Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 12:12
Reklama KD Market

Republikanie pogrążeni w chaosie

Republikanie pogrążeni w chaosie
Kevin McCarthy fot. SHAWN THEW/EPA-EFE/Shutterstock

Nie tak miał wyglądać rezultat wyborów połowy kadencji do Kongresu USA. Republikanie dzielili skórę na niedźwiedziu jeszcze przed listopadem, zakładając odbicie obu izb. Porażka w Senacie i mniejsze, niż oczekiwano zwycięstwo w Izbie Reprezentantów, po dziś dzień odbijają się czkawką wewnątrz ugrupowania, trwa szukanie winnych, a nawet nad stronnictwem zawisło widmo rozpadu.

Ta ostatnia perspektywa dziś może wydawać się jeszcze bardzo odległa, bo przede wszystkim liczy się kalkulacja polityczna. A ta pokazuje, że na razie bardziej opłaci się tkwić w systemie dwupartyjnym, aniżeli szukać możliwości kontynuowania kariery kongresowej jako polityk np. niezrzeszony. Mimo wszystko rozczarowujący rezultat wyborczy już wcześniej uwidocznił kryzys przywództwa, który teraz jest o tyle bardziej widoczny, że politycy GOP (Grand Old Party – przyp. red.) nie są w stanie wskazać… swego lidera.

Freedom Caucus

Wiadomo było, że jeszcze w poprzedniej kadencji lider ówczesnej mniejszości republikańskiej Kevin McCarthy nie cieszy się wielkim zaufaniem części polityków ugrupowania. Stąd on sam podjął świadome ryzyko, próbując zbliżyć się do Donalda Trumpa w trudnym dla niego okresie – gdy ten nie potrafił pogodzić się z wyborczą porażką i doszukiwał się spiskowych teorii mających świadczyć o masowych oszustwach przy urnach wyborczych. McCarthy jednak lawirował. Nigdy stanowczo nie powiedział, że Trump został okradziony z prezydentury, a były prezydent, choć przyjmował go w Mar-a-Lago, to podchodził do niego z widoczną rezerwą. To wystarczyło frakcji „wolnościowej” w Partii Republikańskiej (Freedom Caucus), by podkreślić z całą stanowczością, że kandydatura kongresmena z Kalifornii wcale im się nie podoba i jeśli ten nie zgodzi się na szereg ustępstw w ich kierunku, to zwyczajnie nie udzielą mu poparcia. W skład Freedom Caucus wchodzi aż 54 republikańskich kongresmenów, co stanowi o ich sile. Wiadomo było, że McCarthy musi być skłonny do negocjacji z nimi, bo przy wątłej przewadze w Izbie Reprezentantów bez ich wsparcia nie będzie w stanie rządzić. Wszystkich nie przekonał. W sześciu głosowaniach aż dwudziestu członków frakcji wolnościowej głosowało przeciw niemu.Negocjacje trwały w przerwach, ale nie przynosiły skutków nawet w obliczu komunikatu wydanego przez Donalda Trumpa, który wezwał, by ostatecznie postawić na McCarthy’ego – wskazując przy tym innego wewnętrznego „wroga” w partii, lidera mniejszości w Senacie – Mitcha McConnella. Na nic to. Kongresmenka Lauren Boebert z Kolorado z mównicy kongresowej grzmiała, że: „McCarthy nie ma wystarczającego poparcia, a jej ulubiony amerykański prezydent powinien do niego zadzwonić i nakłonić do wycofania się” z ubiegania o funkcję spikera. Czego chcą „wolnościowcy”? Funduszy kampanijnych dla swoich kandydatów i większych wpływów – przede wszystkim w komisjach, gdzie chcą prowadzić śledztwa w sprawie interesów prowadzonych przez Huntera Bidena i doszukiwać się oszustw wyborczych. Ale też ich żądania ujęte są w bardzo ogólnikowej formie; jak na przykład domagają się zmniejszenia możliwości rządu federalnego na ograniczenie praw i wolności obywateli czy zakazu wprowadzenia obostrzeń sanitarnych. Wiadomo też, że grupa „wolnościowców” domaga się obcięcia wydatków, w tym na pomoc dla Ukrainy, a część jej członków wręcz zażądała wstrzymania jakiegokolwiek wsparcia. McCarthy nie chce spełnić też ostatniego z postulatów, a mianowicie umożliwienia odwołania przewodniczącego Izby w przypadku utraty zaufania do niego przez część polityków stronnictwa.Do najbardziej kontrowersyjnych członków frakcji Freedom zaliczają się:Lauren Boebert – kongresmenka z Kolorado znana jest z silnego wsparcia lobby działającego na rzecz posiadania broni palnej. Sama chętnie pozuje do zdjęć z karabinem półautomatycznym. Reelekcję zdobyła z trudem, wygrywając w swoim okręgu różnicą zaledwie kilkuset głosów.Paul Gosar – kongresmen z Arizony, to jedna z najbardziej polaryzujących postaci w Kongresie. Zasłynął ze swego wsparcia dla organizacji białych nacjonalistów i suprematystów.Mary Miller – kongresmenka z Illinois zasłynęła kiedyś wypowiedzią, w której twierdziła, że „Hitler miał rację w jednym – ten, kto zdobywa władzę nad młodzieżą, dzierży władzę w przyszłości”. Później przeprosiła.Marjorie Taylor Greene – kongresmenka z Georgii to jedna z najbardziej radykalnych członków Izby Reprezentantów. Wielokrotnie głosiła spiskowe teorie powielane przez ruch QAnon, którego zresztą poparciem się cieszy. Mimo przynależności do Freedom Caucus głosowała za kandydaturą Kevina McCarthy’ego na stanowisko przewodniczącego Izby.

Tajemnicze negocjacje

W cieniu głosowań kamery uchwyciły dość niecodzienny obrazek. O ile Demokraci od samego początku wykazywali jednolitą postawę i dyscyplinę, o tyle Republikanie przez cały czas nie byli pewni rezultatu, a nawet zachowania przeciwników partyjnych. W ten oto sposób stworzył się niecodzienny sojusz. Matt Gaetz i Paul Gosar – najbardziej radykalni, ultraprawicowi członkowie Partii Republikańskiej – zostali nakryci przez reporterów, jak negocjują z lewicową kongresmenką z Nowego Jorku Alexandrią Ocasio-Cortez, a to przecież politycy stojący na najbardziej odległych od siebie biegunach. Gosar jeszcze niedawno podawał w mediach społecznościowych obrazki nawołujące do… zabicia Ocasio-Cortez. A tymczasem w Kongresie próbował uzyskać zapewnienie, że Demokratom nie przyjdzie do głowy poparcie lidera… ich ugrupowania. Cała ta sytuacja pozwala zadać sobie pytanie, czy wszelkie, te nawet najbardziej z pozoru wrogie sceny przedstawiające niechęć, nienawiść do siebie polityków przeciwnych obozów nie jest po prostu zwykłą grą przeznaczoną dla wpatrzonego w ekran telewizora wyborcy.

Kłopoty Republikanów

Wybór lidera w Izbie Reprezentantów to jeden z piętrzących się problemów Republikanów. Jeśli tak trudno jest osiągnąć porozumienie w kluczowej dla rządzenia tym gremium sprawie, to nie trudno sobie wyobrazić, z jakimi problemami borykać się będzie republikańska większość w ciągu najbliższych dwóch lat. Grupa Freedom Caucus pokazała, że wcale nie musi być pieczęcią, która będzie zgadzać się z każdą inicjatywą przywódców partii.Na pocieszenie Republikanie mogą mieć świadomość, że raczej nie ma szans, by „wolnościowcy” wspierali jakiekolwiek inicjatywy Demokratów. A poza tym zawsze na straży stać będzie przewodniczący, który w razie możliwego buntu może nie poddać danych inicjatyw pod debatę i głosowanie. Tarcia frakcyjne wśród Republikanów będą narastać, bo wraz z nową kadencją rozpocznie się kampania przed wyborami w 2024 roku. W starciu prezydenckim wcale nie musimy mieć pojedynku Biden-Trump, każdy z kongresmenów i tak będzie znów walczył o swój polityczny byt i kalkulował w taki sposób, aby nie tylko przetrwać kadencję, ale zdobyć kolejną. To może być najbardziej brutalny politycznie okres w historii Ameryki. Obecna procedura wyboru spikera Izby była tego namiastką – bo po raz pierwszy od 100 lat nie został on wybrany w pierwszym głosowaniu, a wcześniej miało to miejsce tuż po wojnie secesyjnej.

Daniel Bociąga[email protected][email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama