczeństwa. Kontakt z Wolną Europą był traktowany jak zdrada państwa, którą karano więzieniem. Natomiast nie słyszało się raczej o wyrokach za słuchanie RWE. Władza PRL zdawała sobie sprawę, że wtedy musiałaby zamknąć w więzieniach kilka milionów Polaków.

Poza cenzurą

Bez wiadomości z Radia Wolna Europa Polacy nie wiedzieliby, na przykład, co dzieje się w szeregach władz PZPR. Zakulisowe partyjne rozgrywki były przecież największą tajemnicą państwową. Ale zawsze znalazł się jakiś niedoceniany towarzysz, który informował RWE o frakcjach wśród polskich komunistów. A później dowiadywało się o tym pół Polski.

Podobnie Polacy nie wiedzieliby, gdyby nie Radio Wolna Europa, o wydarzeniach w świecie tajnych służb. Na przykład to monachijska rozgłośnia jako pierwsza poinformowała Polaków o ucieczce z Rosji pułkownika NKWD Michała Goleniowskiego. Przekazał on Amerykanom nazwiska kilkuset agentów wywiadu rosyjskiego i polskiego pracujących na Zachodzie. To było dla służb komunistycznych jak mocne trzęsienie ziemi.

Z ciekawostek. Goleniowski także wyjawił, że w pokoju przeciwpodsłuchowym amerykańskiej ambasady w Warszawie zainstalowane są mikrofony. Znajdowały się one w „oryginalnych” cegłach, które zostały zakupione na remont ambasady. A akurat w amerykańskiej ambasadzie w Warszawie toczyły się rozmowy między Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Rosjanie wszystko słyszeli.

As polskiego wywiadu

W marcu 1971 roku wszystkie media PRL zachłystywały się wiadomościami o asie polskiego wywiadu, który powrócił do kraju po wypełnieniu specjalnego zadania. Podczas występów w radiu i telewizji ów agent, kapitan Andrzej Czechowicz, opowiadał, jak przejął największe sekrety Radia Wolna Europa. Jego sukcesami, chciała czy nie chciała, żyła cała Polska. Stał się gwiazdą medialną. Śmiano się: otworzyłem lodówkę, a tu kapitan Czechowicz.

Później as wywiadu objeżdżał domy kultury, zakłady pracy, szkoły i opowiadał, jak wykonywał przeznaczone mu niebezpieczne zadanie. W efekcie w ciągu paru miesięcy wszystko to zaczęło przypominać parodię historii szpiegowskiej. Ludzie nie mieli pojęcia o tym, że Andrzej Czechowicz jest oficerem polskiego wywiadu. On sam dowiedział się o tym dopiero po powrocie do Polski.

Ówczesny redaktor naczelny Polityki, Mieczysław Rakowski, wyjawił podczas towarzyskiego spotkania dowcip krążący wśród polskiej inteligencji: „Na jakie grupy dzieli się ludność Polski? Na inteligentów, półinteligentów, ćwierćinteligentów i na asów wywiadu”. W końcu Polacy byli tak znudzeni kapitanem Czechowiczem, że relacje z jego spotkań przekazywało jedynie... Radio Wolna Europa.

Wielka mistyfikacja

Kariera szpiegowska Andrzeja Czechowicza była największą mistyfikacją w dziejach polskich służb specjalnych. Z Polski, po ukończeniu studiów na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego i krótkiej pracy, wyjechał do ciotki w Anglii. Tam poprosił o azyl polityczny. Nie udzielono mu go. Przeniósł się więc do Niemiec Zachodnich, gdzie został zakwaterowany w obozie dla uchodźców w Zimdorf.

Miejsce to okazało się bardzo odległe od jego wyobrażeń o wygodnym życiu za żelazną kurtyną. W desperacji skontaktował się z Polską Misją Wojskową w Berlinie i poprosił o zgodę na powrót do kraju. W swoim podaniu napisał: „Chcę dostać szansę, aby naprawić zło wyrządzone socjalistycznej ojczyźnie”. Takiej szansy wówczas nie dostał.

W międzyczasie w obozie dla uchodźców Czechowicz poznał ukraińskiego pracownika RWE. Zrobił na nim dobre wrażenie i ten zarekomendował Czechowicza polskiej sekcji Radia Wolna Europa. Po roku Czechowicz dostał pracę w wydziale archiwum RWE. Wówczas o osobniku, który chciał naprawić zło wyrządzone socjalistycznej ojczyźnie, przypomniał sobie polski wywiad. Obiecano mu możliwość powrotu do kraju oraz nagrodę, w zamian za współpracę. Czechowicz zgodził się. Choć pewnie wtedy już nie za bardzo miał ochotę wracać do Polski. W Monachium dobrze zarabiał, spotykał się z kobietami, imprezował.

Dziennikarz RWE Aleksander Świejkowski wspominał, jak wyglądała praca asa wywiadu: „Dział, w którym pracował Czechowicz, to był po prostu research, archiwum. Mieścił się w piwnicznej części naszego, polskiego skrzydła budynku. W kilku pokojach siedziało kilka osób. Ich praca polegała na codziennym przeglądaniu polskiej prasy, wszystkich, dosłownie wszystkich wychodzących w Polsce gazet. Wszystko po to, by dziennikarz piszący komentarz, felieton, miał potrzebne mu dane”.

Na rozkaz polskiego wywiadu Czechowicz nagle, w 1971 roku, pojechał do Polski. Był eskortowany przez wywiadowców, na wszelki wypadek. I w Polsce zaczął występować jako wielki as wywiadu. Propaganda PRL-u zrobiła z działu archiwum najbardziej tajny departament rozgłośni RWE, znajdujący się pod bezpośrednią kontrolą CIA. Nie można było przyznać, że tak przebiegły szpieg miał wgląd jedynie do takich materiałów, do których każdy Polak miał legalny dostęp.

Ale dla władz PRL nie było ważne, że Czechowicz w Monachium niczego nie osiągnął. Liczyło się to, że przez pięć lat rzeczywiście pracował w RWE, niby jako polski oficer wywiadu. Z tego powodu z przyjazdu podrzędnego agenta uczyniono wielki medialny show, który przez długi czas był najważniejszym wydarzeniem w Polsce.

Podczas wywiadów Czechowicz przekazywał informacje, jakie otrzymywał od swoich mocodawców. Centrala wywiadu w Warszawie wiedziała dużo więcej o Radiu Wolna Europa i jej pracownikach niż pracujący tam Czechowicz. Czechowicz był po prostu kimś w rodzaju papugi. Tylko raz spotkał się z Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Gdyby na dyrektorze RWE zrobił dobre wrażenie, nie zostałby w pokoju w piwnicy. Ale podczas spotkań w Polsce Czechowicz opowiadał, jakby z Jeziorańskim miał do czynienia na co dzień i poznał jego najważniejsze sekrety.

W końcu same polskie władze zorientowały się, że źle prowadziły promocję Czechowicza. Niebawem wszyscy już mieli dość tego dzielnego agenta i jego rewelacji. Gdyby w tamtych czasach istniały memy internetowe, Czechowicz byłby ich najczęstszym bohaterem. Andrzej Czechowicz, awansowany na podpułkownika, został nic nie znaczącym pracownikiem w nic nie znaczącej polskiej ambasadzie w Ułan Bator w Mongolii.

Ryszard Sadaj

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama