Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 06:48
Reklama KD Market

Filadelfijska zagadka

23 lutego 1957 roku w Filadelfii dokonano makabrycznego odkrycia, które miało się stać największą zagadką kryminalną w historii tego miasta. Mężczyzna, który sprawdzał swoje pułapki na piżmaki, odkrył w gęstych krzakach karton z ciałem w środku. Nie zgłosił swojego znaleziska, obawiając się, że policja skonfiskuje pułapki. Następnie student La Salle College zobaczył w zaroślach to samo pudło, z którego wystawała głowa dziecka…

Pierwsze śledztwo

Początkowo również student nikogo o swoim odkryciu nie powiadomił. Jak później tłumaczył, sądził, że była to wyrzucona przez kogoś lalka. Kiedy jednak dwa dni później usłyszał o zaginięciu dziecka w stanie New Jersey, wrócił do tego samego miejsca, znalazł ciało i wezwał policję. Policjanci ustalili, że w kartonie znajdowało się ciało chłopca, mniej więcej 4-letniego. Pudełko pochodziło z firmy JC Penney i zawierało wcześniej kołyskę.

Chłopiec był nagi, a jego ciało ktoś zawinął we flanelowy koc. Ustalono, że dziecko było niedożywione. Badanie ciała ujawniło, że włosy ofiary zostały dość prymitywnie obcięte. Śledczy znaleźli również blizny na kostce, stopie i pachwinie chłopca, a cięcia te miały charakter „chirurgiczny”. Ponadto ustalono, że dziecko znajdowało się przez pewien czas w wodzie, choć nie wiadomo, czy przed śmiercią, czy też po niej.

Miejsce zbrodni było wielokrotnie przeczesywane przez 270 rekrutów z akademii policyjnej, którzy odkryli tam męską niebieską sztruksową czapkę, dziecięcy szalik i męską białą chusteczkę z literą „G” w rogu. Policja rozpowszechniła również zdjęcie z sekcji zwłok chłopca w pełni ubranego i siedzącego, tak jak mógł wyglądać za życia, w nadziei, że może to pomóc w identyfikacji. Pobrano odciski palców zmarłego, ale nie były one zarejestrowane w żadnych policyjnych kartotekach.

Ten w sumie bardzo skąpy pakiet informacji stał się podstawą śledztwa. Sprawa wzbudziła ogromne zainteresowanie mediów w Filadelfii i sąsiednim stanie Delaware. Przez pewien czas wszyscy mówili o „chłopcu z pudełka” i co jakiś czas pojawiały się plotki o podejrzanych, co jednak nie miało żadnego związku z rzeczywistością. Jak to jednak zwykle bywa, w miarę upływu lat o sprawie zapomniano, choć dochodzenie nigdy nie zostało zamknięte.

„Chłopiec z pudełka”

Przez wiele lat a potem dekad próbowano ustalić tożsamość dziecka, ale żadna z tych prób nie przyniosła rezultatu, w związku z czym zaczęto zmarłego nazywać „chłopcem z pudełka”. Na cmentarzu Ivy Hill w Cedarbrook w Filadelfii pochowano malucha, a na nagrobku umieszczono napis „Nieznane dziecko Ameryki”.

Detektywi przeanalizowali setki tropów. Dokonano rekonstrukcji twarzy chłopca, a jego podobiznę umieszczono na ulotkach rozdawanych wśród mieszkańców stanu Pensylwania. Dziennik The Philadelphia Inquirer wydrukował 400 tysięcy ulotek przedstawiających podobiznę chłopca, które zostały rozwieszone w całym regionie i były dołączone do każdego rachunku za gaz w Filadelfii. Mimo to nigdy nie zgłosił się nikt, kto byłby w stanie zidentyfikować dziecko.

Wzięto pod uwagę rozliczne wersje wydarzeń, w tym również dość egzotyczne. Śledczy podejrzewali przez pewien czas, że chłopiec był węgierskim uchodźcą lub ofiarą porwania w 1955 roku. W roku 2016, a zatem ponad pół wieku po znalezieniu zwłok, Narodowe Centrum Dzieci Zaginionych i Wykorzystywanych opublikowało kryminalistyczną rekonstrukcję twarzy ofiary i dodało ją do swojej bazy danych. Było to w pewnym sensie symboliczne przyznanie się do tego, iż śledztwo w tej sprawie zakończyło się fiaskiem.

Współpraca z medium

Ze wszystkich tropów, którymi podążali śledczy, próbując zidentyfikować chłopca, dwa wydawały się szczególnie obiecujące. Pierwszy z nich pojawił się w 1960 roku, kiedy Remington Bristow, pracownik zakładu medycyny sądowej, skontaktował się z medium z New Jersey. Wizjoner powiedział, że śladów należy szukać w tzw. domu zastępczym (foster home) w bezpośredniej bliskości miejsca, gdzie znaleziono ciało. Kiedy człowiek ten został przywieziony do miejsca, w którym spoczywały zwłoki, natychmiast zaprowadził Bristowa bezpośrednio do domu rodziny zastępczej.

Bristow nie zdecydował się na bezpośrednią konfrontację z lokatorami domu, ale uzyskał dostęp do jego wnętrza, posługując się pretekstem. Znalazł tam kołyskę podobną do tej sprzedawanej w JC Penney. Odkrył również koce podobne do tego, w który owinięto ciało chłopca. W związku z tym nabrał przekonania, że dziecko należało do pasierbicy gospodarza domu. Bristow przypuszczał, że chłopiec mógł zostać zamordowany, aby pasierbica nie została ujawniona jako niezamężna matka.

Jednak policja ustaliła, że ​​wszystkie osierocone dzieci przebywające w tym domu nadal się tam znajdowały i że nic im nie groziło. Po serii przesłuchań śledczy doszli do wniosku, iż ustalenia Bristowa nie były poparte żadnymi faktami. Znacznie później, bo w roku 1998, porucznik policji w Filadelfii Tom Augustine, który prowadził prywatne śledztwo, oraz kilku członków Vidocq Society (grupa emerytowanych policjantów) przeprowadzili dodatkowe wywiady z ludźmi mieszkającymi przed laty w domu zastępczym. Ich wnioski były takie same – to nie oni byli sprawcami morderstwa.

Dramatyczna opowieść

Druga teoria pojawiła się w lutym 2002 roku w wyniku zeznań kobiety zidentyfikowanej tylko jako Martha lub „M”. Początkowo policja uznała jej opowieść za wiarygodną, mimo że osoba ta cierpiała z powodu zaburzeń psychicznych. Martha twierdziła, że ​​jej znęcająca się nad nią matka „kupiła” nieznanego chłopca – którego imię brzmiało Jonathan – od jego biologicznych rodziców latem 1954 roku. Następnie chłopiec był przez dwa i pół roku molestowany, często fizycznie i seksualnie.

Z dalszych zeznań Marthy wynikało, iż pewnego wieczoru podczas kolacji chłopiec zwymiotował posiłek złożony z fasolki po bretońsku i został mocno pobity. Uderzył wtedy głową o podłogę i stracił przytomność. Następnie dziecko zostało zmuszone do kąpieli, podczas której zmarło. Szczegóły te zgadzały się z informacjami znanymi tylko policji – koroner stwierdził, że żołądek chłopca zawierał resztki fasolki po bretońsku, a jego palce były pomarszczone wodą.

Matka Marthy miała potem obciąć długie włosy chłopca, próbując ukryć jego tożsamość. Zmusiła córkę, by pomogła jej w porzuceniu ciała w rejonie okolicy Fox Chase. Martha zeznała, że kiedy przygotowywali się do wyjęcia zwłok chłopca z bagażnika samochodu, obok nich zatrzymał się przejeżdżający mężczyzna, który zapytał, czy nie potrzebują pomocy. Człowiek ten po pewnym czasie odjechał, gdyż doszedł do wniosku, że nic podejrzanego się nie działo.

Pomimo pozornej wiarygodności zeznań Marthy policja nie była w stanie zweryfikować jej opowieści. Sąsiedzi, którzy mieli dostęp do domu jej matki, zaprzeczyli, by mieszkało tam kiedykolwiek małe dziecko i nazwali twierdzenia Marthy śmiesznymi. W ten sposób również ta teoria upadła.

Wątpliwe teorie

Rozważano również inne wersje wydarzeń, które jednak nie zainteresowały zbytnio śledczych. Pracownik zakładu medycyny sądowej Frank Bender opracował teorię, zgodnie z którą ofiara mogła być wychowywana jako dziewczynka. Podstawą tego scenariusza miała być nieprofesjonalna fryzura dziecka, która sprawiała wrażenie wykonanej w pośpiechu, a także wygląd wymodelowanych brwi. W 2008 roku Bender opublikował szkic niezidentyfikowanego dziecka z długimi włosami, odzwierciedlający odcięte kosmyki znalezione na ciele.

W roku 2016 dwóch pisarzy – Jim Hoffmann z Los Angeles w Kalifornii i Louis Romano z New Jersey – uważało, że odkryli tożsamość „chłopca z pudełka”. Poprosili o dokonanie analizy DNA dziecka oraz pewnej rodziny w Memphis w stanie Tennessee. Przedstawiciele lokalnych władz potwierdzili, że zbadają ten trop. Powiedzieli jednak także, iż przed porównaniem DNA konieczne będzie przeprowadzenie dodatkowych badań dotyczących ewentualnych powiązań ofiary morderstwa ze wskazaną rodziną w Memphis. W grudniu 2017 roku sierżant Bob Kuhlmeier potwierdził, że DNA pobrane od człowieka z Memphis zostało porównane z materiałem genetycznym chłopca, ale nie wykryto między tymi osobami jakichkolwiek związków.

Przełomowe odkrycie

8 grudnia 2022 roku komisarz policji w Filadelfii, Danielle Outlaw, ogłosiła przełom w sprawie „chłopca z pudełka”. Powiedziała, że dziecko, którego ciało znaleziono w 1957 roku, to Joseph Augustus Zarelli: – Zawsze pamiętaliśmy w naszej społeczności o historii tego dziecka. Nigdy o nim nie zapomnieliśmy. Jak wyjaśniono podczas policyjnej konferencji prasowej, Zarelli został zidentyfikowany dzięki genealogii genetycznej.

Genealogia genetyczna to stosunkowo nowa metoda wykorzystywania danych DNA w celu usprawniania badań genealogicznych, rozwiązywania rodzinnych tajemnic i rozbudowywania drzewa genealogicznego. Opierając się tylko na wspomnieniach starszych członków naszych rodzin oraz śladach, które pozostały na piśmie, jesteśmy w stanie odkryć nasze drzewo tylko do pewnego stopnia.

Genealogia genetyczna opiera się na badaniach DNA i tzw. dopasowaniach markerów. Badania takie są możliwe do przeprowadzenia na podstawie dowolnego fragmentu biologicznego, np. włosów, skóry, krwi i innych tkanek. Z roku na rok procedury te stają się coraz tańsze i coraz bardziej dostępne. Jest to już w pełni zautomatyzowana metoda prowadzenia badań.

Ustalony w badaniu DNA profil genetyczny jest porównywany z wariantami genów charakterystycznych dla danej populacji. Jest to szczególnie przydatne wtedy, gdy w wyniku długotrwałych poszukiwań genealogicznych danego nazwiska otrzymujemy kilka drzew genealogicznych obok siebie bez wzajemnych powiązań. Każde z tych drzew może sięgać kilkaset lat wstecz, a jednak nie mają wspólnego korzenia. By ustalić, czy istnieją jakieś powiązania między takimi drzewami genealogicznymi, przeprowadzane są badania genetyczne markerów DNA jednej osoby płci męskiej z każdego z tych drzew.

Identyfikacja ofiary

Właśnie w ten sposób naukowcom udało się ustalić tożsamość „chłopca z pudełka”. Jego DNA zostało przesłane do genetycznych baz danych, co doprowadziło detektywów do krewnych dziecka ze strony matki. Po przejrzeniu metryk urodzenia udało im się również zidentyfikować jego ojca. Badacze dowiedzieli się ponadto, że matka Zarelliego miała troje innych dzieci. Śledczy ustalili, że Joseph Augustus Zarelli urodził się 13 stycznia 1953 roku.

Identyfikacja ofiary morderstwa sprzed 65 lat jest ogromnym sukcesem, szczególnie w sensie naukowym. Jednak nie kończy to tej sprawy. Policja przyznaje, że wciąż pozostaje wiele pytań dotyczących życia i śmierci chłopca. Na razie policja nie ujawnia tożsamości jego rodziców, którzy już nie żyją. Jeśli zaś chodzi o ewentualnego sprawcę lub sprawców zabójstwa, śledczy odmawiają spekulacji na ten temat, ograniczając się do stwierdzenia, że „istnieją pewne podejrzenia”.

Przez cztery lata swojego życia Joseph musiał gdzieś mieszkać, ktoś musiał się nim opiekować, itd. Ponadto, jeśli żyje nadal jego rodzeństwo, ludzie ci z pewnością muszą coś wiedzieć o losach ich brata. W latach 50. nie było oczywiście komputerowych baz danych czy też cyfrowych zapisów o zdrowiu danego człowieka. W przypadku „chłopca z pudełka” istnieje z pewnością świadectwo jego urodzenia, ale ponieważ nigdy nie chodził on do szkoły, żadnych innych informacji na piśmie zapewne nie ma. Są jednak podejrzenia, że urodził się on w dość zamożnej rodzinie, co rodzi wiele dodatkowych pytań na temat jego losów oraz okoliczności śmierci.

Andrzej Heyduk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama