Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 06:25
Reklama KD Market
Reklama

Koniec czasu?

Historia ludzkości obfituje w przepowiednie o końcu świata. Począwszy od czasów starożytnych ludzie wciąż martwią się nadchodzącą apokalipsą. Już w 2800 roku p.n.e. Asyryjczycy zapisali na tabliczkach, że „nasza cywilizacja jest zdegenerowana, przekupstwo i korupcja są powszechne; dzieci nie są już posłuszne rodzicom; (...) a koniec świata ewidentnie się zbliża”. Poprzez wieki niewiele się zmieniło. Ludzkość, zwłaszcza przy zmianie daty, co jakiś czas ogarnia istne szaleństwo, że zmierzamy ku zagładzie...

Fałszywe przepowiednie

W drugiej połowie XIX wieku prawdziwy popłoch wywołało w Anglii wznowienie książki z przepowiedniami XVI-wiecznej wróżbitki Ursuli Southeil, znanej jako Matka Shipton. Southeil miała rzekomo w swoich wizjach widzieć koniec świata, który miał nastąpić w roku 1881, a dokładnie w nowy rok. I chociaż autor książki, Charles Hindley, przyznał krótko po jej opublikowaniu, że ta i inne przepowiednie zostały dodane przez niego samego w celu zwiększenia sprzedaży, to jednak niełatwo było do tego przekonać Brytyjczyków. Wiele osób wierzyło, że koniec jest blisko, tym bardziej że istniał jeszcze jeden rzekomy dowód na zbliżającą się apokalipsę.

Charles Piazzi Smyth, szkocki astronom królewski był przekonany, że piramidy w Gizie zostały zbudowane nie przez Egipcjan, ale przez starotestamentowego patriarchę, być może nawet samego Noego. W związku z tym dostrzegł teologiczne implikacje w prawie każdym pomiarze Wielkiej Piramidy. W środku znajdowały się hieroglify, które według niego były kalendarzem, kończącym się na roku 1881. Rzekome przepowiednie wróżbitki oraz popierające je twierdzenia Smytha wywołały panikę. W wydaniu Encyklopedii Britannica z 1911 roku tak pisano na temat tych wydarzeń: „Ludzie opuszczali swoje domy i spędzali noc na modlitwie na polach, w kościołach i kaplicach”.

Koniec świata miał też nastąpić 21 grudnia 2012 roku. Data ta miała kończyć 5126-letni cykl mezoamerykańskiego kalendarza. Panikę zapoczątkowała wydana w 1987 roku książka Jose Arguellesa, który nazwał tę datę „końcem czasu, jaki znamy”. Wywołało to lawinę spekulacji i przyczyniło się do powstawania najróżniejszych teorii, z których ta o rychłej zagładzie była najbardziej popularna. Zwolennicy tej teorii twierdzili, że koniec nastąpi na skutek niezwykle silnej aktywności Słońca, wchłonięcia Ziemi przez czarną dziurę w centrum galaktyki albo zderzenia Ziemi z mityczną planetą zwaną Nibiru. Panika objęła cały glob, ale – jak widać – znowu okazała się bezpodstawna.

Kometa, potop, trzęsienie ziemi

Komety od dawna były postrzegane jako zwiastuny zagłady. Kiedy więc w lutym 1910 roku Obserwatorium w Chicago ogłosiło odkrycie w ogonie komety Halleya trującego gazu zwanego cyjanogenem a znany francuski astronom Camille Flammarion stwierdził, że gaz ten „zostanie uwolniony do atmosfery i być może zniszczy wszelkie życie na naszej planecie”, wybuchł popłoch. Wprawdzie naukowcy starali się uspokoić opinię publiczną, ale na niewiele się to zdało. Ludzie wykupywali maski przeciwgazowe i „pigułki kometowe”. Dziennik New York Times donosił, że „przerażenie spowodowane zbliżaniem się komety ogarnęło dużą część mieszkańców Chicago”. Gazety w Atlancie pisały, że mieszkańcy Georgii przygotowywali schrony i zakrywali papierem nawet dziurki od kluczy. Szaleństwo skończyło się, dopiero kiedy kometa minęła Ziemię w bezpiecznej odległości.

Nie tylko kometa Halleya miała sprowadzić zagładę na naszą planetę. W 1499 roku niemiecki matematyk i astronom Johannes Stöffler przewidział, że 20 lutego 1524 roku w wyniku koniunkcji 20 planet świat ogarnie wielki potop. W Europie ukazało się ponad sto różnych broszur potwierdzających jego przepowiednię. Ludzie zaczęli masowo kupować łodzie, a niemiecki hrabia von Iggleheim zbudował trzypiętrową arkę. I chociaż rok 1524 był w Europie rokiem suszy, w wyznaczonym dniu spadł lekki deszcz. Przerażony tłum próbował dostać się na arkę. Rozpoczęły się zamieszki, w wyniku których zginęły setki osób a nieszczęsnego hrabiego ukamienowano.

Kolejna niebezpieczna koniunkcja miała zdarzyć się w 1982 roku. Ponieważ przewidziało ją w swojej książce Efekt Jowisza dwóch astrofizyków, absolwentów Cambridge, ludzie im uwierzyli. John Gribbin oraz Stephen Plagemann stwierdzili, że w 1982 roku ustawienie planet po tej samej stronie Słońca wywoła zmianę rotacji naszej planety, po której nastąpi cała seria katastrof. Jedną z nich miało być ogromne trzęsienie ziemi wzdłuż uskoku San Andreas, które zmiotłoby z powierzchni Los Angeles.

Zimą 1982 roku spanikowani mieszkańcy miasta bombardowali telefonami Obserwatorium Griffitha w Los Angeles, dopytując, czy powinni uciekać. Kevin Atkins z Gates Planetarium w Denver opowiadał, że ludzie dzwonili i pytali, czy mają sprzedawać dobytek i przenosić się na bezpieczniejsze tereny. Na Filipinach budowano schrony a pekińska gazeta The People’s Daily musiała uspokajać czytelników, że „nie ma związku przyczynowo-skutkowego między koniunkcją a katastrofami naturalnymi, takimi jak trzęsienia ziemi”.

Panika roku 2000

Najbardziej bliska naszym czasom przepowiednia katastrofy, która wywołała panikę na wielką skalę, była ta związana z rokiem 2000. Przez dekady programiści komputerowi używali dwóch, a nie czterech cyfr do reprezentowania lat. W związku z tym komputery miały rzekomo oszaleć 1 stycznia 2000 roku, ponieważ nie byłyby w stanie „zrozumieć” zapisu o roku „00”.

W konsekwencji miała więc nastąpić prawdziwa katastrofa – komputery, a co za tym idzie elektrownie, systemy bankowe, lotniskowe systemy kontroli lotów i wiele innych niezmiernie ważnych instytucji miało przestać działać. Gazeta The Independent ostrzegała przed „możliwą w tych warunkach wojną nuklearną” spowodowaną błędami w systemach wczesnego ostrzegania. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewidywał chaos gospodarczy w krajach rozwijających się a przewodniczący Rezerwy Federalnej Alan Greenspan martwił się, że panika związana z komputerowym błędem skłoni amerykańskie firmy do gromadzenia zapasów towarów, co doprowadzi do powszechnych niedoborów.

Jak wiemy, wszystkie te apokaliptyczne wizje okazały się błędne. Nasz świat – mimo wojny na Ukrainie, globalnej recesji i zagrożeń klimatycznych – funkcjonuje nieprzerwanie. A nadchodzący właśnie rok 2023 wolny jest na szczęście od globalnych katastroficznych przepowiedni.

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama