Ponura wieść zmroziła mieszkańców Guaratuby: w sielankowym dotychczas miasteczku położonym niedaleko San Paulo w ciągu dwóch miesięcy zniknęło dwóch chłopców. W lutym 1992 roku przepadł bez śladu sześcioletni Leandro Bossi, a w kwietniu o rok starszy Evandro Ramos Caetano. Odnaleziono tylko starszego z nich. Zwłoki chłopca leżały porzucone w zaroślach, z odciętymi częściami ciała i pozbawione oczu...
Blondyn z poderżniętym gardłem
Guaratuba to malowniczy nadmorski kurort położony w stanie Parana w Brazylii. Przez lata słynął on z najpiękniejszych plaż w okolicy i przyciągał tłumy turystów. Sielska atmosfera miasteczka zmieniła się diametralnie na początku lat 90., kiedy w okolicy zaczęły w tajemniczych okolicznościach znikać dzieci. W całym stanie odnotowano wtedy 19 przypadków, w Guaratubie siedem.
6 kwietnia 1992 Evandro Ramos Caetano szykował się do szkoły. Jego matka, nauczycielka, zwykle towarzyszyła chłopcu. Tego ranka musiała jednak wyjść wcześniej. Przygotowała synowi śniadanie i umówiła się z nim w szkolnej stołówce. Podstawówka znajdowała się kilkaset metrów od domu. Po drodze Evandro zorientował się, że zapomniał swojej gry komputerowej. Było jeszcze sporo czasu do dzwonka. Ruszył więc z powrotem po ulubioną zabawkę.
Kiedy chłopiec nie pojawił się na szkolnym posiłku, Maria Caetano uznała, że wrócił na obiad do domu. Postanowiła dołączyć do syna. Zastała jednak drzwi zamknięte na klucz. I żadnego śladu po Evandro. Zaniepokojona zawiadomiła męża, Ademira Caetano, pracownika miejskiego ratusza. Wkrótce całe już miasto na czele z burmistrzem szukało siedmiolatka. Odnalezienie syna członka lokalnych władz miejskich, którego wuj pracował w policji, stało się priorytetem.
Mijały godziny, nadszedł wieczór. W domu Ceatano zgromadziła się rodzina i znajomi. Modlono się o odnalezienie dziecka. Powagi sytuacji dodawał fakt, że w miasteczku rozeszła się wieść, iż już od pewnego czasu w niewyjaśnionych okolicznościach ginęły w tej okolicy dzieci. Plotkowano, że porywano je na handel organami lub sprzedawano sektom. Evandro był drugim chłopcem, który jakby rozpłynął się w powietrzu w ciągu dwóch miesięcy. Obaj mieli jasne oczy i blond włosy.
W piątym dniu poszukiwań odkryto w zaroślach potwornie okaleczone ciało dziecka. Z poderżniętym gardłem, pozbawione rąk, stóp, skóry głowy. Miało wycięte oczy, uszy, genitalia. Brakowało mu jelit, wątroby i serca oraz części lewego uda. Obok zwłok leżały klucze do domu Evandro i jego ubranie. Wezwany Ademir rozpoznał znamię na zwłokach i potwierdził podejrzenia policji. Zmasakrowane ciało należało do jego syna.
Makabryczne ofiary
Po miesiącach dochodzenia specjalny oddział policji, znany z brutalnych metod i tajnych operacji, wskazał pierwszych winnych – trzech członków lokalnej grupy praktykującej czarną magię. Odkryto także, że mają oni bliskie powiązania z córką burmistrza, Beatriz Abagge. Niedługo potem, w szokującym wystąpieniu telewizyjnym żona burmistrza, Celina Abagge, oraz trzech członków tzw. grupy czarów i dwóch pracowników fabryki należącej do rodziny burmistrza przyznało się do zbrodni. Wyjawili mrożące krew w żyłach szczegóły.
Celina, która zarządzała w tamtym czasie szkołami podstawowymi i żłobkami w mieście, miała wytypować chłopca i zwabić go cukierkami. Potem w tartaku należącym do rodziny Abagge złożono go w makabrycznej ofierze. Podczas rytuału odcięto dziecku uszy, ręce i genitalia, a także usunięto narządy wewnętrzne. Krew Evandro zmieszano zaś z trocinami i wrzucono do morza. Ofiara z chłopca miała poprawić sytuację polityczną i biznesową rodziny. Za mord, który miał przynieść „rytualne szczęście” Celina zapłaciła podobno członkom sekty 2 tysiące dolarów.
Po tych wyznaniach sprawa „Wiedźm z Guaratuby” zdominowała media w całym kraju.
Czarna magia przed sądem
Prokuratura oskarżyła Celinę i Beatriz, burmistrza oraz resztę grupy o morderstwo i wykorzystanie zwłok w rytuale składania ofiar z ludzi. Podczas śledztwa policja przeszukująca dom jednego z podejrzanych odkryła stosy literatury wychwalającej antychrysta, broszury zatytułowane Bóg nie żyje i Bóg to farsa. A nawet posąg diabła. Niektórzy z oskarżonych przyznali się również do udziału w porwaniu 6-letniego Leandro Bossiego. Zaczęto spekulować, że byli oni zamieszani także w zniknięcie ośmiorga innych dzieci w mieście. Policja nie miała jednak na to dowodów. Nie znaleziono też ciał pozostałych ofiar.
Po oskarżeniu siódemka podejrzanych trafiła do więzienia. Jeden z nich wkrótce zmarł, a reszta latami czekała na proces. 23 marca 1998 roku Beatriz i Celina stanęły w końcu przed sądem. I zmieniły swoje zeznania. Teraz twierdziły, że są niewinne. Przyznanie się do morderstwa chłopca policja miała rzekomo wymusić na nich torturami. Mówiły, że były brutalnie bite, duszone, a nawet gwałcone. Po 34 dniach debaty, najdłuższej w historii brazylijskiego sądownictwa, matkę i córkę uznano za niewinne.
Był to początek pełnej gwałtownych zwrotów akcji historii sądowej. Już w 1999 r. pierwotna decyzja ławy przysięgłych została bowiem unieważniona. Po długiej przerwie, w maju 2011 r. odbył się kolejny proces. Tym razem Beatriz uznano za winną i skazano na 21 lat więzienia. Zgodnie z brazylijskim prawem jej matka, Celina, nie mogła stanąć przed sądem po raz drugi, ponieważ skończyła w międzyczasie 70 lat.
Po odwołaniu się od wyroku w 2016 roku brazylijski sąd ponownie rozpatrzył sprawę. Tym razem Beatriz... ułaskawiono. Jak wyjaśniono, powodem takiego werdyktu miał być fakt, że była matką nieletniego. Resztę oskarżonych sądzono oddzielnie. Członkowie grupy parającej się czarną magią zostali skazani w 2004 r., a pracownicy fabryki uniewinnieni w 2005 r.
Zbrodnie i teorie spiskowe
Sprawa „Czarownic z Guaratuby” jest jedną z najdłuższych w annałach sądownictwa Brazylii. W 2016 roku jej archiwum liczyło 60 tomów. Odpowiedź na pytanie, czy Beatriz i Celina są winne, czy też zostały niesłusznie oskarżone, pozostaje przedmiotem niekończącej się debaty. Niektórzy uznają historię za zamkniętą. Dla innych pozostaje nierozwikłaną wciąż zagadką.
Na tej bazie zrodziły się liczne teorie spiskowe. Jedna z nich dotyczy siódemek: w morderstwie uczestniczyło siedem osób, w imieniu Evandro jest siedem liter, zamordowano go rzekomo dzień po porwaniu, a więc 7 kwietnia. A sama siódemka uważana jest przez członków rozmaitych sekt za magiczną liczbę.
Kolejna teoria zakłada, że znalezione ciało nie należało do Evandro. Pomimo zidentyfikowania zwłok przez rodzinę i pozytywnych testów. Sceptycy wierzą, że wyniki DNA oraz wnioski z analizy dentystycznej zostały sfingowane. Zaawansowany stan rozkładu zwłok jest zaś dowodem, że w zaroślach odkryto Leandro Bossiego, który zaginął dwa miesiące wcześniej. Przemawiać mają za tym też spodenki. Evandro był bowiem niższy.
Na zdjęciach te same spodenki sięgają mu do kolan. „Dlaczego na znalezionych zwłokach są o wiele krótsze?” – pytają podejrzliwi. Krąży wśród nich nawet pogłoska, że Evandro żyje. Chłopiec miał zostać wysłany na Kubę przez wujka, który sfingował jego morderstwo. W ten sposób chciał rzekomo zniszczyć karierę burmistrza, z którym miał polityczne porachunki.
Sprawa Evandro została oficjalnie zamknięta. Dla wielu jest jednak daleka od rozwiązania. Wina Celine i Beatriz do dziś pozostaje przedmiotem debaty dzielącej Brazylię na dwa obozy. Otwarte pozostaje pytanie, czy i do jakiego stopnia panika przed satanistami mogła wypaczyć wyniki śledztwa. I co tak naprawdę stało się z zaginionymi dziećmi z Guaratuby?
Joanna Tomaszewska