Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 06:23
Reklama KD Market
Reklama

Miasta nieśmiertelnych

Miasta nieśmiertelnych
Panorama Longyearbyen (fot. Wikipedia)

Śmierć to nieunikniony finał ludzkiej egzystencji. Czy można go jednak zakazać? Choć brzmi to nieprawdopodobnie, istnieją miasta, w których nie wolno umierać. Schorowanych i starszych mieszkańców na spotkanie z Bogiem wysyła się poza ich granice. Cmentarze nie działają, pochówki w trumnach są nielegalne, a szpitale czasem nie przyjmują nawet porodów...

Strach przed wirusem

Osiemset mil od bieguna północnego, w norweskim Longyearbyen, najbardziej wysuniętym na północ mieście na świecie, śmierć zakazana jest od 1950 roku. Z powodów… zdrowotnych. Zima bez wschodów słońca trwa tu cztery miesiące, a ziemia jest tak zmarznięta, że zwłoki nigdy się nie rozkładają. Niefortunnie wraz z nimi przeżywają patogeny. Kiedy badacze odkryli, że zakopane na lokalnym cmentarzu zmrożone ciała ofiar słynnej grypy hiszpanki z 1918 roku nadal zawierają aktywne sekwencje zabójczego wirusa, miasto całkowicie zakazało pochówków. A w konsekwencji umierania. Nie ma tu hospicjów ani domów spokojnej starości. By opuścić ten świat, mieszkańcy arktycznej wioski muszą znaleźć sobie inne miejsce.

Dziś każdy spośród 2 tysięcy lokali Longyearbyen ma prawny obowiązek posiadania stałego adresu na głównym lądzie. To zabezpieczenie w razie potrzeby nagłej wyprowadzki… przed zgonem. Osoby starsze, chore terminalnie czy potrzebujące asysty przenosi się do domów opieki lub szpitali na południu Norwegii z wyprzedzeniem. Wszystko działa jak w zegarku i nikt nie protestuje. Jednak od czasu do czasu zdarza się tu komuś zejść z tego świata znienacka. Najczęściej podczas lawiny.

W Longyearbyen nie wolno wyzionąć ducha, ale też nie można się tu urodzić. Kilka tygodni przed terminem porodu kobiety opuszczają krainę mrozu. To niezwykłe miasteczko odwiedza co roku około 65 tys. turystów. Najczęściej, by zobaczyć wiecznie żywą zorzę polarną.

Dla świętego ducha

Kontrowersyjne przepisy nie zawsze wynikają ze zdrowego rozsądku. Itsukushima, miasto w zachodniej Japonii nie zdelegalizowało śmierci ze strachu przed wirusem. Powody były wyłącznie spirytualne. Wyspa od wieków jest miejscem świętym, domem wielu znanych na całym świecie starożytnych świątyń. W tym wpisanego na listę UNESCO Sanktuarium Itsukushima. Dla kapłanów Shinto „sterylność” tego miejsca stanowi sprawę najwyższej wagi. Chronienie świętego ducha przed „zakażeniem śmiercią” jest priorytetem od setek lat.

Pierwszy raz „oczyszczono” wyspę ze śladów śmierci w 1555 roku. Po jedynej bitwie, która odbyła się w historii Itsukushimy, ciała wszystkich poległych żołnierzy nakazano wtedy przenieść na stały ląd. Następnie z przelanej krwi i śladów śmierci oczyszczono także pola bitwy i miasto. Dosłownie. Przez kilka dni mieszkańcy szorowali ulice i budynki, a przesiąkniętą krwią ziemię zebrano i wywieziono na stały ląd.

Zachowanie duchowej czystości świętego miejsca było dla kapłanów tak istotne, że do 1878 roku w pobliżu sanktuarium zakazana była nie tylko śmierć, ale i narodziny. Ciężarnym kobietom kilka tygodni przed dniem porodu nakazywano natychmiastowe opuszczenie wyspy. Tak samo szybko pozbywano się śmiertelnie chorych, starych oraz wszystkich zagrożonych zgonem. Do dziś na Itsukushima nie ma cmentarzy ani szpitali.

Podatek od chorowania

Czasem zakaz śmierci ma być zachętą dla zdrowego stylu życia. Tak przynajmniej uznał Davide Zicchinella, burmistrz położonego w Kalabrii włoskiego miasteczka Sella. W 2015 roku Zicchinella orzekł, iż nielegalne będzie tu chorowanie i umieranie. Zachowanie zdrowia i dobrych praktyk higienicznych uznano za obowiązek każdego mieszkańca. Protesty bardziej leniwych nie złamały władz. Burmistrz podpisał dekret, w którym zakazano mieszkańcom zapadania na choroby i nakazano dbać o jak najdłuższe życie przez pozostawanie w formie. Na tych, którzy ignorowali dbanie o własną kondycję, władze nałożyły wyższe podatki.

Orzeczono za to, że mieszkańcy stawiający się na coroczne badanie lekarskie w ośrodku zdrowia będą nagradzani ulgą podatkową. Dziwaczną decyzję tłumaczono próbą ratowania kurczącej się i starzejącej populacji. W 1960 roku miasteczko liczyło 1300 mieszkańców, w 2015 roku pozostało ich zaledwie 537. Wśród nich 60 procent liczyło ponad 65 lat. Czy plan ozdrowienia włoskiej Selli zadziałał? Podobno, odkąd śmierć przez zaniedbanie stała się nielegalna, lokalna przychodnia zarejestrowała sto nowych wizyt na coroczne badaniach kontrolne. Przy pięciuset mieszkańcach to wynik rewelacyjny.

Brak miejsca dla dusz

Na śmierć może też brakować miejsca. W 1999 roku w Lanjaron w południowej Hiszpanii zakazano zapadać w sen wieczny z prozaicznej przyczyny – braku terenu na godny spoczynek dla dusz. Dla nieboszczyków po prostu zabrakło cmentarza. Czterem tysiącom mieszkańcom poradzono, by pozostali przy życiu, dopóki urzędnicy nie znajdą ziemi odpowiedniej na „spoczęcie w chwale”.

Z podobnym problemem borykał się burmistrz brazylijskiego miasta Biritiba-Mirim. Po tym, jak w 2005 roku zmarłych zmuszono do dzielenia krypt na cmentarzach, a kilku pochowano pod chodnikami, podpisał on ustawę, zgodnie z którą spotkanie ze śmiercią w mieście stało się aktem kryminalnym. Krewnych osób planujących „nielegalne” spotkanie z kostuchą straszono grzywnami, a nawet więzieniem. Burmistrz swoją desperację tłumaczył faktem, że 90 procent gruntu miasta zajmują podziemne rzeki stanowiące źródło wody dla mieszkańców San Paulo, a pozostały obszar to chroniona dżungla. Na wieczny odpoczynek nie starczyło w Biritiba-Mirim miejsca.

Wykopana śmierć

Co ciekawe, zakaz śmierci nie jest nowym zwyczajem. Pierwszy raz stała się ona nielegalna całe tysiąclecia temu na greckiej wyspie Delos, położonej niedaleko sławnego Mykonos. W starożytności mit Apolla, boga światła, i bogini Artemidy, którzy się tam narodzili, uczynił wyspę miejscem kultu bogów. Żaden śmiertelnik nie miał prawa się na niej urodzić. Ani, co gorsza, zejść z tego padołu.

Kobiety w ciąży i umierających wywożono ze świętej ziemi na sąsiednią wyspę Rineia. W V stuleciu p.n.e. postanowiono oczyścić Delos z jakichkolwiek śladów śmierci. Odmówiono wtedy miejsca spoczynku nawet „stałym” nieboszczykom. Rozkopano groby, usunięto wszystkie trumny ze zwłokami, a potem zniszczono cmentarze.

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama